niedziela, 14 maja 2017

Co ukrywa muzeum Gross-Rosen?

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja z jaką zetknęło się bezpośrednio Stowarzyszenie "Odyn" podczas prób wejścia na teren dawnego obozu, który nie został udostępniony dla zwiedzających jak i pewna historia, z która była już bezpośrednio związana ze mną. Aby wszystko miało jakikolwiek sens należy tutaj nakreślić tło sytuacji, wyobraźcie sobie, że na terenie obozu pojawia się grupa ludzi posiadająca bardzo dużą wiedzę związaną z działalnością jaką prowadziła III Rzesza na terenie Dolnego Śląska. Poza samą wiedzą idzie również praktyka oraz umiejętności techniczne. Podczas przyjazdu dokonują weryfikacji nieznanego szerzej miejsca po czym wyjeżdżają z chęcią przeprowadzenia szerszych badań. Niestety podczas następnego przyjazdu interesujące ich miejsce zostaje zabezpieczone foto pułapkami, a ciekawy wykonany z betonu obiekt zostaje zakratowany. Po dłuższej wymianie korespondencji z dyrekcją Muzeum Gross-Rosen okazuje się, że wejście na ten teren jest niemożliwe, a władze nie wyrażają zgody na prowadzenie jakichkolwiek prac - nie ma nawet możliwości posprzątania tego zapuszczonego i zapomnianego miejsca. Co więcej, każda próba wejścia na teren tak silnie chronionego terenu kończy się przyjazdem grupy interwencyjnej. Czy jest to normalne zachowanie? Moim zdaniem jak i zapewne większości z czytelników zdecydowanie nie!

Kantyna SS i znajdująca się na drugim planie brama prowadząca na teren obozu Gross-Rosen. Stan na kwiecień 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Przeprowadzenie weryfikacji przez Stowarzyszenie "Odyn" mogłoby mieć kluczowe znaczenie dla rozwiązania wielu zagadek związanych z dawnym obozem koncentracyjnym z Rogoźnicy oraz rzuciłoby nowe światło na obiekty znajdujące się na jego terenie. Niestety obecne przedstawianie historii obozu może nie odpowiadać rzeczywistości. Jako przykład mogę podać np. znajdujący się na terenie koszar SS "magazyn warzyw". Podziemny obiekt posiada kilkanaście pomieszczeń oraz kominy wentylacyjne. Ja rozumiem, że warzywa muszą mieć zapewnione odpowiednie warunki przechowywania jednak osobne pomieszczenia (np. jedno na ziemniaki, drugie na marchew itd.) oraz wentylacja to już chyba delikatniej mówiąc przesada. Kolejna ciekawa sprawa to znajdująca się przy placu apelowym (jak zauważył Piotr ze Stowarzyszenia Odyn) kuchnia bez komina. Wszystkie te sprawy to jednak "pikuś" jeśli zwrócimy uwagę na jedną bardzo rażącą rzecz, a mianowicie znajdujące się prawie w tym samym miejscu co 75 lat temu klatki z psami. To niedopuszczalne niedopatrzenie, które dla już coraz mniej licznej grupy osób, które przeżyły piekło Gross-Rosen może być przyczynkiem do powrotu traumy jaką przeżyli tutaj przed laty. Mam nadzieję, że nikt z czytających ten tekst nie odbiera tego jako narzekanie gdyż nie jest to moim celem. Chciałem zwrócić uwagę na pewne niedopatrzenia dyrekcji muzeum, które można odebrać z niesmakiem (klatki z psami) oraz jako chęć ukrycia czegoś - celowo lub nie - z czego tak naprawdę jeszcze sobie nie zdaję sprawy (odrzucenie propozycji Stowarzyszenia "Odyn" oraz błędne nazewnictwo obiektów).

