piątek, 28 kwietnia 2017

Sprawy techniczne

Jak zapewne zaglądający na mojego bloga zauważyli po prawej stronie nad archiwum pojawiło się kilka grafik, uległ zmianie także adres witryny. Prawdopodobnie przyczyni się to do chwilowego spadku w odwiedzinach jednak stara, robocza nazwa musiała zniknąć aby w ramach jej pojawił się już pełen tytuł "Tajemnice III Rzeszy". A skoro już mowa o odwiedzinach to chciałem bardzo serdecznie podziękować za aż 226 wyświetleń ostatniego wpisu pt. "Dokumenty, cz. II". Jest to jak do tej pory absolutny rekord wejść.
Teraz kilka słów w ramach wyjaśnienia dlaczego pojawiły się takie, a nie inne grafiki odsyłające do zaprzyjaźnionych stron się tutaj pojawiły - kolejność ich zamieszczenia jest przypadkowa. Przede wszystkim mamy tutaj Stowarzyszenie "Odyn", moim zdaniem najbardziej profesjonalną grupę w Polsce zajmującą się tajemnicami gór Sowich. Chłopaki (i dziewczyny) działają dość skrycie choć na ten rok zapowiadają prawdziwą bombę. To właśnie na ich pomoc mogę zawsze liczyć, praktycznie o każdej porze dnia i nocy, a cenne rady jak i wskazówki jakich mi udzielają są dla mnie niejednokrotnie bezcenne (w szczególności mam tutaj na myśli Piotra, który można powiedzieć wciągnął mnie w świat poszukiwań "Odyna"). Poniżej mamy Poznańską Grupę Eksploracyjną - chłopaki jak sama nazwa wskazuje są z Poznania, miałem przyjemność poznać ich w ostatnim kwartale 2016 i do dziś jestem zachwycony ich podejściem pełnym luzu, bez zacietrzewienia czy też najzwyklejszej w świecie głupoty z jaką w naszym środowisku spotykam się niestety bardzo często. Zresztą właśnie przez tak zachowujących się ludzi wielokrotnie miałem ochotę to wszystko rzucić w diabły jednak stwierdziłem ostatecznie, że nie ma sensu rezygnować z pasji. Lepiej udawać, że ich nie ma, a od takich zachowań trzymać się jak najdalej. Nie zabrakło również "Kulawej Eksploracji" czyli głównie Andrzeja, którego miałem przyjemność niedawno poznać. Jego wiedza na temat dolnośląskich podziemi jest imponująca, a filmy oglądam z zapartym tchem choć niestety ich nie lubię. Nie dla tego, że są złe czy też mi się nie podobają, po prostu zwykle gdy je oglądam siedzę w odległości przynajmniej 200 kilometrów od nich i chciałbym tam po prostu się pojawić! Wielką radością będzie wspólny wypad z Andrzejem, który być może będzie miał miejsce jesienią tego roku. Następny "odsyłacz" to można powiedzieć moja "łódzka kwatera główna" czyli znajdujący się w Małkowie k. Sieradza pałac będący własnością mojej koleżanki Agnieszki. Piękne, odrestaurowane ze smakiem miejsce spotkań artystów, wszelakich pasjonatów, a także w ostatnich latach miłośników tajemnic III Rzeszy gdyż już dwukrotnie miałem tam przyjemność gościć w ramach prelekcji. Poniżej link odsyłający do materiału jaki ukazał się na łamach portalu Sieradz z artykułem na temat pierwszej z nich dotyczącym linii obrony OKH Stellung B1 biegnącej m.in. w pobliżu Małkowa. Jeśli tylko kiedyś zawitacie w te strony koniecznie tam przyjedźcie w okolicy znajdziecie kilka ciekawie zbudowanych bunkrów (dla upierdliwych: schronów), a sam pałac i otaczający go park mają również interesującą historię.


I ostatnia, ale nie mniej ważna jest księgarnia historyczna "Stara Szuflada". Dostępna głównie online choć bardzo mile małżeństwo właścicieli Moniki i Krzysztofa pojawiają się okazjonalnie ze swoim księgozbiorem podczas różnych imprez (swego czasu można ich było spotkać m.in. na "Strefie Militarnej" nieopodal Gostynia, w chwili obecnej impreza jest już martwa). W ich zasobach można znaleźć praktycznie wszystko, a jeśli czegoś nie mają to zawsze znajdą czego mi trzeba. Ich pomoc również bywa nieoceniona podczas moich poszukiwań. 
Tyle gwoli wyjaśnień. W niedzielę wyruszam na zasłużony urlop wraz ze swoją wspaniałą narzeczoną. Mówiąc urlop mam na myśli tym razem nie Dolny Śląsk, czas rzeczywiście odpocząć, a nie ciągle biegać po sztolniach (oczywiście nie żebym tego nie lubił). Tym razem nasze plany skierują nas na znajdujące się pod Poznaniem poligon Biedrusko - chciałbym tutaj podkreślić, że załapałem tego bakcyla właśnie dzięki Poznańskiej Grupie Poszukiwawczej - oraz do województwa łódzkiego, a dokładniej do Łęczycy aby wyruszyć szlakiem najsłynniejszego polskiego diabła - Boruty. Nie zapomnimy również o kilku ciekawych zamkach jakie znajdują się w okolicy. W takim razie życzę Wam wszystkiego dobrego na ten majowy weekend, udanej pogody oraz jak najwięcej wypoczynku bo niestety czasy w jakich przyszło nam żyć nie pozwalają czasem na to aby się zatrzymać, odetchnąć  i po prostu odpocząć. Do przeczytania w maju.


