Do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja z jaką zetknęło się bezpośrednio Stowarzyszenie "Odyn" podczas prób wejścia na teren dawnego obozu, który nie został udostępniony dla zwiedzających jak i pewna historia, z która była już bezpośrednio związana ze mną. Aby wszystko miało jakikolwiek sens należy tutaj nakreślić tło sytuacji, wyobraźcie sobie, że na terenie obozu pojawia się grupa ludzi posiadająca bardzo dużą wiedzę związaną z działalnością jaką prowadziła III Rzesza na terenie Dolnego Śląska. Poza samą wiedzą idzie również praktyka oraz umiejętności techniczne. Podczas przyjazdu dokonują weryfikacji nieznanego szerzej miejsca po czym wyjeżdżają z chęcią przeprowadzenia szerszych badań. Niestety podczas następnego przyjazdu interesujące ich miejsce zostaje zabezpieczone foto pułapkami, a ciekawy wykonany z betonu obiekt zostaje zakratowany. Po dłuższej wymianie korespondencji z dyrekcją Muzeum Gross-Rosen okazuje się, że wejście na ten teren jest niemożliwe, a władze nie wyrażają zgody na prowadzenie jakichkolwiek prac - nie ma nawet możliwości posprzątania tego zapuszczonego i zapomnianego miejsca. Co więcej, każda próba wejścia na teren tak silnie chronionego terenu kończy się przyjazdem grupy interwencyjnej. Czy jest to normalne zachowanie? Moim zdaniem jak i zapewne większości z czytelników zdecydowanie nie!
Kantyna SS i znajdująca się na drugim planie brama prowadząca na teren obozu Gross-Rosen. Stan na kwiecień 2017. (fot. Jakub Pomezański)
Przeprowadzenie weryfikacji przez Stowarzyszenie "Odyn" mogłoby mieć kluczowe znaczenie dla rozwiązania wielu zagadek związanych z dawnym obozem koncentracyjnym z Rogoźnicy oraz rzuciłoby nowe światło na obiekty znajdujące się na jego terenie. Niestety obecne przedstawianie historii obozu może nie odpowiadać rzeczywistości. Jako przykład mogę podać np. znajdujący się na terenie koszar SS "magazyn warzyw". Podziemny obiekt posiada kilkanaście pomieszczeń oraz kominy wentylacyjne. Ja rozumiem, że warzywa muszą mieć zapewnione odpowiednie warunki przechowywania jednak osobne pomieszczenia (np. jedno na ziemniaki, drugie na marchew itd.) oraz wentylacja to już chyba delikatniej mówiąc przesada. Kolejna ciekawa sprawa to znajdująca się przy placu apelowym (jak zauważył Piotr ze Stowarzyszenia Odyn) kuchnia bez komina. Wszystkie te sprawy to jednak "pikuś" jeśli zwrócimy uwagę na jedną bardzo rażącą rzecz, a mianowicie znajdujące się prawie w tym samym miejscu co 75 lat temu klatki z psami. To niedopuszczalne niedopatrzenie, które dla już coraz mniej licznej grupy osób, które przeżyły piekło Gross-Rosen może być przyczynkiem do powrotu traumy jaką przeżyli tutaj przed laty. Mam nadzieję, że nikt z czytających ten tekst nie odbiera tego jako narzekanie gdyż nie jest to moim celem. Chciałem zwrócić uwagę na pewne niedopatrzenia dyrekcji muzeum, które można odebrać z niesmakiem (klatki z psami) oraz jako chęć ukrycia czegoś - celowo lub nie - z czego tak naprawdę jeszcze sobie nie zdaję sprawy (odrzucenie propozycji Stowarzyszenia "Odyn" oraz błędne nazewnictwo obiektów).
Mapa obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. (źródło: yadvashem.org)
Jak miałem się przekonać to jeszcze nie koniec, a ludzie związani z Gross-Rosen ponownie dali o sobie znać. Jak już większość czytelników wie, mam w zwyczaju poszukiwać wszelakich dokumentów związanych z miejscami, którymi jestem zainteresowany. Nie inaczej było w przypadku rogoźnickiego obozu koncentracyjnego. W archiwum CIA - można go również znaleźć w NARA - trafiłem na pochodzący z 7 maja 1945 roku dokument noszący nazwę "German Concentration Camps" (warto zwrócić uwagę na to, że użyto określenia "German", a nie "Nazi" jednak jest to już osobna historia) będący rezultatem działalności amerykańskich jak i brytyjskich służb wywiadowczych. W raporcie tym widnieją wszystkie znane zachodnim aliantom obozy koncentracyjne oraz obozy pracy - zarówno te większe jak Dachau, Auschwitz czy Majdanek ale również pomniejsze pośród których można znaleźć m.in. obóz z Głuszycy czy też Wałbrzycha (który co ciekawe zaraportowany został już w 1938 roku, a być może związany był z działającym w tym mieście zakładem IG Farben). Warto tutaj dodać, że zawarte tam dane są przynajmniej na poziomie mojej weryfikacji prawidłowe co nie pozostaje bez znaczenia dla dalszej części tekstu. Oczywiście nie zabrakło w nim także informacji na temat Gross-Rosen, informacji będących można powiedzieć dość kontrowersyjnymi.