Mapa obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. (źródło: yadvashem.org)

Jak miałem się przekonać to jeszcze nie koniec, a ludzie związani z Gross-Rosen ponownie dali o sobie znać. Jak już większość czytelników wie, mam w zwyczaju poszukiwać wszelakich dokumentów związanych z miejscami, którymi jestem zainteresowany. Nie inaczej było w przypadku rogoźnickiego obozu koncentracyjnego. W archiwum CIA - można go również znaleźć w NARA - trafiłem na pochodzący z 7 maja 1945 roku dokument noszący nazwę "German Concentration Camps" (warto zwrócić uwagę na to, że użyto określenia "German", a nie "Nazi" jednak jest to już osobna historia) będący rezultatem działalności amerykańskich jak i brytyjskich służb wywiadowczych. W raporcie tym widnieją wszystkie znane zachodnim aliantom obozy koncentracyjne oraz obozy pracy - zarówno te większe jak Dachau, Auschwitz czy Majdanek ale również pomniejsze pośród których można znaleźć m.in. obóz z Głuszycy czy też Wałbrzycha (który co ciekawe zaraportowany został już w 1938 roku, a być może związany był z działającym w tym mieście zakładem IG Farben). Warto tutaj dodać, że zawarte tam dane są przynajmniej na poziomie mojej weryfikacji prawidłowe co nie pozostaje bez znaczenia dla dalszej części tekstu. Oczywiście nie zabrakło w nim także informacji na temat Gross-Rosen, informacji będących można powiedzieć dość kontrowersyjnymi. 


Znajdujący się na terenie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen kamieniołom. Stan na luty 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
W dokumencie tym, którego wybrane fragmenty przedstawię poniżej możemy znaleźć informacje na temat lokalizacji obiektu, a dalej czytamy, że: "obóz został zaraportowany w 1938 roku, a w 1943 był cały czas w użyciu". Ciekawe? I to jeszcze jak, przecież cały czas mówi się, że początek jego działalności datuje się na 1941 rok. To jeszcze nie wszystko, zapisano nawet, że początek temu obozowi dały przeniesione w 1938 roku kobiety z innego, Niemieckiego obozu z Moringen. Aby było jeszcze ciekawiej - znajdujemy tam wyraźny zapis o działającej w 1943 roku komorze gazowej, o której oficjalna linia przedstawiania historii przez władze muzeum w Rogoźnicy milczy. Pozostaje to m.in. w sprzeczności z mapą znajdującą się m.in. w encyklopedii Holocaustu Yad Vashem przedstawiającą obóz po 1944 roku (widać na niej m.in. "obóz oświęcimski"). Jak miało się okazać informacje na temat komory gazowej można wydusić od jednej z osób związanych z tym miejscem zagłady - o tym w dalszej części. Wracając do dokumentu to znajdujemy tam również kilka ciekawych załączników zawierających informacje w jakich firmach oraz miejscowościach pracowali więźniowie z Rogoźnicy pozostając robotnikami przymusowymi. Niestety zestawienia to nie jest pełne, bardzo nad tym ubolewam gdyż byłaby to bezcenna informacja związana z badaniami kompleksu Riese. Dokumentem-raportem podzieliłem się z kolegami ze Stowarzyszenia "Odyn", szczególne zainteresowanie nim wyrkazał Darek, który pomimo mojej niechęci do korespondowania z jak ja ich nazywam "typowymi historykami" postanowił przesłać je do jednej z osób związanych z muzeum. Wywiązała się pomiędzy nimi ciekawa korespondencja, którą we fragmentach chciałbym tutaj na zakończenie przytoczyć.


 Wybrane dokumenty wywiadowcze na temat obozu z Rogoźnicy, zaczynając od górnego rządu z lewej strony: okładka, opis obozu, zatrudnienie więźniów obozu w departamencie C (III Rzesza), wykaz przedsiębiorstw korzystających z robotników przymusowych pochodzących z Gross-Rosen z podziałem na mężczyzn oraz kobiety (dwie ostatnie strony). (źródło: Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Zanim jednak przejdziemy do tego co na temat dokumentów napisał jeden z ludzi związanych z muzeum chciałbym wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Zawsze, ale to dosłownie zawsze podkreślam, że dokumenty pochodzące z CIA są materiałami wywiadowczymi i mogą zawierać błędy, nie zmienia to jednak faktu, że można znaleźć w nich bardzo cenne informacje, które należy zweryfikować. Do pewnego czasu byłem przekonany, że podobne podejścia mają również ludzie ze świata nauki, w tym wypadku historycy jednak rzeczywistość zweryfikowała przypuszczenia i okazało się, że tak nie jest. Nie inaczej było w przypadku dokumentów dotyczących Gross-Rosen. Poniżej kilka fragmentów z korespondencji mailowej wraz z moim komentarzem:

"Bardzo dziękujemy, że zechciał Pan podzielić się z nami swoim odkryciem i znalezionymi dokumentami. Nie mamy jednak żadnej pewności, że zamieszczone w internecie  dokumenty są oryginalne. Nie znajdują się na stronie archiwum czy innej poważnej instytucji." - dokumenty znalezione w internecie w katalogu archiwum CIA mogą być nieoryginalne. Zostawiam to do Waszej oceny.