Jedno z wyobrażeń artystycznych Boruty w podziemiach Łęczycy. Drzeworyt z Tygodnika ilustrowanego według pomysłu J. Kossaka wykonany przez H. Kublera. (źródło: Wikipedia)


sobota, 22 kwietnia 2017

Dokumenty, cz. II

Od ostatniego wpisu poruszającego problematykę wykopywanych przeze mnie dokumentów minął już ponad miesiąc czasu. W ostatnich dniach zakończyłem już wybierać odpowiednie dla tego wpisu materiału aż tu wczoraj wieczorem wpadła mi prawdziwa bomba i to leżąca od około pół roku tuż pod moim nosem, a raczej pod palcami gdyż znajdowała się na twardym dysku mojego laptopa. Mniej więcej 6 miesięcy temu w moje ręce dostał się całkiem spory bo zawierający ponad 10000 stron dokumentów fragment amerykańskiego archiwum NARA (National Archives and Records Administration). Taka ilość materiałów przytłoczyłaby każdego jednak mozolnie próbowałem się z nimi uporać (czytaj przeanalizować każdą stronę z osobna) i tak po około 4000 stronic trafiłem na coś co mnie bardzo uradowało, a są to listy samego Hansa Kammlera. 

Uznany za zmarłego przez sąd okręgowy Berlin-Charlottenburg SS-Obergruppenführer Dr Hans Kammler. (źródło: resources2.news.com.au)
 
Jego nazwisko już raz pojawiło się na moim blog jednak pokrótce napiszę dla przypomnienia kim właściwie był Kammler. Otóż była to osoba nr 3 w ostatnich miesiącach istnienia Rzeszy (zaraz po Hitlerze oraz Himmlerze), odpowiedzialna za tajne projekty zbrojeniowe jak i budowę podziemnych kompleksów. To właśnie on m.in. nadzorował prace nad V-2, samolotami Me 262, budowę "Riese", działalność fabryki w Ludwikowicach jak i wiele innych projektów. Zajmował się również budową podziemi B8 "Bergkristall" przy obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen i to właśnie ich dotyczył ten wspomniany wcześniej dokument-list Kammlera. Oczywiście podziemia te choć mało znane nie są niczym tajnym. Skąd jednak moje ekscytacja nimi? Otóż w końcu po latach przeszukiwania materiałów trafiłem w końcu na jakiś namacalny ślad dotyczący nadzoru Kammlera nad budową podziemi i być może w końcu jestem na właściwym tropie, który doprowadzi mnie do czegoś nowego związanego z kompleksem znajdującym się w Górach Sowich. Oczywiście to są tylko i wyłącznie moje przypuszczenia, rzeczywistość pewnie niebawem wszystko zweryfikuje. 
 
Znaleziony w dniu wczorajszym dokument będący listem Kammlera do SS-Standartenführera Karla Brandta w sprawie kompleksu B8 przy obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen. (źródło: NARA, archiwum Jakuba Pomezańskiego)
 
Po wstępnej ekscytacji wczorajszym "odkryciem" czas przejść do pozostałych dokumentów jakie miałem zaprezentować w ty wpisie. Tym razem będą to kolejny raz raporty z archiwum CIA dotyczące powojennego Dolnego Śląska, tutaj chciałbym napisać jeszcze kilka słów gwoli wyjaśnienia. Pomimo tego, że posiadam również spory zapis dokumentów pochodzenia Niemieckiego nie chciałbym jeszcze przechodzić do ich publikacji, bodaj na początku 2018 roku ukaże się wydawany lokalnie "Rocznik Pleszewski" czyli publikacja Urzędu Miasta i Gminy Pleszew zawierająca zapis wydarzeń minionego roku jak i nowych odkryć historycznych dotyczących miasta. Właśnie w publikacji za rok obecny ukaże się artykuł jaki napisze z kolegą Tomkiem - pracownikiem poznańskiego IPN - poruszający temat niemieckich zbrodni jak i badań jakie prowadziło Ahnenerbe na terenie obecnej gminy Pleszew czyli miejsca, w którym mieszkam od urodzenia. Piszę o tym ponieważ tam będzie można znaleźć kilka naprawdę wręcz sensacyjnych informacji popartych dokumentami jakie wykopałem na temat niemieckich prac badawczych. Wróćmy jednak już ostatecznie do głównego wątku wpisu.
Pierwszy z dokumentów przedstawia raport wywiadowczy na temat okolic Wałbrzycha z marca 1951 roku. Możemy w nim przeczytać, że w Wałbrzychu pomiędzy 1948, a 1950 rokiem nie stacjonowały wojska Polskie ani Radzieckie jednak były widywane osoby w mundurach wojskowych. Ponadto opisano tam co działo się w Jedlinie Zdrój - znajdujące się tam obiekty o charakterze wypoczynkowy oraz sanatoria zostały przejęte przez Armię Czerwoną oraz obsadzone personelem medycznym (pielęgniarkami) z Rosji. W Jedlinie zamieszkało od 30 do 40 rosyjskich rodzin żołnierzy jednak brak jakichkolwiek polskich żołnierzy, jedynymi umundurowanymi Polakami byli widziani na ulicach milicjanci. Natomiast najciekawszy fragment raportu dotyczy placówki WOP znajdującej się pobliskiej Głuszycy wsi Łomnica (miejsce ich stacjonowania zostało opisane jako region Kolców - Dörnhau). Placówka ta działać miała od 1945 roku, ich głównym zadaniem było pilnowanie Polsko-Czechosłowackiej granicy, a stacjonować mieli w we wschodniej części lokalizacji. Na wyposażeniu znajdowały się dwa jeepy. 

Przedstawiany powyżej raport dotyczący okolic Wałbrzycha. W razie problemów z jego odczytaniem najlepiej zapisać go na dysk oraz powiększyć, niestety jakość nie jest zbyt dobra. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Drugi z dokumentów i tym razem ostatni jest już jednak o wiele bardziej zagadkowy gdyż dotyczy katastrofy kolejowej z 5 marca 1954. Jego tajemniczość związana jest jednak z tym, że nie wiadomo do końca czy jest to jakaś nowa katastrofa czy też błędnie przedstawiony w raporcie wypadek jaki miał miejsce 24 lutego 1954. Na pierwszy rzut oka wychodzi na to, że są to te same przypadki choć pojawia się jedna bardzo duża nieścisłość dotycząca ilości ofiar katastrofy. Raport CIA mówi o 120 osobach zabitych natomiast z materiału Pani Barbary Bednarek jaki znalazłem na stronie dolny-slask.org.pl wynika, że zginęło 10, a kilkadziesiąt zostało rannych. Biorąc pod uwagę propagandę okresu stalinowskiego rzeczywiste liczby mogły zostać utajnione choć jestem skłonny sądzić, że pomimo rozbieżności w datach są to dwa te same wypadki. Należy pamiętać, że materiały ujawnione przez CIA są raportami wywiadowczymi, które mogą zawierać mniejsze lub większe błędy. 

Raport przedstawiający katastrofę kolejową w okolicach Wałbrzycha. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)
 
I tak kończymy drugą część tekstu poświęconego dokumentom, w przygotowaniu część III. Jednocześnie informuję, że cały czas trwają prace mające na celu opracowanie tekstu na temat powojennych losów V-2. Z dokumentami jest niestety tak, że pomimo tego iż mozolnie przeglądam przynajmniej 50 stron dziennie to niestety w ich miejsce pojawia się przeważnie 100 nowych. Proszę o cierpliwość i dziękuję za poświecenie czasu na przeczytanie powyższego materiału.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Łódzka "muchołapka"

Przypomniałem sobie dziś o pewnej mało znanej historii dotyczącej Łodzi, choć słyszałem o niej wiele lat temu to tak naprawdę "dotknąłem" jej dopiero jesienią 2015 roku. Pomimo tego, że Łódź od Gór Sowich oddziela kilkaset kilometrów to w pewnym sensie historia ta splata się z największą legendą Ludwikowic Kłodzkich dotyczącej "muchołapki". Wszystko zaczęło się około 2008 roku kiedy po raz pierwszy usłyszałem historię jakoby w Łodzi nieopodal ulicy Politechniki Niemcy mieli testować silniki rakietowe czy też odrzutowe w specjalnie do tego zbudowanej z betonu konstrukcji.

Łódzka "muchołapka" znajdująca się nieopodal ul. Politechniki. Stan na wrzesień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Historia ta nie zyskała większego zainteresowania, a mieszkańcy Łodzi raczej stukali się palcem w czoło niż wzdychali z zachwytu gdyż wszystko było uszyte zbyt grubymi nićmi. Betonowa konstrukcja nie będąca niczym innym jak tylko podstawą chłodni kominowej znajdującej się w pobliżu elektrociepłowni EC 2 choć gdyby ją tak przenieść np. w okolice Osówki to jestem przekonany, że nie jednemu (czy też niejednej) spowodowałaby powstanie ciarek na plecach. Sam zresztą zaliczałbym się również do tego grona. Pisząc całkowicie żartobliwie "muchołapka" w wersji mini mogła być używana do testowania obiektów typu "foo fighters" czyli niewielkich świetlnych kul jakie były widywane pod koniec II Wojny Światowej przez alianckich pilotów na terenie Europy oraz Pacyfiku. Obiekty te przez niektórych badaczy uznawane są za jedno z wunderwaffe powstałe w tajnych laboratoriach III Rzeszy. 

Widoczny na jednym z filarów chłodni kominowej przy ul. Politechniki w Łodzi napis zabraniający pływania. Podobny jest do dziś widoczny na filarze konstrukcji z Ludwikowic Kłodzkich. Stan na wrzesień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Najciekawsze jest w tym wszystkim jednak to skąd właściwie wziął się pomysł na stworzenie historii jakoby w Łodzi, właśnie w tym obiekcie miano testować silniki rakietowe (czy też odrzutowe). Być może odpowiedzią na to pytanie jest serial "Stawka Większa Niż Życie", którego to do dzisiejszego dnia jestem wiernym widzem. Po powrocie z Łodzi zrobiłem sobie jeden z cyklicznie nawracających maratonów serialu o Hansie Klossie, podczas oglądania trzeciego odcinka pt. "Ściśle Tajne" aż mnie tknęło. Nie dość, że cały epizod opiera się o niemieckie prace nad silnikami odrzutowymi to jeszcze jest to chyba pierwszy raz w historii kinematografii kiedy to podstawa chłodni kominowej pojawia się na ekranie po raz pierwszy. Co prawda nie jest powiedziane wprost, że służy ona do jakichkolwiek testów jednak została ulokowana w serialu na terenie zakładów zajmujących się właśnie rozwojem silników odrzutowych. Oczywiście nie doszukuję się tutaj jakichś teorii spiskowych - po prostu scenarzyści wybrali bardzo ciekawy plener do realizacji zdjęć znajdujący się na terenie jednej z łódzkich elektrociepłowni (niestety nie jestem w stanie powiedzieć której, być może zawita tu jakiś łodzianin, który posiada takową wiedze i zechce się nią podzielić). Być może właśnie serial ten przyczynił się do stworzenia teorii na temat testów silników w Łodzi? Pewnie dziś nie da się już odpowiedzieć na to pytanie jednak żelbetowa "muchołapka" stojąca pomiędzy blokami przy Politechniki to zdecydowanie bardzo ciekawe miejsce na polskiej mapie osobliwości choć jej okolica w żaden sposób nie może się równać z tym co znajduje się dookoła większego obiektu z Ludwikowic Kłodzkich. Bo to właśnie jest tutaj kluczowe - konstrukcja stojąca w centrum Łodzi nie wywołuje tak dużych emocji i nie rozpala wyobraźni jak ta z Mölke choć prawdopodobnie obie spełniały takie same funkcje. Liczy się otoczenie.

Kadry z trzeciego odcinka serialu "Stawka Większa Niż Życie" pt. "Ściśle Tajne". Na pierwszym z nich młody Marian Opania jako Kazek stojący przy podstawie chłodni kominowej. Na drugim dobrze widoczne konstrukcje podstaw.


niedziela, 16 kwietnia 2017

Góra Cheyenne, a kompleks Riese

Przeglądając dziś zdjęcia z jednej ostatnich wypraw poza Dolnym Śląskiem naszła mnie pewne refleksja, a mianowicie czy w budowa wykutego w skale podziemnego kompleksu w Górach Sowich wpłynęła na powstanie amerykańskiej bazy Cheyenne Mountain Air Force Station znajdującej się na terenie stanu Kolorado. Takie przemyślenia oczywiście nie wzięły się znikąd gdyż wyprawa ta do jakiej doszło w listopadzie 2016 roku odbyła się do opuszczonej podziemnej bazy, a dokładniej do sięgającego w głąb ziemi na trzy kondygnacje podziemnego stanowiska dowodzenia we wsi Złotkowo nieopodal Poznania. Wieś, jak i sąsiadujące z nią tereny były po części wcielone w skład powstałego w okresie zaboru pruskiego poligonu wojskowego, który istnieje do dzisiejszego dnia. Ta rodem z PRL konstrukcja, zbudowana głównie z prefabrykatów wywołała we mnie właśnie takie, a nie inne skojarzenia gdyż unoszący się tam duch Zimnej Wojny pozostawał cały czas bardzo mocno wyczuwalny. Nie chciałbym się teraz zbyt mocno zagłębiać w szczegóły gdyż obiekt ten zasługuje na osobny wpis jednak już teraz chciałbym jeszcze raz podziękować za świetnie spędzony czas chłopakom związanym z "Poznańską Grupą Eksploracyjną", a w szczególności Damianowi i jego żonie za wspaniałe ugoszczenie mnie na wieczór poprzedzający wyruszenie na poligon.

 Wnętrze podziemnego stanowiska dowodzenia ze Złotkowa. Po lewej: serce obiektu czyli główne stanowisko dowodzenia. Po prawej: jeden z korytarzy w obiekcie. Stan na listopad 2016. (fot. Jakub Pomezański)

Co jednak jest takiego w górze Cheyenne, że skojarzyłem ją z Riese? W okresie Zimnej Wojny, a dokładniej w 1961 roku w górze tej rozpoczęto drążyć kilometry korytarzy na wzór "Olbrzyma", w których znalazła się m.in. górska baza narodowych sił zbrojnych USA, koszary, magazyny jak i również pomieszczenia dla ważniejszych osób w Stanach Zjednoczonych związanych ze stanami zjednoczonymi. Ulokowano tam również główne stanowisko dowodzenia dla NORAD - North American Aerospace Defense Command (Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej). Budowa zakończyła się w 1965 i kosztowała około 200 milionów dolarów. Jak twierdzą amerykanie obiekt ten jest odporny na uderzenie bomby atomowej, użycie broni chemicznej lub biologicznej jak i na ataki konwencjonalne. Użycie specjalnego systemu sprężyn pod wybudowanymi w wydrążonych sztolniach budynkami powoduje to, że ewentualne wstrząsy naturalne lub wywołane ewentualnym atakiem są redukowane do minimum i praktycznie nieodczuwalne przez pracujących wewnątrz żołnierzy. 

Od lewej: główne wejście do kompleksu wykutego w górze Cheyenne (źródło: Wikimedia Commons). Następnie: częściowo zasypane wejście do sztolni nr 3 na Soboniu, Góry Sowie, stan na marzec 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Poza samą funkcją defensywną bazy, obiekt miał spełniać również funkcję reduty gdyż to właśnie z niego w razie ewentualnego ataku można sterować systemem rakiet balistycznych, a także na jego zboczach miały zostać ulokowane działa broniące dostępu do jego wnętrza. Kompleks działa do dzisiejszego dnia i jest cały czas unowocześniany, pomimo tego przestał być już tak wielką tajemnicą jak jeszcze 50 lat temu. Wpuszczane są do niego m.in. wycieczki szkolne, oczywiście możemy być pewni, że nie widzą one wszystkiego. Cheyenne Mountain Air Force Station pozostaje cały czas jednym z najważniejszych miejsc dla US Army, a w jego wnętrzach może kryć się nie jeden sekret. 
Zastanówmy się jednak skąd Amerykanie wzięli pomysł aby w ogóle rozpocząć budowę wydrążonych w skale sztolni-schronu o przeznaczeniu militarnym? Czy był to ogólnie przyjęty koncept, z którego korzystało wiele Państw? Oczywiście odpowiedź brzmi: nie! Do czasu powstania "podziemnej" bazy w Kolorado jedynym podobnym obiektem był kompleks w Górach Sowich. Z tą różnicą, że Amerykanie wykorzystali do tego jedną dużą, a Niemcy kilkadziesiąt lat wcześniej kilka mniejszych gór. Można tutaj stwierdzić iż jest to bzdura, gdyż Niemcy posiadali jeszcze kilka innych obiektów jak chociażby sławna "Dora" gdzie produkowano rakiety balistyczne V-2 jednak trzeba mieć tutaj świadomość iż prawdopodobnie wszystkie pozostałe podziemne obiekty Niemców były o przeznaczeniu fabrycznym.

 Od lewej: prace budowlane w górze Cheyenne (źródło Wikimedia Commons). Następnie: największa znana hala w kompleksie Osówka, Góry Sowie, stan na kwiecień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Oczywiście do dnia dzisiejszego nie wiemy czym miało być (bo to, że obiekt nie został w pełni ukończony jest bezsprzeczne) Riese, jednak jeśli przyjmiemy koncepcję, której "wyznawcą" jestem m.in. ja, a dotyczącą wykorzystania już wykończonych sztolni na potrzeby m.in. stanowiska dowodzenia, schronu oraz kompleksu o przeznaczeniu militarnym ze stanowiskami broni odwetowej powiązania z górą Cheyenne są jak najbardziej słuszne. Niestety tak jak zawsze gdy ma to związek z Górami Sowimi są to tylko i wyłączenie przypuszczenia jednak podobieństwo amerykańskiej jak i niemieckiej bazy jest momentami bardzo uderzające. Co prawda zostały wydrążone innymi metodami oraz w innych skałach - w Riese mamy głównie gnejsy, natomiast w górze Cheyenne granit (choć jak dowodzi profesor Christine Siddoway skały te posiadają strukturę podobną do granitu, a są od niego młodsze).

  Od lewej: prace budowlane w górze Cheyenne (źródło Wikimedia Commons). Następnie: jeden z korytarzy w kompleksie Rzeczka, Góry Sowie, stan na grudzień 2016. (fot. Jakub Pomezański)

W tym momencie należy sobie również odpowiedzieć na pytanie czy skąd amerykanie wpadli na pomysł wybudowania tego typu konstrukcji. Oczywistym jest, że do USA po zakończeniu II Wojny Światowej w ramach operacji "Paperclip" (Spinacz) trafiło wielu naukowców, inżynierów, techników itp. związanych z projektami tajnych broni. Być może pośród nich znalazł się również ktoś kto miał jakiś bezpośredni lub pośredni związek z Sonderbauvorhaben Niederschlesien. Kolejną dość kontrowersyjną osobą była postać Alberta Speera, który na temat budowy "lochów" (bo tak nazywano sowiogórskie sztolnie w polskiej prasie po II Wojnie Światowej) na Dolnym Śląsku wiedział bardzo wiele. Być może zdradził jego kilka sekretów zachodniemu wywiadowi. Obiekty te nie były już od lat 50 tajne, a Polska prasa pisała o nich dość szeroko. Jak udało mi się dowiedzieć CIA było bardzo zainteresowane Dolnym Śląskiem jednak w dokumentach do jakich udało mi się dotrzeć nie ma jakiejkolwiek wzmianki na temat "Riese" choć inne podziemne obiekty, jak np. bodaj najciekawszy czeski kompleks "Richard" w Litomierzycach był rozpracowywany przez wywiadowców po czym zachował się ślad w postaci raportów.


 Powyżej: fragment raportu wywiadowczego CIA na temat podziemi "Richard" w Litomierzycach (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego).

Na tym właśnie polega magia "Riese". Przez brak jakichkolwiek zachowanych do dzisiejszego dnia dokumentów, z których wynikałoby jakiego przeznaczenia były sztolnie "Olbryzma" możemy do niego przypasować praktycznie wszystko, oczywiście należy robić to w granicach zdrowego rozsądku bez niepotrzebnego dopisywania niestworzonych teorii. Oczywiście jeśli kiedyś znajdą się na tyle rzetelne dokumentu, z których będzie bezsprzecznie wynikać czym miało być "Riese", a będą one sprzeczne z tym co dziś tutaj napisałem nie pozostanie mi nic innego jak tylko przekreślenie wszystkiego co do tej pory twierdziłem. Choć być może będzie zupełnie inaczej, a prawda jeszcze nas wszystkich zaskoczy.



wtorek, 11 kwietnia 2017

Po powrocie z Riese - errata

Poniżej to czego brakowało w oryginalnym wpisie "Po powrocie z Riese" czyli kompilacja zdjęć z ostatniego wyjazdu z Riese wraz z ciekawym podkładem muzycznym.

 

niedziela, 9 kwietnia 2017

SS Leitheft i Der Weg

W okresie II Wojny Światowej na terenach okupowanych przez III Rzeszę jak i w samych Niemczech było wydawanych przynajmniej kilkadziesiąt tytułów prasowych jak i magazynów. Poza nimi w obiegu były również dostępne nazwijmy to bardziej "fachowe" publikacje jak np skrajnie obrzydliwy "Der Stürmer", którego poziom był tak żenujący iż sam Göring zakazał jego wydawania w okręgach pozostających bezpośrednio w jego jurysdykcji, a Baldur von Schirach będący w owym okresie przywódcą Hitlerjugend wykreślił go z listy pomocy dydaktycznych dostępnych w ośrodkach należących do jego organizacji. Do czasopisma "fachowego" można również zaliczyć wymieniony w tytule dzisiejszego wpisu, a praktycznie szerzej nieznany "SS Leitheft" będący oficjalnym ramieniem prasowym Schutzstaffel pozostającym pod osobistą kontrolą Heinricha Himmlera. Czym natomiast był "Der Weg" i dlaczego zestawiłem go w tytule z "SS Leitheft" przeczytacie poniżej. 

Jedna z okładek periodyku "SS Leitheft". Na uwagę zwraca charakterystyczna germańska stylistyka wzorów. (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Jak już wspomniałem we wstępie "SS Leitheft" było oficjalnym pismem Schutzstaffel, pozostającym pod kontrolą Himmlera. Nie jest to fakt wyciągnięty z przysłowiowego kapelusza, a informacja do jakiej udało mi się dotrzeć podczas analizowania jednego z dokumentów dotyczących działalności Ahnenerbe. To właśnie w nim zapisano (w kontekście prac genetycznych jakie prowadzono), że wszelkie projekty artykułów przed ich publikacją wymagają uprzedniej akceptacji Reichsführera SS. Co ciekawe dokument ten pochodził z 13 stycznia 1945 czyli na jeden dzień po rozpoczęciu Operacji Wiślańsko-Odrzańskiej będącej częścią wielkiej ofensywy Armii Czerwonej przeciwko armii niemieckiej. Już za 11 dni bo 24 stycznia wojska radzieckie dotarły do Poznania, 30 stycznia natomiast zdobyto Międzyrzecki Rejon Umocniony. Pomimo zbliżającej się nieuchronnie klęski "1000-letniej Rzeszy" starano się zachowywać pozory i zajmować się również tak mało istotnymi sprawami z punktu widzenia militarnego jak artykuły do prasy.

Fragment dokumentu Ahnenerbe, w którym została zawarta informacja o konieczności akceptacji przez Heinrich Himmlera artykuły, który miał być opublikowany w "SS Leitheft". Tłumaczenie autorstwa Pana Kazimierza Markiela, Stowarzyszenie "Odyn": "Omówienie serii artykułów dla prasy i materiałów dla magazynu „SS Leithefte”. Projekty do akceptacji ma dostarczyć Dr Warning, ponieważ na to [publikacje] jest potrzebna zgoda Reichsführera-SS." (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Na jego łamach znajdziemy informacje m.in. o Wagnerze, narodowosocjalistyczne wiersze jak i pieśni, artykuły o miejscach istotnych z punktu widzenia około SS-mańskiego mistycyzmu (jak np Castle del Monte), jak również informacje jak powinna działać typowa Niemiecka rodzina, o działalności jednostek ochotniczych SS, a także informacje z kraju oraz świata wraz z informacjami o najnowszych nowinkach ze świata germańskiej nauki. Nie trzeba tutaj dodawać, że wszystko było okraszone ówczesną propagandą, a okładki magazynu pokrywała charakterystyczna symbolika nawiązująca do starożytnych germanów. Praktycznie każdy numer jeśli nie w całości to w części był drukowany gotykiem. Jednym z najciekawszych artykułów na jakie trafiłem w tym periodyku był materiał poświęcony m.in. japońskim samurajom oraz przedstawienie ich oddania ojczyźnie w kontekście narodowosocjalistycznym. Absurdalne? Jak najbardziej, jednak prawdziwym karkołomnym zadaniem było przedstawienie muzułmanów jako idealnych żołnierzy Rzeszy gdy formowano dywizję SS Handschar. Niestety nie jestem w posiadaniu numeru, który by to opisywał. Mówiąc w skrócie - głównym zadaniem pisma było wyjaśnienie tym co jeszcze nie zrozumieli zasadności podejmowanych decyzji przez Führera.

 Wybrane przykłady fragmentów artykułów z "SS Leitheft". (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Z uzyskanych informacji mogę przypuszczać, że magazyn ten był wydawany do ostatnich dni wojny (oczywiście na tyle na ile posiadano jeszcze materiałów pozwalających na druk). Niestety w swoich zbiorach nie posiadam numerów egzemplarzy pochodzących z 1945 roku. Piszę tutaj niestety nie tylko dlatego, że mogłoby to potwierdzić moją tezę na temat okresu wydawniczego tytułu ale również dlatego, że mogły znaleźć się tam ciekawe informacje na temat interesujących mnie badań prowadzonych przez Ahnenerbe.
Kilka tygodni temu nasunęło mi się jednak pewne pytanie. Czy podpisana 8 maja 1945 roku kapitulacja III Rzeszy zakończyła (przynajmniej oficjalnie) działalność pisma? Jak się okazało nie! Tropy na jakie natrafiłem skierowały mnie nie gdzie indziej jak tylko do Argentyny. Jego bezpośrednią kontynuacją był wydawany w Beunos Aires magazyn "Der Weg" noszący hiszpański podtytuł "El Sendero". Pomimo zmiany nazwy zachowano retorykę podobną jak w "SS Leitheft", a wszystkie artykuły w nim zamieszczane były w języku niemieckim. Wcale nie powinno to dziwić gdyż jego redaktorem naczelnym był oficer SS, zbrodniarz wojenny Reinchard Kopps, który był jednym z uciekinierów którym udało się przeniknąć do kraju Perona. Z uzyskanych informacji wiem, że pismo było kolportowane nie tylko do innych krajów ameryki południowej jak choćby Urugwaj ale również do Niemiec. W powojennym "Der Weg" nie afiszowano się w oficjalny sposób z sympatiami nazistowskimi jednak prawdziwe przesłanie magazynu jest widoczne praktycznie w każdym artykule.

Okładka jedynego numeru "Der Weg" znajdującego się w moich zbiorach. (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Dodatkowo bardzo interesujące są nazwiska osób jakie w nim publikowały, był to m.in. sam "Anioł Śmierci" Joseph Mengele pisujący pod pseudonimem G. Helmut, a artykuły zawierały informacje na temat dziedziczenia jako procesu biologicznego. Znajdziemy tam również materiały autorstwa Svena Hedina (szwedzkiego podróżnika i geografa, który zajmował się m.in. Tybetem), Sturmbannführer Johanna von Leersa (znany później jako Omar Amin - zajadły antysemita, piewca arabskiego nacjonalizmu oraz współpracownik ministra propagandy Goebbelsa), oraz osadzonego w Spandau Rudolfa Heßa. Oczywiście nie są to wszyscy redaktorzy magazynu, pojawia się tam więcej nazwisk bardziej lub mniej znanych osób związanych z III Rzeszą jak i powojennych negacjonistów. "Der Weg" w późniejszym okresie swojej działalności został oficjalnie zakazany w Argentynie choć znając sympatię ówczesnego prezydenta tego kraju Juana Perona można przypuszczać, że było to zagranie taktyczne mające na uwadze ocieplenie jego wizerunku w oczach światowej opinii publicznej.

Wybrane przykłady fragmentów artykułów z "Der Weg". Na uwagę zwraca stylistyka nawiązująca do "SS Leitheft". (archiwum Jakuba Pomezańskiego).

Mało znana choć bardzo ciekawa bo przedstawiająca styl propagandy III Rzeszy, krótka historia "SS Leitheft" oraz jego nieoficjalnej kontynuacji jaką był "Der Weg" to kolejny wątek jaki poruszam na łamach swojego bloga. Dla mnie najbardziej interesująca pozostaje jednak aspekt Argentyński, który po raz pierwszy poruszam publicznie, a zapewniam, że nie po raz ostatni gdyż powojenne losy nazistów to jeden z tematów, którym pozostaje żywo zainteresowany. Jako ciekawostkę chciałbym dodać, że udało mi się pozyskać materiały, na których bazują autorzy serialu "Polowanie na Hitlera". Niestety to około 1000 stron maszynopisu, a zapoznanie się z nim potrwa jeszcze przynajmniej kilka miesięcy jednak obiecuję do niego wrócić poruszając jeszcze kilka szerzej nieznanych tropów.



sobota, 8 kwietnia 2017

Sekrety Grzmiącej

Dzisiejszy wpis będzie o jednej z moich ulubionych miejscowości - Grzmiącej. To właśnie prawdopodobnie z nią związane są wspomnienia Pani Anny Gwiazdy - więźniarki pracującej w nieznanej do dzisiejszego dnia fabryce Me 262 ulokowanej gdzieś w górzystym rejonie Dolnego Śląska.


Widoczny na szczycie wzgórza 139 betonowy zbiornik, stan na marzec 2016. (fot. Jakub Pomezański)

Podczas mojego ostatniego wyjazdu w Góry Sowie, który zakończył się w dniu wczorajszym skupiłem się na obejrzeniu kilku ciekawych miejsc w pobliżu tej miejscowości. Z większością ich miałem już do czynienia wcześniej, inne obejrzałem po raz pierwszy jednak cały czas jestem zdania, że w tej okolicy musiało się coś dziać. Moje zainteresowania tym rejonem zaczęły się oczywiście od wspomnień Pani Anny. Jednym z najciekawszych i zarazem najbardziej tajemniczym obiektem jest wzgórze nr 139, na którym znajduje się betonowy zbiornik na wodę - wieża ciśnień przez miejscowych nazywany bunkrem. Jego aurę tajemniczości buduje fakt, że tak naprawdę nikt nie zna jego właściwego przeznaczenia. Jedni twierdzą, że był wykorzystywany przez pobliski zakład drzewny rodziny Glaserów, inni znów uważają, że związany był z przędzalnią "Websky, Hartmann & Wiesen" (dziś "Nortech") z Głuszycy. 

Zagruzowane studzienki rewizyjne w pobliżu zbiornika wody na wzgórzu, stan na kwiecień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Są również trzeci, do których i ja się zaliczam, uznający iż nie wiąże się z żadnym z tych zakładów, a z całkowicie nieznanym obiektem jaki powstawał w tej okolicy. Poza samym "bunkrem" na szczycie w okolicy znajdziemy również ciekawą studnię na pobliskiej łące jak i "wieczną kałużę" na zboczu wzniesienia 139 czyli miejsce, w którym niezależnie od pogody czy też pory roku zawsze zbiera się woda. Czy wybija się z wnętrza góry? Miałoby to sens gdyż znajduje się praktycznie na linii jaką można wyznaczyć od betonowych studzienek skierowanych wprost na górę Sajdak. Romuald Owczarek w swojej książce "Zagłada Riese" (wyd. Technol, 2014) próbował się zmierzyć z jego tajemnicą, zamieścił w niej nawet bardzo ciekawy (choć nieproporcjonalny) szkic konstrukcji jednak nie zrobił w moim mniemaniu najważniejszego - po odgruzowaniu wyżej wymienionych studzienek nie zbadał, w którą stronę biegną znajdujące się w nich rury. W chwili obecnej są one z powrotem zagruzowane, a uzyskanie zezwolenia na przeprowadzenie takich badań jest bardzo trudne ze względu na powstający tam właśnie młodnik. 

 Studnia wraz z betonową obudową w pobliżu wzgórza 139 (stan na kwiecień 2017) oraz "bagienko" czyli miejsce gdzie przez cały rok zbiera się woda (stan na marzec 2016). (fot. Jakub Pomezański)

Oczywiście to nie wszystko co świadczy o tajemniczości tej okolicy - bardzo interesujące są zbocza Sajdaka. Zarówno te od strony Grzmiącej jak i Jedliny Zdrój. Zaczynając od strony Grzmiącej możemy spotkać się z kilkoma bardzo charakterystycznymi miejscami, o których wspominała Pani Anna. Jednym z nich jest łączka nieopodal torów kolejowych tuż obok tuneli biegnących pod Sajdakiem. Czy to właśnie na niej mógł znaleźć się obóz, gdzie ulokowani byli pracownicy zakładów Me 262? Wiele wskazuje na to, że tak. Przy wytypowanym miejscu biegnie droga wraz z wiaduktem kolejowym, która w czasie wojny była asfaltowa, tuż obok łączki, poniżej rzekomego obozu znajdował się budynek (pozostały po nim fundamenty), a z niej samej widać komin. Pokrywałoby się to z wspomnieniami Pani Gwiazdy. Dodatkowo mamy tutaj kilka ciekawych poszlak - m.in. pozostałość murowanych filarów bramy, a w kilku miejscach możemy jeszcze natrafić na betonowe słupy ogrodzeniowe poukrywane w otaczających łączkę krzakach. Na samej łączce natomiast jest kilka wypłaszczeń oraz zasypana już studnia. Niestety schody zaczynają się dopiero w momencie kiedy próbuję ulokować ewentualną fabryczkę, gdyż musiałaby się znaleźć w znacznej odległości od okolic Sajdaka - wzgórza 139 oraz od okolicznej infrastruktury. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet okolica, którą można by pod nią wytypować jest niezmiernie ciekawa, a pewne dodatkowe poszlaki, o których nie chciałbym jeszcze pisać publicznie tylko dodają pikanterii sprawie. Podobnie zresztą ma się spraw z drugą stroną góry Köhlerberg bo tak nazywał się do 1945 roku Sajdak. Tam natomiast możemy trafić na coś co wygląda jak sztolnia oraz hałdy urobku. Osobną sprawą jest wiadukt znajdujący się tuż za wylotem z tunelu. Jest to betonowa, wzmacniana konstrukcja po której ze spokojem mogłaby przejechać do dzisiejszego dnia kilkunastotonowa ciężarówka. Po co budować taką konstrukcję w tym miejsce, na drodze, która praktycznie prowadzi donikąd?

 Betonowy wiadukt nad torowiskiem, w tle wylot z tunelu pod Sajdakiem od strony Jedliny (stan na kwiecień 2015). Widok rozciągający się z łączki gdzie mógł znajdować się jeden z obozów pracy (stan na marzec 2016). (fot. Jakub Pomezański)

Jednak największą tajemnicą z jaką do tej pory zmierzyłem się w tej okolicy, a wszystko dzięki uprzejmości Stowarzyszenia "Odyn", które przekazało mi tę sprawę jest napis "OT" widoczny na zdjęciu lotniczym z 1945 roku. OT to oczywiście skrót od "Organizacji Todt" nadzorującej wszelkie prace budowlane na terenie Sonderbauvorhaben Niederschlesien. Sprawa jest nazwijmy to rozwojowa jednak jego pochodzenie oraz cel wykonania jest nieznany. 

  
Napis "OT" na zdjęciu lotniczym z 1945 roku. (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Czy miało to związek z wykonywaniem zdjęć lotniczych oraz chęci podkreślenie ich wkładu w budowę obiektu S-3 na terenie Dolnego Śląska, a może chciano w ten sposób dać do zrozumienia, że w pobliżu znajduje się jakiś zamaskowany obiekt? W chwili obecnej trudno odpowiedzieć na to pytanie jednak chciałbym podkreślić, że cały czas pracuję nad rozwiązaniem tej zagadki. Być może w niedalekiej przyszłości uda mi się napisać na ten temat coś więcej. Chwilowo sprawa napisu "OT" jak i okolic Sajdaka pozostaje nierozwiązana jednak mój nos, który bardzo rzadko się myli mówi mi, że zarówno Sajdak, wzgórze 139, historia Pani Anny jak i OT są ze sobą w jakiś sposób powiązane.


 

wtorek, 4 kwietnia 2017

Po powrocie z Riese

Dziś miało być coś bardziej konstruktywnego jednak ostatnie cztery dni w "Riese" były na tyle intensywne, że trudno do dziś zebrać myśli. Było ciężko, około 30 kilometrów na piechotę, głównie w palącym wiosennym słońcu jednak jednocześnie czas spędzony na Dolnym Śląsku był najwspanialszy od początku tego roku. Oczywiście przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę... nie wróć. Przed wyruszeniem w drogę jak zwykle w wyobraźni już udawało mi się rozwiązać zagadkę tego kompleksu jednak rzeczywistość wszystko zweryfikowała i jak zwykle wróciłem wiedząc jeszcze mniej niż przed wyjazdem. W ramach usystematyzowania ostatnich dni przedstawiam poniżej miejsca jakim udało mi się przyjrzeć dzięki którym zdobyłem cenne doświadczenie oraz pogłębiłem swoją wiedzę.

Dzień 1, czwartek:
- tajemniczy dom ze studnią w Walimiu
- Silberloch
- ujęcie wody po drugiej stronie Wielkiej Sowy
- góra Kamienna oraz Ludwikowice Kłodzkie / Miłków

 Za Wielką Sową w stronę Ludwikowic Kłodzkich. (fot. Jakub Pomezański)


Dzień 2, piątek:
- kompleks Soboń (obiekty naziemne)
- kompleks Jawornik (wybrana sztolnia oraz obiekty naziemne)

Sztolnia Jawornika. (fot. Jakub Pomezański)


Dzień 3, sobota:
- okolice Sajdaka
- Ludwikowice Kłodzkie / Miłków ciąg dalszy

 Jedna z ciekawszych betonowych konstrukcji u stóp góry Kamiennej. (fot. Jakub Pomezański)


Dzień 4, niedziela:
- koszary SS pod Włodarzem
- kamieniołom w Głuszycy
- Gross-Rosen

 Jeden ze zniszczonych budynków na terenie koszar SS. (fot. Jakub Pomezański)


Plan wyjazdu był oczywiście zupełnie inny jednak magnetyzm Ludwikowic Kłodzkich jak zwykle zwyciężył. We wstępie wspomniałem o wielkich planach odkrycia tajemnicy "Riese" jednak czasem jest tak, że zamiast tego trafia się na śmietniczek. I to dosłownie. 

 Znaleziony poniemiecki śmietnik. (fot. Jakub Pomezański)

Już niebawem kilka relacji z wyprawy, spostrzeżeń oraz uwag na temat ostatniego wyjazdu. Teraz wracam do zbierania myśli, analizowania zdjęć i codzienności.