Znajdujący się na terenie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen kamieniołom. Stan na luty 2017. (fot. Jakub Pomezański)
W dokumencie tym, którego wybrane fragmenty przedstawię poniżej możemy znaleźć informacje na temat lokalizacji obiektu, a dalej czytamy, że: "obóz został zaraportowany w 1938 roku, a w 1943 był cały czas w użyciu". Ciekawe? I to jeszcze jak, przecież cały czas mówi się, że początek jego działalności datuje się na 1941 rok. To jeszcze nie wszystko, zapisano nawet, że początek temu obozowi dały przeniesione w 1938 roku kobiety z innego, Niemieckiego obozu z Moringen. Aby było jeszcze ciekawiej - znajdujemy tam wyraźny zapis o działającej w 1943 roku komorze gazowej, o której oficjalna linia przedstawiania historii przez władze muzeum w Rogoźnicy milczy. Pozostaje to m.in. w sprzeczności z mapą znajdującą się m.in. w encyklopedii Holocaustu Yad Vashem przedstawiającą obóz po 1944 roku (widać na niej m.in. "obóz oświęcimski"). Jak miało się okazać informacje na temat komory gazowej można wydusić od jednej z osób związanych z tym miejscem zagłady - o tym w dalszej części. Wracając do dokumentu to znajdujemy tam również kilka ciekawych załączników zawierających informacje w jakich firmach oraz miejscowościach pracowali więźniowie z Rogoźnicy pozostając robotnikami przymusowymi. Niestety zestawienia to nie jest pełne, bardzo nad tym ubolewam gdyż byłaby to bezcenna informacja związana z badaniami kompleksu Riese. Dokumentem-raportem podzieliłem się z kolegami ze Stowarzyszenia "Odyn", szczególne zainteresowanie nim wyrkazał Darek, który pomimo mojej niechęci do korespondowania z jak ja ich nazywam "typowymi historykami" postanowił przesłać je do jednej z osób związanych z muzeum. Wywiązała się pomiędzy nimi ciekawa korespondencja, którą we fragmentach chciałbym tutaj na zakończenie przytoczyć.
Wybrane dokumenty wywiadowcze na temat obozu z Rogoźnicy, zaczynając od górnego rządu z lewej strony: okładka, opis obozu, zatrudnienie więźniów obozu w departamencie C (III Rzesza), wykaz przedsiębiorstw korzystających z robotników przymusowych pochodzących z Gross-Rosen z podziałem na mężczyzn oraz kobiety (dwie ostatnie strony). (źródło: Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)
Zanim jednak przejdziemy do tego co na temat dokumentów napisał jeden z ludzi związanych z muzeum chciałbym wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Zawsze, ale to dosłownie zawsze podkreślam, że dokumenty pochodzące z CIA są materiałami wywiadowczymi i mogą zawierać błędy, nie zmienia to jednak faktu, że można znaleźć w nich bardzo cenne informacje, które należy zweryfikować. Do pewnego czasu byłem przekonany, że podobne podejścia mają również ludzie ze świata nauki, w tym wypadku historycy jednak rzeczywistość zweryfikowała przypuszczenia i okazało się, że tak nie jest. Nie inaczej było w przypadku dokumentów dotyczących Gross-Rosen. Poniżej kilka fragmentów z korespondencji mailowej wraz z moim komentarzem:
"Bardzo dziękujemy, że zechciał Pan podzielić się z nami swoim odkryciem i znalezionymi dokumentami. Nie mamy jednak żadnej pewności, że zamieszczone w internecie dokumenty są oryginalne. Nie znajdują się na stronie archiwum czy innej poważnej instytucji." - dokumenty znalezione w internecie w katalogu archiwum CIA mogą być nieoryginalne. Zostawiam to do Waszej oceny.
"Nie ma żadnych podstaw by przyjąć, że obóz Gross-Rosen powstał w 1938 r. Jesteśmy w posiadaniu dokumentów obozowych z lat 1940-1942, w których jest mowa o kolejnych etapach budowy obozu." - być może warto sprawdzić czy w 1938 nie powstał choćby jakiś mały obóz pracy. Absolutnie nie zgadzam się z tym stanowiskiem.
"Poza tym w akapicie dotyczącym więźniów figuruje błędna informacja na temat Rosjan (komisarzy), którzy trafili do Gross-Rosen i zostali uśmierceni w komorach gazowych. Było to niemoźliwe albowiem w Gross-Rosen nie było komór. Już ta informacja wskazuje, że do omawianych dokumentów należy podchodzić ostrożnie." - jak miało się okazać w dalszej korespondencji po "przyduszeniu" tej osoby, kolega Darek otrzymuje informacje jakoby komory gazowe były ale w 1944 jeszcze nie ukończone ze względu na problemy z materiałami budowalnymi. Zabrakło piasku, betonu, a może siły roboczej? Zapytam ironicznie...
"W naszym archiwum jest sporo planów i szkiców rysowanych przez byłych więźniów w różnych okresach. Jest też wiele wspomnień i relacji, z których wynika, że w KL Gross-Rosen nie było funkcjonującej komory gazowej. Rozpoczęto jej budowę, którą szybko przerwano prawdopodobnie z powodu kłopotów z materiałami budowlanymi." - a to już ostatni fragment dotyczący komór gazowych. Również pozostawiam go do oceny czytelnika.
Biorąc pod uwagę powyższy tekst zastanawiam się skąd wynika potraktowanie sprawy dokumentacji w myśl zasady ex cathedra. Ciekawa jest również sprawa Stowarzyszenia "Odyn" w kontekście działań dyrekcji muzeum z Rogoźnicy. Czy jest to związane z hermetyzmem środowisk naukowych, niedopuszczających do siebie innych niż utarte już przez swoich poprzedników po fachu schematy? A może jest to związane z jakimś innym, skrywanym sekretem? Tego niestety zbyt szybko się nie dowiemy choć zapewne do sprawy Gross-Rosen będę jeszcze niejednokrotnie wracał gdyż to co się działo na jego terenie nie jest tak oczywiste jak stara się to nam próbuje przedstawić.
Jedna z piwnic o nieznanym przeznaczeniu na terenie obozu SS przy KL Gross-Rosen. Stan na kwiecień 2017. (fot. Jakub Pomezański)