"Nie ma żadnych podstaw by przyjąć, że obóz Gross-Rosen powstał w 1938 r. Jesteśmy w posiadaniu dokumentów obozowych z lat 1940-1942, w  których jest mowa o kolejnych etapach budowy obozu." - być może warto sprawdzić czy w 1938 nie powstał choćby jakiś mały obóz pracy. Absolutnie nie zgadzam się z tym stanowiskiem.

"Poza tym w akapicie dotyczącym więźniów figuruje błędna informacja na temat  Rosjan (komisarzy), którzy trafili do Gross-Rosen i zostali uśmierceni w komorach gazowych. Było to niemoźliwe albowiem w Gross-Rosen nie było komór. Już ta informacja wskazuje, że do omawianych dokumentów należy podchodzić ostrożnie." - jak miało się okazać w dalszej korespondencji po "przyduszeniu" tej osoby, kolega Darek otrzymuje informacje jakoby komory gazowe były ale w 1944 jeszcze nie ukończone ze względu na problemy z materiałami budowalnymi. Zabrakło piasku, betonu, a może siły roboczej? Zapytam ironicznie...

"W naszym archiwum jest sporo planów i szkiców rysowanych przez byłych więźniów w różnych okresach. Jest też  wiele wspomnień i relacji, z których wynika, że w KL Gross-Rosen nie było funkcjonującej komory gazowej. Rozpoczęto jej budowę, którą szybko przerwano prawdopodobnie  z powodu kłopotów z materiałami budowlanymi." - a to już ostatni fragment dotyczący komór gazowych. Również pozostawiam go do oceny czytelnika.

Biorąc pod uwagę powyższy tekst zastanawiam się skąd wynika potraktowanie sprawy dokumentacji w myśl zasady ex cathedra. Ciekawa jest również sprawa Stowarzyszenia "Odyn" w kontekście działań dyrekcji muzeum z Rogoźnicy.  Czy jest to związane z hermetyzmem środowisk naukowych, niedopuszczających do siebie innych niż utarte już przez swoich poprzedników po fachu schematy? A może jest to związane z jakimś innym, skrywanym sekretem? Tego niestety zbyt szybko się nie dowiemy choć zapewne do sprawy Gross-Rosen będę jeszcze niejednokrotnie wracał gdyż to co się działo na jego terenie nie jest tak oczywiste jak stara się to nam próbuje przedstawić.

Jedna z piwnic o nieznanym przeznaczeniu na terenie obozu SS przy KL Gross-Rosen. Stan na kwiecień 2017. (fot. Jakub Pomezański)




czwartek, 11 maja 2017

III Rzesza i badania genetyczne

W związku z tym, że jestem dziś w Kielcach, a jutro z samego rana ruszam do Puław czas chyba uchylić rąbka tajemnicy związanego z zagadnieniem, które zgłębiam już od przeszło dwóch lat. Nie chciałbym jeszcze wykładać wszystkich kart na stół ponieważ zagadnienie to nie zostało jeszcze przeze mnie do końca zbadane, a dodatkowo pracuję nad większą publikacją z nim związaną jednak chciałbym napisać te kilka słów w ramach wprowadzenia. Moja obecność w tej części kraju nie jest przypadkowa, to właśnie w Puławach prawdopodobnie w 1941 roku z rozkazu Himmlera rozpoczęto jeden z bardzo ciekawych projektów badawczych związanych z pracami na pograniczu genetyki i eugeniki, a dotyczących stworzenia zupełnie nowej, odpornej na choroby, niesprzyjające warunki pogodowe jak i niedobory karmy rasy konia.
Gdy po raz pierwszy trafiłem na wzmiankę o tym projekcie w 2014 roku nawet nie przypuszczałem, że sprawa ta będzie tak wielowątkowa, a nade wszystko bardzo istotną rolę odegra w nich wieś znajdująca się w okolicy mojego rodzinnego miasta jakim jest Pleszew.

Stadnina koni znajdująca się w pobliżu mojego rodzinnego miasta Pleszewa - miejsce wykorzystywane na potrzeby tajnych prac badawczych III Rzeszy. 
 
Pisząc o wielowątkowości tej sprawy miałem na myśli, że poza samymi badaniami nad końmi przewija się wątek niemieckich zbrodni na ludziach dokonywanych w pobliskim obozie pracy przymusowej, historia pewnej niemieckiej rodziny będącej właścicielami stadniny jak i całej wsi, działalność Ahnenerbe jako organizacji nadzorującej wszelki prace związane z projektem, ale również cała masa znanych jak i mniej znanych postaci związanych z ówczesnym niemieckim światem nauki. 
W obecnej chwili jestem już po pierwszej weryfikacji terenowej stadniny będącej miejscem prowadzenia badań jak i kluczowego spotkania, do którego doszło w niej 13 i 14 stycznia 1945 roku. Brało w nim udział kilku bardzo interesujących postaci kluczowych dla chylącej się wtedy ku upadkowi III Rzeszy. Warto tutaj podkreślić, że spotkanie to odbyło się na 10 dni przed wkroczeniem na te tereny Armii Czerwonej co tylko podkreśla jak istotny był to projekt badawczy. Aż zastanawia fakt, że nikt z działającej na tym terenie grupy Armii Krajowej nie skorzystał z okazji do przeprowadzenia akcji polegającej na zatrzymaniu lub wykonaniu egzekucji przynajmniej jednego przebywającego tam zbrodniarza. Nie zmieniłoby to losów wojny choć gdyby trafił w ich ręce żywcem byłby na pewno cennym źródłem informacji. Podczas dwudniowego spotkania omówiono kilka istotnych dla nich spraw, zwizytowano stadninę jak i pobliski obóz, wydano również kilka zaleceń o bliżej nieznanej treści po czym odjechano do Poznania w celu opracowania planu ewakuacji uniwersytetu.
 
Oficjalna papeteria gospodarstwa, w którego skład wchodziła omawiana powyżej stadnina koni. (źródło: IPN, archiwum Jakuba Pomezańskiego)
 
Badanie takiego tematu to oczywiście nie tylko prace terenowe, to przede wszystkim mozolne przeszukiwanie nie tylko Polskich archiwów ale również próby dotarcia do jeszcze żyjących świadków tamtych wydarzeń lub ich najbliższych. To również współpraca jak i pomoc wielu osób, o których nie chciałbym jeszcze pisać gdyż na to nadejdzie odpowiedni moment choć wielu naprawdę życzliwych mi osób miało już swój udział w tym przedsięwzięciu. Mój jutrzejszy przyjazd do Puław będzie wiązał się głównie z weryfikacją kilku miejsc związanych z projektem jak i wykonaniem dokumentacji fotograficznej. Być może będę miał trochę szczęścia i uda mi się dotrzeć do czegoś jeszcze...
 
C.D.N.
 

 

niedziela, 7 maja 2017

Zaproszenie i sprawy bieżące

Zgodnie z tytułem posta chciałbym zaprosić czytelników mieszkających w okolicy Poznania na imprezę charytatywną o nazwie "Rodzinny Piknik Charytatywny Żołnierskie Manewry", który odbędzie się w dniu 13 maja 2017 o godzinie 14 na terenie Ogrodów Sacre Coeur w Pobiedziskach przy ul. Klasztornej 12. Organizatorem jest Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych "Dla Ciebie", w planach między innymi pokaz grup rekonstrukcyjnych, zabawy dla dzieci, konkursy, wjazd zaprzyjaźnionych klubów motocyklowych oraz przede wszystkim wystawa kolekcjonerów militariów wśród których pojawią się chłopaki z zaprzyjaźnionej Poznańskiej Grupy Eksploracyjnej wraz ze swoimi bogatymi zbiorami.Ja również pojawię się na miejscu jednak tylko i wyłącznie jako zwykły uczestnik - jeśli ktoś będzie chciał porozmawiać o Riese to znajdzie mnie w pobliżu wystawy kolegów z Poznania gdyż tam będę się najczęściej kręcić.


Co do spraw bieżących to w ostatni piątek wraz z jednym kolegą przyjechaliśmy do Poznania. Poza sprawami typowo militarnymi czyli schron przeciwatomowy oraz jeden z dawnych niemieckich fortów po dłuższych przygotowaniach postanowiliśmy zmierzyć się z prawdopodobnie najmroczniejszym sekretem II Wojny Światowej jaki związany jest z poznańskim Pokrzywnem. Do tej sprawy wrócę w najbliższym tygodniu jako wprowadzenie do jej następnych wątków. Tymczasem, miłej niedzieli.

Autor bloga podczas eksploracji fortu IV "Hake" w Poznaniu. (fot. J.G.) 


 

czwartek, 4 maja 2017

...i po świętach

Jak łatwo można się było domyślić 4 dni wolnego minęły bardzo szybko, do tego były tak intensywne i wypełnione po brzegi atrakcjami, że nie pozostało zbyt dużo wolnego czasu na leniuchowanie. Pod poznański poligon Biedrusko pomimo jego kolejnego odwiedzenia dostarczył bardzo dużo wrażeń, a także przyniósł pewien pomysł związany z blogiem. Choć powstał on na długo przed II Wojną Światową to zarówno przed nią, w jej trakcie jak i po niej był intensywnie wykorzystywany przez armię Prus, III Rzeszy Niemieckiej jak i wojska Polskie wraz z Armią Czerwoną. Ta intensywność doprowadziła do wybudowania na jego terenie wielu ciekawych obiektów o przeznaczeniu wojskowym dookoła, których powstało wiele ciekawych historii jak i niedomówień. Chciałbym tutaj rozpocząć ciekawy cykl opowieści o tym co można znaleźć na poligonie - oczywiście zaraz może odezwać się kilku poznaniaków, którzy stwierdza, że wszystko na temat poligonu już wiadomo, każdy obiekt jest poznany itp. itd. Być może właśnie tak jest jednak tak interesujące miejsce zdecydowanie wymaga szerszego przedstawienia. Będzie to kolejne odstępstwo od głównej tematyki bloga gdyż poligon Biedrusko to nie tylko II Wojna Światowa i tajemnice III Rzeszy dlatego liczę na wyrozumiałość czytelników. Nie ukrywam jednak, że głównie chciałbym spojrzeć na jego drugo wojenną historię związaną m.in. z testowaniem na jego terenie nowych typów amunicji przez Wehrmacht.  

Jeden ze znajdujących się na terenie poligonu czołgów T-55. Stan na maj 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Wracając jeszcze do majówki to nie zapomnieliśmy o jednym z głównych planów czyli wyruszeniem szlakiem łęczyckiego diabła Boruty. Legenda o nim pozostaje cały czas żywa wśród mieszkańców tej części województwa łódzkiego, a dowodem na to jest sztuka ludowa obrazująca m.in. Borutę walczącego z niemieckim okupantem w czasie II Wojny Światowej. I tutaj chciałbym zakończyć gdyż wyprawa ta raczej nie ma zbyt dużego związku z tematyką bloga. Mogę tylko dodać, że były zamki, sztuka ludowa, etnografia i przede wszystkim Boruta. 
Boruta walczy z Niemieckim okupantem. Rzeźba ze zbiorów Muzeum w Zamku Królewskim z Łęczycy. (fot. Jakub Pomezański)

Na koniec chciałbym jeszcze podkreślić, że prace nad tematem powojennych losów V-2 trwają bez przerwy. Cały czas na etapie analizy dokumentów gdzie trafiam co jakiś czas m.in. na takie ciekawostki jak ta poniżej. Niestety cały czas bez konkretów co do terminu szerszej publikacji. Natomiast co do dokumentu - czy obecność rzekomych stanowisk V-2 może być jednym z wyjaśnień tzw. "Skandynawskiego rakietowego lat" z 1946 roku?
Jeden z dokumentów dotyczących powojennych losów rakiet V-2. (źródło: Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego).