poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Kwietniowe aktualności

Znów trochę wody upłynęło w Wiśle (choć bardziej pasowałoby Odrze od mojego głównego kierunku jakim jest Dolny Śląsk) czasu minęło od mojej ostatniej aktywności na blogu jednak czas ten nie został zmarnowany - dużo przygotowań do różnych nadchodzących projektów, praca nad książką, która praktycznie już się zakończyła i wiele, wiele więcej... Tak się składa, że w tym roku mija 10 lat mojej aktywności na polu poszukiwawczo-eksploracyjnym dlatego też po tak długim czasie milczenia oraz zdobywania doświadczenia zdecydowałem się w końcu na szersze wypowiedzi czego początkiem był właśnie ten blog powstały w 2017 roku. Do tej aktywności można zaliczyć również powstającą książkę oraz współpracę jaką rozpocząłem z moim kolegą Alanem z Górnego Śląska zajmującym się realizacją ciekawych filmów dokumentalnych. Poniżej będziecie mogli obejrzeć nasze pierwsze, archiwalne nagranie z przed lat oraz bardziej aktualne tematy dotyczące ostatniej akcji w wałbrzyskim Totenburgu. Ostatni weekend spędziliśmy również na Dolnym Śląsku gdzie zbieraliśmy ciekawe materiały, była zaduma nad losem więźniów tam pracujących, śmiech z teorii około hybrydowych, ciekawe przygody oraz niewielkie odkrycie na terenie Ludwikowic Kłodzkich, a wszystko to zostało uwiecznione obiektywem Alana w ramach cyklu "Historia na Celowniku".

Nagranie z lipca 2016 roku, pogranicze Wielkopolski i Łódzkiego.

Pierwsza część nagrania z Wałbrzycha skupiona na Totenburgu.

Jak tylko materiał dotyczący naszego ostatniego wypadu w rejon "Riese" czy też S-3 opublikuję jak tylko będzie gotowe, a tymczasem jeszcze kilka słów na temat kolejnego już "ciekawego znaleziska z Ludwikowic Kłodzkich". Nie przez przypadek użyłem określenia "kolejnego" ponieważ w listopadzie 2016 roku trafiłem na pierwszy interesujący artefakt związany z historią tego przemysłowego regionu jakim pozostaje dzielnica Ludwikowic - Miłków, a o którym więcej przeczytacie w jednym z archiwalnych wpisów jaki znajdziecie TUTAJ. Tym razem sprawa dotyczyła starego, niemieckiego napisu znajdującego się w podziemiach dawnej elektrowni na ścianie jednej z komór. Tropem okazały się widniejące tam inne ostrzeżenia czy też uwagi co do prowadzenia pracy, które jak się okazało nie były jedyne - pod warstwą położonej po 1945 roku farby udało się odkryć kolejny, który przedstawiam poniżej. Specjalnie nie tłumaczę jego treści pozostawiając to Wam. 

Napis odkryty w piwnicach elektrowni znajdującej się na terenie Ludwikowic Kłodzkich/Miłkowa, kwiecień 2018 (fot. Jakub Pomezański).

We wstępie wspomniałem również o mijających w tym roku 10 latach mojej pracy... w związku z tym przygotowujemy również kolejną niespodziankę połączoną wraz z ciekawą relacją filmową podczas której wrócimy do miejsca gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Będzie się działo! Przy okazji - chciałbym już oficjalnie powitać na pokładzie dwie nowe osoby, jedna nie będzie tutaj tajemnicą ponieważ jest to już wspomniany Alan, natomiast druga z nich, to poznański kolega Rafał. Z taką grupą zapaleńców można zdziałać naprawdę wiele!

Okolica góry Sajdak to kolejne miejsce, w którym mieliśmy okazję się "kręcić", kwiecień 2018 (fot. Jakub Pomezański).

Poza Ludwikowicami Kłodzkimi pojawiliśmy się również za Sajdakiem (jak i zresztą przed), a także na Soboniu, który po prostu przyciąga kryjącymi się tam zagadkami. Swoją drogą nie tylko nas ponieważ mieliśmy tam okazję spotkać również Jerzego Cerę... no nic, tymczasem uciekam zająć się zdjęciami. Do następnego!

niedziela, 18 marca 2018

Wewelsburg - nazistowski Watykan, cz. III - SS-Brigadeführer Weisthor

Pisząc o zamku Wewelsburg nie można zapomnieć o wspomnianej już wcześniej ważnej (o ile nie najważniejszej w kontekście "Watykanu SS") postaci jaką był Karl Maria Wiligut, znany również pod przydomkiem Weisthor. Poświęciłem mu jak do tej pory zaledwie niewielki fragment w II części serii "Wewelsburg - nazistowski Watykan" jednak to zdecydowanie za mało gdyż to jaki w rzeczywistości wywierał wpływ na kształtowanie się nowej religii w pierwszych latach trwania III Rzeszy było wręcz nieprawdopodobne, a liczył się z nim nawet sam Heinrich Himmler. Dalsza część poświęcona będzie właśnie tajemniczej postaci Wiliguta gdzie przedstawię jego karierę w SS, projekty jakimi się zajmował w ramach jego pracy na rzecz ówczesnych Niemiec, a także opiszę to czym zajmował się przed jak i tuż po zakończeniu współpracy z Reichsführerem-SS. Ciekawostką jaką zostawię sobie na sam koniec będzie przedstawienie życiorysu (dodatek nr 2 jaki znajduje się na końcu tekstu) napisanego przez samego Wiliguta, w którym odnosił się do mistycznej przeszłości rodu, z którego miał się wywodzić. Chciałbym podkreślić, że życiorys ten powstał dopiero w 1937 kiedy w najbliższym otoczeniu Himmlera zaczęły pojawiać się pierwsze plotki na temat jego pobytu w zakładzie psychiatrycznym. Przenieśmy się jednak najpierw do XIX wiecznej Austrii...

Karl Maria Wiligut alias Weisthor w mundurze SS, 1936 rok. (archiwum autora)

Karl Maria Wiligut urodził się 10 grudnia 1866 roku w Wiedniu, wywodził się z rzymsko-katolickiej rodziny związanej przynajmniej od dwóch pokoleń z wojskiem (jego ojciec jak i dziadek byli oficerami w Austriackiej armii) dlatego też jego los jako najstarszego syna był jakoby przesądzony. Już w wieku 14 lat rozpoczął naukę w Cesarskiej Szkole Podchorążych ulokowanej w podwiedeńskim Breitensee, a gdy tylko osiągnął pełnoletniość co miało miejsce w 1884 roku został wcielony do nowo utworzonego 99 Pułku Piechoty Austro Węgier, który stacjonował m.in. w Sarajewie. W okresie od 1888 do 1903 awansował dwukrotnie (do stopnia podporucznika, a następnie porucznika) oraz przenoszony był kolejno do 88 i 47 Pułku Piechoty. Kluczowym rokiem w jego życiu jeśli chodzi o kontakty z tajnymi stowarzyszeniami okazał się być 1889 kiedy został członkiem niemieckiej, quasi-masońskiej loży Schlaraffia. Co ciekawe loża Schlaraffia miała być stowarzyszeniem ludzi posiadających podobne poglądy na życie charakteryzujące się pielęgnowaniem humoru jak i sztuki w życiu codziennym, a tym co miało ich ostatecznie spajać była przyjaźń. Interesująca jest również etymologia nazwy stowarzyszenia odnosząca się do średniowiecznego terminu Schlaraffenland znanego w Polsce pod nazwą Kukania, a będącego bajeczną krainą wiecznej szczęśliwości. Początek życiorysu "Rasputina Himmlera" jak można nazwać Wiliguta wydaje się wręcz nieprawdopodobny w kontekście jego przyszłych zainteresowań jak i dokonań, które zaczęły kształtować się w 1900 roku. To właśnie w owym okresie podczas pełnionej służby wojskowej na terenie czeskiego miasta Znojmo gdzie rzekomo miał okazję wielokrotnie oglądać intrygujący go megalityczny menhir znany pod nazwą "Rabenstein". Menhir ten był przedmiotem wielu najdawniejszych legend wywodzących się z tej części Czech, które znów jak sam twierdził skłoniły go do sięgnięcia po ariozoficzne publikacje Guido von Lista (szerzej na jego temat można przeczytać m.in. w pierwszej części cyklu "Wewelsburg - nazistowski Watykan"), które początkowo zainspirowały Wiliguta do spróbowania swych sił w tworzeniu ariozoficznej poezji, a następnie do napisania jego pierwszej publikacji noszącej tytuł "Seyfrieds Runen" w 1903 roku (wydana w 1904 przez wiedeńskie wydawnictwo Friedricha Schalka) będącej zbiorem poematów na temat menhiru ze Znojma oraz ariozofii.
 
Publikacja "Seyfrieds Runen" z 1903 roku będąca pierwszą książką Karla Marii Wiliguta. (źródło: eurobuch.ch)

Należy tutaj podkreślić, że Wiligut w owym okresie łączył swoje okultystyczne zainteresowania z pełnieniem służby wojskowej co nie było niczym dziwnym gdyż początek XX wieku charakteryzował się wręcz wysypem wszelakich tajemnych stowarzyszeń w całej Europie, do których należeli co znamienitsi przedstawiciele społeczeństw, w których one funkcjonowały. Będąc młodym oficerem zawiera w 1907 roku związek małżeński z  Malwiną Leuts von Treuenringen, a rok później wydaje swoje kolejne działo jakim było "Neun Gebote Gots" (niewielki fragment książki wraz z tłumaczeniem zamieszczam na końcu tekstu jako dodatek nr 1). Daje w nim upust swoim wyobrażeniom mówiącym w nim o sobie jako spadkobiercy starożytnej tradycji Irminizmu - nurtu ariozofii jaki miał wywodzić się od germańskiego bóstwa Irmina wpisanego jakoby w symbol drzewa życia znanego pod nazwą Irminsul (określanego również jako "wielki filar, który wspiera wszystkich"). Symbol ten był wykorzystywany później jako logo organizacji Ahnenerbe, a także miał znajdować się na ołtarzu podczas uroczystości zaślubin oraz chrztu w "religijnym rycie SS" jaki został opracowany przez Wiliguta w przyszłości (więcej na ten temat w drugiej części cyklu "Wewelsburg - nazistowski Watykan"). W tym okresie zaczął również twierdzić, że cała sekretna wiedza jaką posiada została mu przekazana na mocy rodowej tradycji, która polegać miała na przetransferowaniu tajemnej wiedzy każdemu pierworodnemu synowi za pośrednictwem ojca. Nie pozostało to bez wpływu na wydarzenia z 1908 roku będące następstwem śmierci jego nowo narodzonego syna - to właśnie wtedy doznaje olbrzymiego wstrząsu wywołującego trwałe zmiany w psychice. Wstrząs spowodowany był oczywiście tym, że nie mógł przekazać całej posiadanej wiedzy swojemu pierworodnemu potomkowi co znów zaowocowało tym, że stopniowo zaczął oddalać się od swej żony. Aby wypełnić pustkę po utraconym synu każdą chwilę życia wypełnia okultyzmem, wstępuję również do założonego przez wspomnianego w pierwszej części cyklu Jörga Lanza von Liebenfelsa zakonu Ordo Novi Templi. Wieloletnim towarzyszem Liebenfelsa był związany z O.N.T. Theodor Czepl, z którym to Wiligut znajduje wspólny język co znów owocuje zacieśnieniem relacji pomiędzy nimi. Nieprzerwanie przez 1908 rok odbiera rzekome przekazy jakie miał otrzymywać od swoich przodków związane z mistyczną wiedzą najstarszego germańskiego plemienia Asa-Uana. Zawierać miały one informacje o pochodzeniu germanów, których początki miały sięgać 228 tysięcy lat przed naszą erą, a wywodzić mieli się od samych Atlantydów. Dowodził również, że Biblia powstała znacznie wcześniej, był zdania, że wydarzenia opisywane w Nowym Testamencie miały się rzeczywiście wydarzyć na terenie przyszłych Niemiec, a nie w Palestynie. Interesującym faktem pozostaje również to, że według Wiliguta Chrystus miał w rzeczywistości nazywać się Krist i był wcieleniem Boga, który stworzył wspomniany już Irminizm. Jak łatwo się domyślić jego ród miał być jego bezpośrednim spadkobiercą...
 
Zaprojektowany w barokowym stylu po 1933 roku przez nieznanego autora herb rodu Karla Marii Wiliguta, na uwagę zwraca widoczna na nim runa. (źródło: Igor Witkowski "Wewelsburg: Zamek Świętego Graala SS")

Ze względu na wybuch I wojny Światowej w 1914 działalność na polu okultystycznym Karla Marii Wiliguta została tymczasowo wstrzymana, a już w październiku tego roku został oficerem w sztabie 30 Pułku Piechoty. Wraz z armią Austro-Węgierska brał udział w wyczerpującej kampanii przeciwko carskiej Rosji na terenie Karpat gdzie wykazał się bardzo dużym zaangażowaniem i męstwem co zaowocowało awansowaniem go do stopnia podpułkownika i odesłania do austriackiego miasta Graz gdzie zajmował się m.in. przeorganizowaniem 14 i 49 Pułku Piechoty. Co może wydawać się dość nieprawdopodobne ze względu na jego przedwojenną działalność, a także stan umysłu to fakt, że cały okres działań wojennych był dla niego bardzo dużym pasmem sukcesów. Od lipca 1915 roku dowodził wojskami na froncie włoskim gdzie dał się poznać jako bardzo dobry strateg co znów doprowadziło do kolejnego awansu w 1917 roku kiedy to otrzymał stopień pułkownika. Z teatru działań przeciwko armii włoskiej, który znajdował się w południowym Tyrolu został przesunięty dopiero w maju 1918, polecono mu wówczas objęcie dowodzenia nad obozem dla powracających z frontu żołnierzy ulokowanym w znajdującym się nieopodal Lwowa mieście Żółkiew. Wraz z zakończeniem I Wojny Światowej oraz rozpadem cesarstwa Austro-Węgierskiego dla którego konflikt ten okazał się przegrany podobnie jak wielu jego towarzyszy broni nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości, poczucie to umocniło się w styczniu 1919 roku kiedy ostatecznie został zwolniony ze służby. Przeniósł się wtedy wraz ze swoją rodziną do Salzburga i utwierdził w przekonaniu, że świat potrzebuje kolejnego, niemiecko języcznego imperium, które sprosta intrygującym siłą masonów, żydów oraz Watykanu. Zimą na przełomie 1920 i 1921 udaje mu się odnaleźć Teodora Czepla,  który w domu Wiliguta spędza aż siedem tygodni. Czas ten mieli spędzać na zgłębianiu tradycji ariozoficznej skupionej wokół zakonu Ordo Novi Templi przewodzonej obecnie przez Czepla, który to po zakończeniu wizyty miał napisać raport gdzie przedstawił przyszłego "maga SS" jako "człowieka związanego z wojskiem, który ujawnił się jako nosiciel tajnej linii niemieckich królów". Ze względu na pogarszającą się sytuację materialną oraz coraz częstsze obwinianie swej żony za wszystkie niepowodzenia w domu Wiligutów dochodzi do aktów przemocy domowej inicjowanych przez głowę rodziny. Należy również nadmienić, że małżonka Karla nie pochwalała jego poświęcenia się okultyzmowi, a czarę jej goryczy przelały ciągłe i jawne roszczenia męża do objęcia austriackiego tronu. W 1924 roku dochodzi również do tragedii, która w bezpośredni sposób doprowadziła do zamknięcie go w zakładzie psychiatrycznym, mowa tutaj o próbie zabójstwa jego żony Malwiny. Zdesperowana kobieta przedstawiła sprawę salzburskiej policji, która 29 listopada aresztowała przebywającego ze swoimi znajomymi w kawiarni Wiliguta. Miejscem jego odosobnienia od społeczeństwa stał się na następne trzy lata ośrodek dla umysłowo chorych  "Salzburger Heilanstalt für Gemüts und Nervenkranke", zdiagnozowano u niego ekscentryzm, schizofrenię oraz megalomanię.

Rycina przedstawiająca ośrodek dla umysłowo chorych Salzburger Heilanstalt für Gemüts und Nervenkranke, w którym pomiędzy 1924, a 1927 został zamknięty Karl Maria Wiligut. (archiwum autora)

Nieznane są jego relacje z córkami - Gertrudą i Lottą - jednak można uznać, że były znacznie lepsze od tych jakie miał z żoną ponieważ to właśnie dzięki ich zabiegom u najwyższych władz państwowych udaje mu się opuścić zakład psychiatryczny w 1927 roku. Przez kolejne pięć lat próbuje naprawić relacje z żoną, którą ostatecznie opuszcza w 1932 po czym przenosi się Niemiec gdzie osiada na przedmieściach Monachium. W związku z koniecznością odnalezienia się w nowym miejscu zamieszkania odnawia kontakty ze swoimi dawnymi towarzyszami broni, a także ludźmi związanymi z Ordo Novi Templi takimi jak Ernst Rüdiger, Friedrich Teltscher czy Werner von Bülow, z którymi prowadzi szeroko zakrojoną korespondencję. Największą pomoc jak się miało okazać uzyskał jednak od Richarda Andersa, to właśnie dzięki jego zabiegom we wrześniu 1933 po zakończonej konferencji "Nordische Gesellschaft" (Towarzystwo Nordyckie - organizacja prowadzona w owym okresie przez Alfreda Rosenberga mająca na celu wzmacnianie więzi pomiędzy krajami germańsko-nordyckimi) zostaje przedstawiony Heinrichowi Himmlerowi, który zafascynowany osobą Wiliguta przyjmuje go jeszcze w tym samym miesiącu do SS pod pseudonimem Karl Maria Weisthor. Obejmuje również stanowisko kierownika w stworzonym specjalnie dla niego departamencie Historii Wczesnej i Prehistorii będącym częścią struktur Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS pozostającego pod zarządzaniem Waltera Darré - argentyńskiego emigranta pochodzenia niemieckiego. Koniecznym jest tutaj nadmienienie, że Darré podobnie jak Wiligut zajmował się koncepcją tworzenia herbów rodowych jednak obejmowały one jego koncepcję arystokracji ziemiańskiej (w ramach ideologii Blut und Boden jaka miała wywodzić się z przyszłych osadników mających zasiedlać ziemie na wschodzie. Wiązało się to z realizacją planu kolonizacji związanego z doktryną Drang Nach Osten, która w największym skrócie oznaczała sprowadzenie do roli niewolników mieszkających tam ludzi (głównie Polaków) jednak jest to dość rozległy temat, który zasługuje na osobny tekst co zamierzam zrobić w przyszłości.

 
Znajdujący się w zbiorach muzeum zamku Wewelsburg autorski projekt Waltera Darré będący pierwszym, wykonanym ze srebra herbem w koncepcji arystokracji ziemiańskiej dla jego rodu. Zawiera on ciekawą symbolikę w postaci znajdującej się w jego centralnej części runy okolonej przez zjadającego własny ogon węża zwanego Uroborosem będącego symbolem nieskończonego cyklu. (fot. Jakub Pomezański)

Wróćmy jednak do przedstawienia dalszego życiorysu Wiliguta alias Weisthora, który na zaproponowanym stanowisku nie zabawił zbyt długo bo już wiosną 1935 roku został przeniesiony do Berlina aby zostać członkiem osobistego sztabu Reichsführer SS. Ten bardzo szybki awans wiązał się prawdopodobnie z tym, że fascynacja Himmlera jego osobą trwała nieprzerwania od pamiętnego pierwszego spotkania z 1933 roku, a opowieści o mistycznej wiedzy rzekomo przekazanej Wiligutowi przez jego przodków cały czas rozpalały jego wyobraźnię o zamierzchłej historii pradawnych Germanów jak i pozwoliły na snucie planów o malującej się w kolorowych barwach przyszłości. Sądząc również po tym, że obydwaj byli członkami tej samej ariozoficznej organizacji-zakonu Ordo Novi Templi  to zapewne tematów do prowadzenia dyskusji również im nie brakowało. Ich relacja miała również specyficzny charakter ponieważ Himmler będąc oddanym wyznawcą już opisywanej w tym tekście religii irministycznej, której bezpośrednim spadkobiercą według Wiliguta miał być jego ród stawiało to niejako przywódcę SS w roli ucznia zgłębiającego tajemną wiedzę przodków jaka nie była przeznaczona dla każdego śmiertelnika co również pozwalało mu na poczucie bycia wyróżnionym czy też namaszczonym do pełnienia tak istotnej roli w ówczesnych Niemczech. Nie można mieć pewności na ile silna była pozycja Weisthora aby móc wpływać na Himmlera jednak wiadomo, że to właśnie dzięki jego sugestią na zamek mający być w przyszłości "nazistowskim Watykanem" Reichsführer wybrał właśnie Wewelsburg. Wiązało się to z kilkoma czynnikami - zacznijmy może od tego najmniej istotnego choć nadal ważnego dla sprawy jakim był unikatowy kształt zamku stanowiący trójkąt. Jak wiadomo według powstałych w planów miał on być zakończeniem grotu Włóczni Przeznaczenia, którą sam zamek wraz z przylegającymi do niego budowlami miał tworzyć w formie konstrukcji widzianej z lotu ptaka. Nie bez znaczenia pozostawała również średniowieczna historia zamku jako miejsca wykonywania egzekucji na ludziach pałających się sztukami uznanymi za nieczyste czy też adeptami pogańskich kultów. Z perspektywy Wiliguta byli to wyznawcy Irminizmu, którzy jako męczennicy zginęli z rąk chrześcijańskich kłamców nie pozwalających na odrodzenie się jedynej, słusznej wiary. Samo przejęcie zamku miało również znaczenie symboliczne i pokazywało zwycięstwo pradawnej wiary nad Chrześcijaństwem. Co ciekawe do dzisiejszego dnia w zamku Wewelsburg zachowały się pokazywane turystom lochy gdzie przetrzymywani byli wspomniani "męczennicy", a także udostępnione dla zwiedzających miejsce prób mających udowodnić, że oskarżeni mieli związek z nieczystymi mocami.
 
 Znajdująca się w zamku Wewelsburg sala prób wraz z widocznym w niej wejściem do lochów. (fot. Jakub Pomezański)
 
Największe znaczenie miało jednak ulokowanie zamku w pobliżu Lasu Teutoburskiego, a także skalnego kompleksu Externstein mającego być miejscem świętym dla dawnych germanów. Wiązało się to jak łatwo się domyślić z Irminizmem, a dokładniej samym świętym Irminsulem, który miał rosnąć we wspomnianym lesie. Pozwolę sobie w tym momencie nie drążyć dalej tego tematu ponieważ będzie on związany z jedną z kolejnych części cyklu jakie powstaną w przyszłości. Kończąc już wątek zamku Wewelsburg koniecznym stwierdzenia jest fakt bardzo dużego zaangażowania Wiliguta nie tylko w wytypowanie odpowiedniego miejsca ale również w jego przebudowę na potrzeby SS. Można powiedzieć, że pełnił on funkcję eksperta od spraw mistycyzmu przy głównym architekcie - Hermannie Bartlesie. To właśnie dzięki jego ustaleniom w architekturze zamku występują odniesienia do liczby 12, obecne są również symbole mistyczne czy też najważniejszym punktem zamku stała się północna wieża. Miał również bardzo duży wpływ na symbolikę obecną w otaczających zamek budynkach jaka zachowała się do dzisiejszego dnia, jednak podobnie jak przyczynek do wyboru zamku Wewelsburg temat ten pozostawiam również do opisania w IV części serii "Wewelsburg - nazistowski Watykan".
 
Himmler podczas wizyty w zamku Wewelsburg sfotografowany wraz z głównym architektem Hermannem Bartelsem (z lewej) oraz pochodzącym z Bochum przedsiębiorcą budowlanym Fritzem Scherpeltzem (w środku). (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Poza pracami nad przystosowaniem zamku na potrzeby SS, Wiligut zajmował się również prowadzeniem prac archeologicznych, których celem było poszukiwanie śladów po religii Irministycznej (m.in. we wspomnianym Externstein oraz w znajdującym się nieopodal Baden-Baden Murg). Pracował także nad sformowaniem nowych obrzędów w "rycie SS" takich jak chrzest czy też małżeństwo, które opisywałem w II części cyklu. Ważnym z punktu widzenia nowej religii było również jego zajęcie tworzenie herbów rodowych dla członków SS opartych o symbolikę średniowieczną ubogaconą o elementy współczesne oraz runy, a także zaprojektowanie jednego z najbardziej charakterystycznych symboli Schutzstaffel jakimi były SS Totenkopfring czyli słynny sygnet z trupią główką nad którym prace zakończył już w 1933 roku. W strukturach Schutzstaffel występował również jako ekspert od starogermańskich run, zajmował się ich interpretacją, a także tworzeniem alfabetu runicznego jednak robił to tylko i wyłącznie w oparciu o własne teorie bez brania pod uwagę prac swoich poprzedników (za wyjątkiem Guido von Lista, na którym po części się opierał). Ze względu na bardzo dobre relacje z Himmlerem, a także zaangażowanie jakim się wykazywał zaledwie po 3 latach od wstąpienia w szeregi SS otrzymał awans do generalskiego stopnie SS-Brigadeführera, a już w 1937 odbył się pierwszy chrzest w irministycznym rycie SS kiedy to poddany obrządkowi został syn Karla Wolffa. Paradoksalnie z nie do końca poznanych przyczyn to właśnie Wolff stał się sprawcą jednego z największych nieszczęść Wiliguta jakim było wyrzucenie go z SS, a do którego doszło 28 sierpnia 1939 roku. Ze względu na konflikt w jaki Weisthor popadł z Wolffem ten drugi pozostając zainteresowany jego nie do końca jasną i znaną w szeregach SS przeszłością dotarł do zamieszkującej w Austrii Pani Wiligut, która opowiedziała mu o jego zachowaniu, a także pobycie w zakładzie psychiatrycznym. Uradowany Wolff jak można się domyślić złożył Himmlerowi raport z wyjazdu do Austrii, a nowe fakty, które właśnie dotarły do Reichsführera nie postawiły Wiliguta w zbyt dobrym świetle. Jego hospitalizacja w zakładzie zamkniętym była niedopuszczalne dlatego też po kilku miesiącach Himmler zdecydował o wydaleniu go z szeregów SS - tak poważne i nie licujące z rzekomą powagą organizacji zdarzenie nie mogło mieć miejsca w szeregach ludzi uznawanych za doskonałych Aryjczyków za jakich się postrzegali. Historia ta nie jest jednak do końca jasna, ponieważ ze względu na specyficzną więź ucznia i mistrza jaka łączyła Himmlera z Wiligutem można przypuszczać, że wydanie jej przez Reichsführera było czymś bardzo trudnym. Odważę się nawet stwierdzić, że mógł ją podjąć pod wpływem presji ludzi znajdujących się w jego najbliższym otoczeniu, z którymi Wiligut był skonfliktowany czy też po prostu nie lubiany.

Przez jednych uważany za kopię, a przez innych za oryginał - znajdujący się w mojej kolekcji SS Totenkopfring, którego koncepcję oraz wygląd opracował Karl Maria Wiligut.

Tym co przemawia za tym, że decyzja Himmlera o wydaleniu Wiliguta z SS była dla niego czymś trudnym może być fakt, że wraz z jego odejściem z osobistego sztabu Reichsführera SS zwolniona została niejaka Elsa Baltrusch mająca otoczyć go opieką. Niejasne pozostają również bardzo wysokie przychody Wiliguta jakie uzyskiwał przez cały okres wojny, a które przedłożył po jej zakończeniu w 1945 roku. Zagadką jest również kwestia relacji Himmlera z Weisthorem, niektórzy badacze są zdania, że jego wydalenie z SS miało być tylko zabiegiem wizerunkowym zaś rzeczywiste kontakty jakie mieli utrzymywać nie zostały zerwane aż do ostatnich dnia III Rzeszy. To bardzo interesujący wątek, za którym może przemawiać brak jakichkolwiek informacji na temat dalszej działalności prowadzonej przez Wiliguta od 1939 roku, wiadomo jednak, że kilkukrotnie zmieniał miejsca zamieszkania aby ostatecznie osiąść w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów na południe od zamku Wewelsburg miasteczku Bad Arolsen gdzie zmarł w dniu 3 stycznia 1946 roku.

Znajdujący się na terenie cmentarza w Bad Arolsen nagrobek Karla Marii Wiliguta, na uwagę zwracają znajdujące się przy nim znicze, a także inskrypcja: "Unser Leben Geht Dahin Wie Ein Geschwätz" (Nasze życie przemija tak jak czcze pogaduszki), grudzień2017. (fot. Jakub Pomezański)

Postać Karla Marii Wiliguta przedstawia się nam jako człowieka obłąkanego, pragnącego władzy, a także lubiącego zwracać na siebie uwagę megalomana, który swoją osobą odcisnął piętno na działalności Himmlera, a także tworzących się strukturach SS w początkowym okresie III Rzeszy, na tyle silnym, że doskonale obrazującym relacje Weisthor - Himmler jest nazwa rozdziału znajdującego się w książce Igora Witkowskiego "Wewelsburg: Zamek Świętego Graala SS" brzmiąca: "Weisthor - zwierciadło obłędu Himmlera...". To jednak jeszcze nie wszystko, był to również poważnie chory człowiek posiadający zdecydowane odchylenia psychiczne. Należy jednak się zastanowić czy to właśnie one były przyczyną tworzenia przez niego niesamowitych historii o przeszłości jego rodu i nakierowały go na okultyzm czy też odchylenia spowodowane były raczej przez jego życie wypełnione tajemnymi praktykami mistycznymi od momentu osiągnięcia pełnoletności...

 
Dodatek nr 1
Fragment drugiej książki Wiliguta pt. "Die Neun Gebote Gots" poruszający zasady wprowadzenia nowej religii w Niemczech wraz z tłumaczeniem w przekładzie Alana Zycha.

Pismo Weisthora zawierające dziewięć przykazań Bogów wraz z zapisem ich w formie runicznej. (archiwum autora)

 Dziewięć przykazań Bogów.
z ustnego przekazu plemienia Asa Uana po raz pierwszy od 1200 lat zapisy zostały złożone na piśmie od czasu kiedy zostały publicznie spalone na stosie przez Ludwika Pobożnego….
1) Got jest Al=Jednością!
2) Got jest "Duchem i Materią", dwoistością. Ona [dwoistość - przyp. tłum.] przynosi niezgodę, a jednak jest jednością i czystością....
3) Got jest troistością: Duch, Siła i Materia, Got=Duch, Got=Ur, Got=Byt lub Sun=Światło i Siła, dwoistość.
4) Wiekuisty jest Got jako Czas, Przestrzeń, Siła i Materia w swojej cyrkulacji.
5) Got jest Przyczyną i Skutkiem. Z Gotem płynie dookoła Prawda, Moc, Obowiązek, Szczęście.
6) Got jest wiekuistą Prokreacją. Duch i Materia Gota, Siła i Światło są jego nosicielem.
7) Got - poza pojęciem dobra i zła - jest nosicielem siedmiu epok ludzkości. –
8) Zarządzanie w cyklu przez Przyczynę i Skutek niesie poziom: tajemne osiem.
9) Got jest Początkiem bez Końca – Al. [jednością – przyp. tłum]. On jest doskonałością w Nicości a jednak Al. [jedność – przyp. tłum.] w 3 razach 3krotne poznanie wszystkich rzeczy. Zamyka krąg  N – Jul do Nicości ze świadomości do nieświadomości aby mógł ponownie stać się świadomy.
Dla dokładności przekazu:
K M W [Karl Maria Wiligut]

 
Dodatek nr 2
Życiorys Karla Marii Wiliguta podany za Igorem Witkowskim (źródło: "Wewelsburg: Zamek Świętego Graala SS").

Urodziłem się 10 grudnia 1866 r. w Wiedniu, w Austrii, o godzinie 11 w nocy, jako syn ówczesnego urzędnika królewskiego dworu węgierskiego - Karla Marii Wiliguta, zatrudnionego w kancelarii dworu.
Mój ojciec, dziad i pradziad, byli czynnymi oficerami armii austriackiej. Rodzina przywędrowała w roku 1242 z Wirtembergii na Węgry (...) Od najdawniejszych czasów służymy naszemu narodowi; jesteśmy w pełni ofiarni, to znaczy nie działamy w oderwaniu od zadań stojących przed naszym rodem. Kiedyś rozmawiałem z moim dziadkiem, K. Wiligutem na temat znaczenia pradawnych runów przypisanych naszemu rodowi. Gdy miałem 24 lata mój ojciec powierzył mi historię naszego rodu.
W wieku 13 lat rozpocząłem edukację w szkole średniej dla kadetów w Wiedniu i Mostarze (Hercegowina). Było to w roku 1884. W roku 1888 zostałem oficerem, w roku 1912 majorem, a w latach Wojny Światowej pełniłem obowiązki dowódcy, wyszczególnione w załączonym kwestionariuszu. W sierpniu 1917 r. awansowałem na pułkownika i jako taki dowodziłem różnymi jednostkami, m.in. byłem dowódcą brygady - do końca kwietnia 1918 r. W połowie maja odwołano mnie z fronty w południowym Tyrolu i zostałem komendantem obozu wojskowego w miejscowości Zokiew, na północ od Lwowa.
Tam w lipcu 1918 r. doświadczyłem pewnego przeżycia, którego wyjaśnienie uważam za konieczne z perspektywy tradycji mego rodu. Zawiali do naszej mesy oficerskiej mianowici goście: legat papieski, kardynał Natti (obecny papież), generał zakonu Jezuitów hrabia Ledóchowski oraz apostolski biskup polowy dr Pelopotocki. Po opuszczeniu pomieszczenia mesy zwrócili się do mnie z prośbą o towarzyszenie im, co też uczyniłem. Wtedy Ledóchowski zapytał mnie w sprawie mego nazwiska i czy miałbym jeszcze zaświadczenia na ten temat. Nie próbując ukryć swej gwałtowanie promieniującej nienawiści do klechów odparłem, że tak, po czym Ledóchowski półgłosem rzucił w kierunku Nattiego: "Famiglia malatetta". Usłyszałem to jednak i stwierdziłem z dumą: tak, jestem z tej "przeklętej rodziny". To wyznanie rozstrzygnęło, że odtąd jestem śmiertelnym wrogiem Kościoła Rzymskokatolickiego ze wszelkimi tego następstwami, o czym zaświadczają moje późniejsze wypowiedzi. 
1 stycznia 1919 r., mając już 40 letnią służbę za sobą, zostałem przeniesiony w stan spoczynku. Po przykrych doświadczeniach przewrotu wstąpiłem do freikorpsu Oberland, gdzie [nieczytelny fragment rękopisu] i wciąż należę, jako że wezwany przez Reichsführera SS całkowicie poświęciłem się szczytnym celom SS.
Bezpośrednio po załamaniu się zorientowałem się, że Żydzi poprzez wolnomularstwo, które było w całości zwyrodniałe, w tak nieszczęsny sposób pokierowali historią wojenną. Założyłem w Salzburgu Związek Antysemicki oraz gazetę "Eiserner Besen", otwarcia oskarżającą Żydów i masonów o popełniane przestępstwa przez co miałem śmiertelnego wroga nie tylko w nich, ale i w Kościele Rzymskokatolickim.
Pewien były oficer o nazwisku Wenzel Hammer-Haldersdorff, doprowadził do tego, aby uczynić mnie "nieszkodliwym" dla tych trzech sił - w taki sposób, że skłonił mnie do poręczenia za jego osobę. Poręczenie to wykorzystano zarazem do oddania w ich służbę mojej żony.
W roku 1924 zostałem aresztowany i salzburska policja zezwoliła mi na przeprowadzenie się do zakładu dla umysłowo chorych. Tam trzymano mnie do wiosny 1927 r., i aby "na zawsze" mnie unieszkodliwić, wyznaczono mi kuratora. Moje interwencje z tym związane zostały w roku 1932 odrzucone przez wszystkie instancje. Nie udostępniono mi przy tym żadnego radcy prawnego, ani nie uchroniono mnie przed wykorzystaniem finansowym najpodlejszego rodzaju.
Nosiłem się z zamiarem bezwarunkowego wyjazdu zagranicę, aby tam wypełniać tradycyjne zadania rodowe i wyszukałem w tym celu Sistianę na adriatyckim wybrzeżu Włoch - gdzie mam niewielką posiadłość, o której nie wiedział nikt z mojej rodziny. Po tym nadeszło wezwanie ze strony SS, za którym podążyłem.
K. M. Weisthor Wiligut, pułkownik 
 

Do napisania biografii Wiliguta posłużyły mi następujące książki:
- "The Occult Roots of Nazism" Nicholas Goodrick 
- "Wewelsburg: Zamek Świętego Graala SS" Igor Witkowski
- "Endtime Warriors, Ideology and Terror of the SS" Wulff Eberhard Brebeck
- "Naziści i Okultyzm, Ciemne Moce III Rzeszy" Paul Roland


niedziela, 11 marca 2018

Wałbrzyskie spotkanie

Wczorajszy dzień był bardzo istotny z punktu widzenia mojej działalności na polu poszukiwawczym ponieważ po wielu próbach udało się w końcu zorganizować spotkanie prawdziwych zapaleńców, badaczy, a także ludzi chcących działać wspólnie dla rozwiązania tajemnic związanych nie tylko z Górami Sowimi ale również Wałbrzychem i jego najbliższą okolicą. W spotkaniu tym uczestniczył mój nieodżałowany kolega Alan ze Świętochłowic, Maciej z Wrocławia, a także Tomasz Kostyła - fotograf i człowiek całkowicie pochłonięty tajemnicami Wałbrzycha. Brałem w nim również ja, a także wielki i wspaniały człowiek, który bardzo aktywnie działa na polu tajemnic "Riese" - Stanisław Bulza (autor doskonałego cyklu "Szlakiem śmierci - Koniec tajemnicy Riese", do którego linki zamieszczę poniżej dzisiejszego wpisu). Koniecznym jest również nadmienienie tutaj, że to właśnie Stanisław jako pierwszy podjął temat hitlerowskiej świątyni na górze Niedźwiadki w ujęciu okultystycznym. Podczas spotkania postanowiliśmy podjąć się rozwiązania kilku tematów oraz postanowiliśmy rozpocząć prace nad pewnymi ważnymi projektami. Można uznać, że był to początek bardzo dobrej i długiej współpracy na polu poszukiwań. Oczywiście spotkanie to odbyło się w terenie dlatego warto napisać kilka słów o tym co robiliśmy.

Autor bloga wraz ze Stanisławem Bulzą w znajdującym się na terenie Wałbrzycha obiekcie nazywanym Totenburg, marzec 2018. (fot. Tomasz Kostyła)

Znaczną część czasu poświęciliśmy na uprzednio wymieniony Totenburg skupiając się na jego części naziemnej jak i podziemnej, a także analizę terenu w konfrontacji ze zdjęciami pochodzącymi z okresu jego świetności. Co o tej budowli można powiedzieć? Przede wszystkim posiadał on przed laty 3 wejścia do jego części znajdującej się za murami (dwa z nich są obecnie zamurowane), a stanowiącej swoisty dziedziniec z okalającym go krużgankiem. Przed latem znajdowały się tam mozaiki, figury oraz rzeźby, które w szczątkowym stanie zachowały się do dnia dzisiejszego. Zwieńczenie, całej budowli był kilkumetrowy znicz ustawiony na środku dziedzińca, na którym palił się wieczny ogień zasilany gazem ziemnym. Ze względu na ulokowanie "świątyni" na wzgórzu była widoczna z każdej części Wałbrzycha jak i najbliższej okolicy. Warto nadmienić również, że do dzisiejszego dnia po lewej jak i prawej stronie budowli od strony głównego wejścia znajdowały się dwa postumenty, na których stały niemieckie orły. Budowa natomiast trwała dwa lata i zakończyła się w 1938 roku, warto tę datę zapamiętać ponieważ jeszcze do niej nawiążę. Oficjalnym powodem wybudowania go właśnie w tym miejscu było rzekomo niskie poparcie dla partii NSDAP, które w 1933 przejęła na drodze demokratycznych wyborów władzę w Niemczech, a konstrukcja ta miała budować dumę narodową i tożsamość mieszkańców okolicy. Jakby nie patrzeć dość kosztowny pomysł na poprawę poprawę poparcia...


Totenburg dzisiaj, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Udało nam się również obejrzeć miejsce gdzie od 1938 roku czyli od roku kiedy budowa mauzoleum-świątyni została ukończona znajdował się amfiteatr gdzie miały odbywać się przedstawienia uświetniające obchodzone tam uroczystości. Zresztą podobnie jak w innej, analogicznej Roberta Tischlera - człowieka, który zaprojektował "wałbrzyską świątynię" - jaką było mauzoleum znajdujące się do dziś na górze Św. Anny gdzie został stworzony kompleks zawierający zarówno mauzoleum wraz z amfiteatrem. Interesującym faktem jest jednak to, że w przeciwieństwie do obiektu z opolskiego konstrukcja z Wałbrzycha nie posiada części podziemnej poza biegnącym dookoła niej (na planie kwadratu) korytarza o prawdopodobnym charakterze technicznym, a także grobowcowym ponieważ posiada on wydzielone boczne komory. Niektórzy jednak twierdzą, że obiekt ten mógł posiadać jeszcze jeden, niższy poziom co jest powodowane tym, że Totenburg został wybudowany nad chodnikami dawnej kopalni. 

Fragment przekazanej mi przez Tomka Kostyłę górniczej mapy przedstawiającej chodniki górnicze pod Wałbrzychem.

Znana i dostępna cześć podziemi jest zresztą ciekawa również z innych powodów, kilka ścian noszą ślady prowadzonych tu poszukiwań, a także widnieją na nich napisy w języku łacińskim odnoszące się do starożytnego Rzymu co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Widnieje tam również w jednej z bocznych komór wymalowany tę samą farbą co wspomniane napisy trójkąt, na którym dorobił ktoś nie pasujące do jego stylu oko. Głupia zabawa, wandalizm, a może jakieś niezrozumiałe obrzędy grup okultystycznych? Trudno znaleźć na to jednoznaczną odpowiedź...



 Biegnący dookoła Totenburga korytarz w szerszym ujęciu wraz z widniejącymi na ścianach napisami po łacinie, które kolejno oznaczają: lucernaria - określenie grupy świecących żyjątek jakie zamieszkują dna oceanów; lex duodecim tabularum - ustawa lub prawo dwunastu tablic czyli pierwsze skodyfikowanie prawa rzymskiego; cubicula locula - są to w zasadzie dwa słowa, pierwsze z nich odnosi się do budowanych pod Rzymem potężnych rozmiarów krypt w których znajdowały się komory-nisze gdzie bezpośrednio spoczywały zwłoki, które określane były mianem drugiego słowa; testimonium bannorum - zwrot odnoszący się znów do okresu po urodzeniu Chrystusa, a oznaczającego świadectwo zapowiedzi (odniesienie do ślubu) wystawione przez obcą parafię potwierdzające to, że zostały one dokonane w miejscu innym niż tym gdzie ślub ma się odbyć, poniżej niego znajduje się znaczna ilość nazw w języku polskim. Stan na marzec 2018, fot. Jakub Pomezański.

Chciałbym teraz poruszyć wspomnianego już roku zakończenia budowy Totenburgu jakim był 1938 rok, jak zauważył Tomek Kostyła w odniesieniu do obrzędów jakie musiały się tam odbywać (jak wiadomo już Niemcy w III Rzeszy opracowali specyficzne rytuały w odniesieniu do okultyzmu, a kluczowy był tutaj okres właśnie do wybuchu II Wojny Światowej, pisałem o tym m.in. TU), że miejsce to stało się na pewien sposób przeklęte, a obiekt ten górując jakoby nad wszystkim dookoła stał się symbolem zajęcia tych terenów. Wraz z zakończeniem jego budowy w 1938 roku zbiegło się również jedno nie potwierdzone oficjalnie wydarzenie jakim było założenie obozu koncentracyjnego w obecnej Rogoźnicy nazywanej wtedy Gross-Rosen. Zdaje sobie tutaj oczywiście sprawę z tego, że obóz ten według każdej książki miał powstać w 1940 roku jednak nie piszę tego bezpodstawnie, a w oparciu o dawne dokumenty amerykańskiego wywiadu OSS - Office of Strategic Services (Biuro Służb Strategicznych, poprzednik CIA), które zamieszczam poniżej. Dla przypomnienia chciałem tą sprawą zainteresować kilku ludzi co spotkało się z absolutnym brakiem zainteresowania, a nawet atakami ze strony osób z części tzw. świata naukowego (na szczęście było ich niewielu, a w opozycji do nich znaleźli się również tacy co wyrazili zainteresowanie tematem, a także niezrozumienie w odniesieniu do zachowania ich kolegów po fachu). Niestety historia tego niemieckiego obozu koncentracyjnego jaki znajduje się obecnie na terenie Polskiego Dolnego Śląska jest jeszcze pełna wielu niedomówień jak choćby sprawy mającej znajdować się na jego terenie komory gazowej, o której piszą amerykanie, a nawet muzeum Yad Vashem (na opublikowanej przez nich mapie obozu), o której próżno szukać informacji w znanych nam publikacjach. Czy zatem idąc dalej tym tropem można stwierdzić, że zarówno historia plugawego miejsca jakim zapewne był sam Totenburg, a także miejsca kaźni, którym było Gross-Rosen mają jakiś jeden wspólny początek? Być może tak właśnie było jednak nie można wtedy zapomnieć o jeszcze jednym miejscu czyli znajdującym się nieopodal olbrzymie, który do dziś skrywa jeszcze wiele sekretów. Być może związek ten występuje również w jego kontekście.

Fragment dokumentu OSS zawierający informacje o Gross-Rosen i jego powstaniu w 1938 roku. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Skoro mowa już o "Riese" jak i jego tajemnicach to należy już przejść do kolejnego tematu, który w dniu wczorajszym został podjęty. Choć nie przekroczyliśmy tej symbolicznej bramy do kompleksu jaką są dla mnie tunele pod Wołowcem to stanęliśmy u jej progu wysłuchując bardzo ciekawych opowieści Stanisława Bulzy jak i jego teorii na temat znajdujących się tam namacalnych do dzisiejszego dnia śladów. Poza obejrzeniem kanału technicznego jaki ulokowany jest tuż przed ich wlotem, a który miał powstać w czasie ostatniej wojny przyjrzeliśmy się również ciekawej hałdzie urobku. Co ciekawa kanał ten pozostaje cały czas zalany wodą, a wiązać się może na wpół mitycznym kompleksem Rüdiger, jaki miał być tam ulokowany. Trzeba przyznać, że pogoda zdecydowanie dopisała i zapewniła nam dodatkowe atrakcje w postaci pięknie oblodzonych skał tuż przy wolcie do tuneli.


 Tunele kolejowe pod Wołowcem od strony Wałbrzycha w ujęciu z hałdy urobku oraz zalany wodą kanał pomiędzy torowiskami, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Będąc w tych miejscu nie można również zapomnieć o sztolni ulokowanej powyżej nieczynnego już wlotu do tunelu kolejowego dlatego zajęliśmy się również jego eksploracją. Swego czasu był on badany przez jedną z grup, prowadzono również prace mające na celu wypompowanie wody z szybu jaki w nim się znajduje. Z uzyskanych informacji wejście do  tej sztolni przypominające obecnie lisią norę było zabezpieczone stalowymi drzwiami, a wejście do niego zostało omurowane cegłami. 

 Szyb znajdujący się w sztolni powyżej tunelu kolejowego oraz jej korytarz, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

W sztolni tej doszło również do ciekawej obserwacji dokonanej przez Macieja, otóż w odległości 50 kroków od wejścia, w stropie znajduje się beton wymieszany razem z kamieniami co zostało przez naszego kolegę zauważone. Jak się później okazało w tej samej odległości na powierzchni znajduje się otwór - czy byłą to pozostałość po wykonaniu w tym miejscu czopu? Według kolegów z innej grupy miał się tam znajdować szybik urobkowy co jest tutaj bardzo cenną uwagą.

 Wyraźnie odcinający się od reszty stropu betonowy czop oraz wyjście ze sztolni, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Wczorajszy dzień można uznać za bardzo owocne otwarcie nowego sezonu, podjęte decyzje, plany oraz pomysły na 2018 już niebawem wydadzą odpowiednie owoce. Chciałbym jeszcze tutaj podziękować wszystkim kolegą za przybycie, a w szczególności Stanisławowi, który bardzo wzbogacił naszą wiedzę. Specjalne podziękowania zresztą należą się każdemu - Alanowi za jego zacięcie dokumentacyjne oraz wykonanie ponad 2 godzinnego materiału filmowego, Tomkowi za jego piękne artystyczne zdjęcia oraz dzielenie się wiedzą, a także Maciejowi za wykorzystywanie w terenie wiedzy technicznej oraz niesamowitą spostrzegawczość. Zdecydowanie było warto!

 Tomek i Stanisław w trakcie rejestracji przez Alana oraz Maciej weryfikujący głębokość odwiertu w podziemiach Totenburga, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Oraz obiecane we wstępie odnośniki do opracowania Stanisława Bulzy:
- CZĘŚĆ I
- CZĘŚĆ II
- CZĘŚĆ III
- CZĘŚĆ IV
- CZĘŚĆ V
- CZĘŚĆ VI
- CZĘŚĆ VII
- CZĘŚĆ VIII
- CZĘŚĆ IX


czwartek, 8 marca 2018

V-2 i kompleks "Riese"

Wątek broni odwetowych i kompleksu "Olbrzym" w Górach Sowich co jakiś czas wraca jak bumerang. Choć wielu poszukiwaczy, przewodników, a także badaczy możliwość ulokowania broni V w "Riese" neguje to osobiście mam do tego zagadnienia bardzo pozytywny stosunek i uważam, że coś jest na rzeczy. O prawdziwości tej hipotezy mogą świadczyć poszlaki, które przytoczę poniżej, a także fakt, że wszystkie te historie dające początek wiązania sowiogórskich sztolni z V-2 czy też V-1 narodziły się jeszcze na przełomie lat 40 i 50 XX wieku co dość w oczywisty sposób pokazuje, że są to historie można powiedzieć z pierwszej ręki, które nie zostały poddane wypaczeniom powstałym na kanwie historii dotyczących choćby kompleksu "Dora" w górach Harz. Oczywiście to co przedstawiano w tych opowieściach na swój sposób odbiega od mojej hipotezy jednak nie wiązałbym tego z celową manipulacją świadków, a raczej z brakiem odpowiedniej wiedzy pozwalającej na połączenie pewnych faktów dających pełen obraz tej hipotezy. Chciałbym tutaj również zaznaczyć, że swoich przypuszczeń nie traktuję jako prawdę objawioną, a tylko jako jedną z wielu możliwych wersji zdarzeń.

Wchodzący w skład kompleksu Jugowice zalążek sztolni z Działu Jawornickiego, listopad 2016. (fot. Jakub Pomezański)

Skupmy się najpierw na tym co mówili ludzie  - świadkowie tamtych wydarzeń, podeprę się tutaj materiałami pozyskanymi z IPN jakie zostały mi przekazane przez kolegę Maćka Bartkówa z Bytomia. Choć są to dokumenty powstałe dopiero w latach 1968 - 1970 to zawarte w nich informacje nie różnią się zbytnio od tego co można przeczytać w pierwszych relacjach zamieszczanych jeszcze w publikacjach prasowych z lat 50-tych (jeśli ktoś chciałby je poznań to zachęcam do sięgnięcia po doskonały cykl książek autorstwa Bartosza Rdułtowskiego pt. "Podziemne Tajemnice Gór Sowich", w których zostały przedstawione chyba wszystkie publikacje prasowe poruszające problematykę "Riese"). Poniższemu przedstawieniu będzie podlegać sześć ankiet zebranych przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich we Wrocławiu jakie obecnie znajdują się we wrocławskim oddziale IPN pod sygnaturą "Wr 12/4". Autorzy zbierający informacje na temat "Olbrzyma" dotarli do kilkunastu świadków wydarzeń jakie miały miejsce w Górach Sowich pozyskując od nich bardzo cenne informacje dotyczące nie tylko samych obozów prace ale również firm jakie brały udział w budowie olbrzyma, osobny i najważniejszy dla mnie wątek pojawiający się w owych materiałach dotyczy V-1 i V2. Niektóre z dokumentów poza samą ankietą posiadają również inne, interesujące adnotacje zamieszczone na odwrocie, przyjrzyjmy się im jednak po kolei.

Pierwsza ankieta sporządzona 18 marca 1969 roku przez Józefa Gmińskiego w Szczecinie. (źródło: IPN, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Jako pierwsza zamieszczona została ankieta z dnia 18 marca 1969 roku przeprowadzona przez Józefa Gmińskiego w Szczecinie, osobą odpytywaną był mieszkaniec Szczecina - Stefan Smoląg. Zawarte w niej informacje dotyczą Walimia widniejącego również pod błędnie zapisaną niemiecką nazwą tej miejscowości Wistewaldesdorf (prawidłowa nazwa to Wüstewaltersdorf). Nazwa znajdującego się tam obozu również została błędnie podana jednak w tej rubryce znalazła się inna, bardzo ciekawa adnotacja: "GeneralBavletung der Induatriegenossenschaft Schkesien ag Abi Geschäftsführung". Już na pierwszy rzut oka widać tutaj wiele błędów w zapisie niemieckiej nazwy, która w rzeczywistości powinna wyglądać następująco: "General Bauleitung der Industrie Genossenschaft Schlesien A.G. bei Geschäftsführung" co znów można przetłumaczyć jako kierownictwo budowy Wspólnoty Przemysłowej "Śląsk", której siedziba znajdowała się w Walimiu na terenie gospody "Niemiecki Dom" (za Romualdem Owczarkiem, "Zagłada Riese"). Ogólna liczba więźniów została oszacowana na 3000 osób (Polacy, Rosjanie i Włosi), wszyscy mieli ostatecznie zginąć z głodu co jest raczej przesadą lub też niedoinformowaniem jednak co wydaje się być wyjątkowo interesujące podano tam informacje o wyżywieniu, które miało być podawane tylko raz dziennie w ilości 1 litra buraków (zupy?) dziennie. Więźniowie przebywający w obozie mieli pracować dla firmy H. Krause - Tiefbaugeschäft i Koszyk (?) przy robotach ziemnych. Placówka ta miała powstać w 1943, a władzę obozową sprawowała Organizacja Todt. Na odwrocie karty znajdujemy teraz najważniejszy dla tego tekstu zapis mówiący o kolejnym obozie, w którym odpytywany świadek miał spędzić około pół roku, niestety nie sprecyzowano o jaką placówkę chodzi jednak ludzie w nim przebywający mieli zajmować się budową tuneli pod fabrykę V-1 i V-2. Miał on charakteryzować się wysoką śmiertelnością wynoszącą aż 4% stanu dziennie.

Druga ankieta przeprowadzona przez Michała Sowińskiego we Wrocławiu przy ul. Żeromskiego. (źródło: IPN, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Kolejna ankieta niestety nie przynosi żadnych informacji na temat broni V, w górach Sowich choć porusza ciekawy wątek dotyczący zamku Książ (nazywanego zamkiem Księżno), a także ujawnia nazwisko jak i fakt istnienia protokołu przesłuchania komendanta obozu koncentracyjnego Mauthausen -  SS-Standartenführer Franza Ziereisa, który musiał posiadać wiedzę o placówce z Wałbrzycha. Ciekawym pozostaje również fakt, że sam Ziereis został postrzelony podczas próby ucieczki przy aresztowaniu przez amerykanów i wszelkie zeznania złożył na łożu śmierci. Czy w takim razi informacje o rzekomym zabiciu więźniów z obozu Książ poprzez wysadzenie sztolni w której się znajdowali wyszło od niego? Bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, na pewno zdarzenie to nie dotyczy znanych sztolni ulokowanych tuż pod zamkiem (które swoją drogą już wkrótce zostaną udostępnione dla turystów), a raczej jakiegoś nieznanego kompleksu, który być może mógł znajdować się w okolicy tzw. Starym Książu, z którym natomiast związanych jest wiele nie do końca potwierdzonych legend.


 

Kolejne ankiety zawierające informacje o sowiogórskim olbrzymie. (źródło: IPN, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Niestety, kolejne znajdujące się w tym zbiorze dokumenty nie zawierają żadnych informacji na temat broni V i skupiają się raczej na szczegółach związanych z obozami pracy. Możemy znaleźć tam informacje na temat wyżywienia, komendantów, a także w miejscach gdzie pracowali więźniowie. To właśnie pośród tych ostatnich znajduje się ciekawa informacja pojawiająca się w odniesieniu do żeńskiego obozu z Głuszycy dotycząca zakładów Krupp. Przyjrzyjmy się tej karcie z bliska (druga od lewej, środkowy rząd). Przede wszystkim uwagę zwraca nazwa obozu określana jako "Bauhoflager", oczywiście musi być to jakiś błąd ponieważ jak wiemy żaden obóz o takiej nazwie w mieście tym nie występował jednak i jest to prawdopodobnie błędne zapisanie nazwy "Banhoflager", który ulokowany był w okolicy obecnej stacji kolejowej Głuszyca. Więźniarki te miały pracować w zakładach Krupp ulokowanych na terenie zakładów tekstylnych M.K. Ta tajemniczo brzmiąca nazwa odnośni się do inicjałów Meyer - Kauffmann, właścicieli jednego z zakładów włókienniczych przerobionych na potrzeby produkcji zbrojeniowej. Pozostałości tego obiektu znajdują się do dziś przy ul. Przemysłowej nad którą góruje dawny fabryczny komin, możemy tam również trafić na sztuczny staw, a także zachowaną w całkiem dobrym stanie przepompownie wody. Zakład ten przykuł moją uwagę właśnie dlatego, że Krupp jako firma metalurgiczna od widelców po czołgi miała prawdopodobnie swój udział w produkcji rakiet V-2. Czy jeden z zakładów ulokowany w dolnośląskiej Głuszycy mógł mieć w tym swój udział? Wątek ten jest praktycznie nie do udowodnienia z dzisiejszej perspektywy czasu jednak możliwość montażu wręg tudzież walcowania blachy poszycia rakiet w przemysłowym sercu "Riese" wydaje się być bardzo prawdopodobne. Z kronikarskiego obowiązku należałoby tutaj również wspomnieć o działającej w tych stronach fabryczce elementów kadłuba samolotu Me 262, która również miała być ulokowana w tych samych zakładach włókienniczych co Krupp. Kluczowym świadkiem tych wydarzeń była niejaka Pani Anna Gwiazda, która była robotnikiem przymusowym pracującym przy produkcji pierwszego samolotu odrzutowego użytego bojowo podczas II Wojny Światowej. Wspomina ona nie tylko o samym zakładzie naziemnym ale również o nie odnalezionej do dzisiejszego dnia sztolni, w której owa produkcja miała się również odbywać. 

Przepompownia wody znajdująca się w pobliżu dawnego zakładu Meyer-Kauffmann w Głuszycy, listopad 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Poza samymi wspomnieniami świadków tamtych wydarzeń niestety nie posiadam jakiejkolwiek konkretnej dokumentacji mogącej świadczyć o produkcji zbrojeniowej w Górach Sowich. Namacalne ślady również przeczą aby takowa mogłaby być prowadzona w znanych nam sztolniach - przede wszystkim żaden z korytarzy nie jest na tyle wysoki aby rakieta mogłaby się w nim zmieścić - jednak jest tutaj coś co nie daje mi spokoju o czym napiszę w dalszej części. Teraz chciałbym się skupić na bardzo często podnoszonym argumencie przeciwko łączeniu V-2 z Górami Sowimi dotyczącym tego kto sprawował pieczę nad Olbrzymem. Jak wiadomo głównym wykonawcą obiektu była Organizacja Todt podlegająca od 1942 roku Albertowi Speerowi wchodząc jednocześnie w skład zarządzanego przez niego Ministerstwa Uzbrojenia i Amunicji (Reichsministerium für Bewaffnung und Munition) stojącego jakoby poza strukturami SS. Wspomnienie Schutzstaffel nie jest tutaj wyrwane z kontekstu ponieważ to właśnie oni, a dokładniej urodzony w Szczecinie SS-Obergruppenführer Hans Kammler ostatecznie, a poczynając od 1944 roku kontrolował rozwój szeroko pojętego Wunderwaffe. Idąc tym tropem rozumowania można uznać, że zarówno "Riese" jak i rozwój cudownych broni to dwa odrębne zagadnienia biegnące swoimi osobnymi torami jednak w pewnym momencie owe tory musiały się skrzyżować ponieważ nie tylko prace nad bronią mającą odwrócić los wojny zaczęły podlegać SS ale również organizacja Himmlera zaczęła się bardzo intensywnie interesować się podziemnymi obiektami... Ślad po tych zdarzeniach zachował się w korespondencji m.in. Wolframa Sieversa czy też Rudolfa Brandta, którą wraz z tłumaczeniem zamieszczam poniżej. Koniecznym nadmienienia, a przedstawiany jakoby na boku jest tutaj również fakt przedłożony przez o ile mnie pamięć nie myli Romualda Owczarka w "Zagłada Riese" przedstawiający pewne ciekawe wydarzenie, do którego doszło na terenie "Riese". Mianowicie w 1944 roku, wszyscy stacjonujący na placu budowy olbrzyma żołnierze podlegający Wermachtowi zostali jakoby z automatu wcieleni w struktury SS otrzymując legitymacje organizacyjne. Występuje tutaj ciekawa zbieżność dat ponieważ w 1944 roku wspomniany uprzednio Kammler zostaje przydzielony do nadzorowania prac badawczych nad V-2. Zdarzenie to oczywiście musiało mieć również związek z rozbudową sieci obozów pracy i utworzenia jakoby jednej wielkiej i po części samodzielnej struktury podlegającej Gross-Rosen ale było również pokazem siły SS pokazującym ministerstwu Speera kto w rzeczywiści sprawuje władzę.




List do Rudolfa Brandta na temat naturalnych jaskiń możliwych do zaadaptowania na potrzeby III Rzeszy. (źródło: NARA, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Tłumaczenie zamieszczonych powyżej 12 stron listu do Rudolfa Brandta zamieszczam poniżej w przekładzie wykonanym przez Pana Kazimierza Markiela za który jak zwykle serdecznie dziękuję. Pismo to pochodzi z 22 sierpnia 1943 roku czyli na ponad 2 miesiące kiedy na dobre (przynajmniej według oficjalnej wersji) ruszył plac budowy "Riese" w górach Sowich i pokazuje jak dużym zaangażowaniem wykazało się SS w poszukiwaniu naturalnych jaskiń czy też sztolni mogących być przydatnymi dla III Rzeszy. Data jego sporządzenia w tym przypadku również nie jest przypadkowa ponieważ to właśnie w 1943 hitlerowcy szukając schronienia przed alianckimi nalotami postanowili zejść pod ziemię. 

Strona 1
Do SS-Obersturmbannführera i nadradcy rządowego Dr R. Brandta w Sztabie Osobistym RF-SS
Berlin - SW11
Prinz Albrechtstrasse 8
Dotyczy: zamówienie Reichsführera SS - katalog niemieckich jaskiń.
Odniesienie: instrukcja telefoniczna dla SS-Standartenführer Dr Ing. Brandt dnia 21-8-1943, godzina 8:30 i 21:00   
Anlg.:11
Obersturmbannführerze!
W odniesieniu do powyższego zamówienia zakładamy, że w fabryce będzie przedłożona lista najważniejszych jaskiń, która  będzie zawierać kwestie czasowe i przestrzenne i ich poszczególne lokalizacje. O ile wymagania przestrzenne każdej z fabryk będą znane dokładne to zostaną one wprowadzone. Z innych obszarów, szczególnie ze Szwajcarii Frankońskiej mogły takowe [zestawienia] jeszcze  nie zostać przesłane, ponieważ urzędnik Fritz Huber mimo wielokrotnego powtórzenia żądania do stworzenia odpowiedniego zestawienia z jego obszaru jeszcze tego nie zrobił.
Należy zauważyć, że całe jaskinie mają pewien stopień wilgotności i będą idealnym miejscem dla zdeponowania dóbr kultury tylko wtedy, kiedy będą one zdeponowane w blaszanych lutowanych skrzynkach.
Heil Hitler
Obronno-Naukowy Instytut Waffen-SS
Oddział ds. Krasu i Badania Jaskiń.
[podpis nieczytelny]

Strona 2
Góry Harzu
Iberger Tropfsteinhöhle: na południowym stoku Iberg, 500 m na wschód od kawiarni. Leśnictwo Bad Grund. Jaskinia szczelinowa, sztuczne sztolnie, otwarta do zwiedzania.   
Zwergenloch, Quariesloch: w północnym zboczu Mühlental, 700 m na wschód od głównego dworca kolejowego Elbingerode. Jaskinia szczelinowa, szeroka na 13 m, widna grota, po 12 metrach ślepy koniec.   
Rubelander Pferdestall: nieopodal wejścia do groty Hermanna, stara jaskinia brzegowa, grota przejściowa.
Grota Hermanna koło Rubeland: w wysokiej skale w południowym zboczu Bodetal zaraz przy Rubeland. Jaskinia szczelinowa, częściowo aktywna jaskinia wodna. Otwarta do zwiedzania.
Baumannshohle: na wysokości 458,8 m, bezpośrednio na północ ponad jaskinią szczelinową Rubeland. Częściowo otwarta do zwiedzania. Poszczególne części trudnodostępne.
Jettenhohle: w Hainholm 630 m na południowy-zachód od Domane Duna. Gmina Horden. 16-20 m szerokości, 3-8 m wysokości.
Steinkirche: w Ritterstein (Steinberg) 200 m na północ od wsci Schwarzfeld. Sztolnia 10 m szeroka, 25 m długa i 5-8 m wysoka.
Einhornhohle: 1150 m na pólnoc od dworca kolejowego Schwarzfeld na wysokości 391 m w Brandkopfe. Pomnik natury otwarty do zwiedzania.
Sachsensteinhohle, Neuhoferhohle: na północ tuż koło Neuhof w Sachsenstein w kamieniołomie. Płaskie niskie sklepienie przy szerokości 9 metrów.
Muhlenthalhohle: w północnym zboczu Muhlental naprzeciwko głównego dworca kolejowego w Elbingerode. Część przednia 12 m długości, 4 m szerokości 4 m wysoka hala z pęknięciem tektonicznym.
Bielshohle, Mehlloch: w Bielstein na prawym brzegu Bode w zachodnim Rubelandzie. Chroniony pomnik natury, jaskinia do zwiedzania. Wejście 3x5 m.
Muhlberg-Hohlengang: gmina Nieder Sachsenwerfen, we wschodnim podnórzu Muhlbergu 55 m długa, 2,20 m do 4 m szeroka, 1,8-2,3 m wysoka. Zakończona pęknieciem tektonicznym.
Piwnica Volkmar: nad terenem  klasztoru, 1,1 km na północ domek leśny. Żródła Egeru, leśnictwo Blakenburg. Główne pomieszczenie 11x16m, wysokośc 5 m.

Strona 3
Westfalia
Kluterthohle: koło Milspe,  na zachód od miejsca załadowywania towarów Milspe-Tal,
Balverhohle w Honnetal: główne pomieszczenie 58 m długie, 18 m szerokie, 11 m wysokie.
Feldhofhohle: w Honnetal kolo Binolen, główne pomieszczenie 95 m długości, 6-9 m szerokości w przekroju 5,5 m wysokości.
Bismarckhohle: koło Milspe, szeroko rozgałęziony system korytarzy.
Dechenhohle: koło Letmathe i linii kolejowej Hohenlimburg-Iserlohn (przestronny system korytarzy).
Heinrichshohle: koło Sundwig, szeroko rozwinieta jaskinia.
Limburger Hohle: przy Hohenlimburg-Muhlendorf (15 m długości, 6 m szerokości, 6 m wysokości).
Hohle im Biggetal: przy ulicy Finnentrog-Attendorn. 15 m długości, 5 m szerokości, 3 m wysokości.
Kellershohle: przy linii kolejowej Letmathe-Isersohn, na 2,131 km. (18 m długości, 4-5 m szerokości).
Bildsteinhohle: koło Warstein i.W.
Burschen-Hohle: koło Binolen w Honnetal i.W.
Feldhof-Hohle: w Neandertalu.
Hohler Stein: koło Warstein i.W.
Honert-Hohle: koło Binolen w Honnetal/Wesfalia.

Strona 4
Reinpfalz
Jaskinia kolo Rothenborn: na północ od Wallhaben w jednym z odgałęzień bocznej góry, długość 44 m, ze zmienną szerokością i wysokością, całkowicie odnowionym, suchym dnem.
Jaskinia w dolinie Helmbach: na zachód od Neustadt nad rzeką Hardt. 10 m długości, 4 m szerokości i 2 m wysokości.
Lauerhohle: na alzackiej granicy pomiędzy Roppweiler, Liederscheidt i Eppenbrunn.
Steinkopfhohle: w górach Niederbronn, w północnej części Schwarzbachtal, niedaleko od miast Alt i Neuwindstein.
Nonnenfels koło Hartenburg: w północnej części Pfalzerwald znajduje się felzenwohnung (pomieszczenie w skale?) długości 10 m i szerokości 4 m.
Hohle w Kanzelfels: na południowy-zachód od leśniczówki Helmbach. 10 m długość, 4 m głębokość, jaskinia na wysokość człowieka.

Strona 5
Eifel
Mannenberghohle: jaskinia w Aulsheck koło Nettersheim.
Kakushohle: koło Eiserfey. Okolo 20 m długości.
Sztolnia Mannenberg: w większej części sztucznie wykonana sztolnia około 100 m długości.
Muhlsteinhohle: koło Roth za Muhlenhorn oło linii  Bahnl, Gerolstein-Prun (w skale bazaltowej wylewnej 70 m długośc, 5 m szerokość, 3 m wysokość).
Jaskinia koło Mayen: u podnóża Mayener Bellerberges. Przestrzeń wewnętrzna 8,4 x 7.3 m, wysokość 2,2 do 2,6 m.
Jaskinia Trass: koło Schweppenburga w dolinie Brohl, koło Andernach. Sztucznie wykonany korytarz 12 m długości. Dość suchy.

Strona 6
Westerwald
Jaskinia Wichtel: w Weisenstein przy drodze z Dorfitter w kierunku Obernburga. 25 m długość, 2-5 m wysokość, 3 m szerokość.
Małe kamienne komory koło Erdbach: na zachód, 9,5 m długości, 4 m szerokości, 2 m wysokość.

Strona 7
Turyngia
Jaskinia Altenstein-albo Glucksbrunnen Hohle: koło Bad Liebenstein, 220 m długości, tylna część wilgotna.
Feengrotten: koło Saalfeld, do zwiedzania.
Rauhenberghohle: koło Gerolsgrun, 150 m długości, zmienna szerokość.
Gotzhohle: koło Meiningen (do zwiedzania).
Hesja
Jaskinia w Ranzenberg koło Ober-Ostern, za Erbach-Reichelsheim. Dystrykt państwowy prowicja Starkenburg Odenwald. Jaskinia na 60 kroków długości, wyciosana.

Strona 8
Schwabische Alb
Jaskinia Grosse Ofnet: koło Hohlheim, rejon Nordlingen.
Jaskinia Hohlenstein: koło Ederheim, rejon Nordlingen.
Jaskinia w Petersfels: koło Beuron na trasie Sigmaringen – Tuttlingen.
Jaskinia Sirgenstein: koło Weiler, okręg Blaubeuren
Jaskinia Schertels: koło Westerheim, okręg Geislingen/St.


Strona 9
Frankische Schweitz
Grota Distler koło Finstermuhle-Rothenbruck (szeroka).
Grota Maximiliana koło Krottensee (Neuhaus/Pegnitz) bardzo przestronna z daleko sięgającymi korytarzami.
Grota Misteriów, kolo Krottensee (główne pomieszczenie 8x10m, 3-5 m wysokość).
Jaskinia Peters: koło Velden.
Jaskinia bez nazwy: w skale nad wodą kolo Michelsfeld.
Jaskinia Witzen koło Muggendorf: 50 m długość, 5-10 m szerokość i 2-5 m wysokość jaskini.
Jaskinia Kirchweg: kolo Oberfellerndorf za Streitenberg , 35 m długości, 5-12 m szerokości  2 m wysokość.
Jaskinia Sophien (Klaussteinhohle) koło Rabenstein.
Grosses Hasenloch: Koło Pottenstein.
Holzknechtloch: kolo Sackdilling 1,2 km na południowy-zachód od Sackdillings, potem w prawo ulicą w kierunku Konigstein. Komora w skale 10 m długości.
Franzosenloch: koło Neukirchen, południowe zbocze Hartenfels, 0,7 km na północ od Neukirchen: rozgałęziony system korytarzy, 60 m długość, dwa wejścia.   
Jaskinia Grunreuther: 0,4 km na północ od Grunreuth, 40 m długość, korytarz poziomy, przebieg północny-wschód - południowy-zachód.         
  

Strona 10
Sachsen
Elbsandsteingebirge   
Barenlager w Barenfang-Wangen, za Pirna-Elbe, wielka jaskinia w skałach osadowych, sucha.
Wachstube nad Arnstein: w dolinie Kirnitzch, koło Pirna, jaskinia w skałach osadowych, sucha.
Wielka Jaskinia na Frinz-Berg (Stein) koło Pirna, jaskinia w skałach osadowych używana jako mieszkanie.
Fuchslocher: w dolinie Polenz kolo Stadt-Muhle. Rządowy okrąg Pirna.
Wolfshohle: w Blumelgrund na Hockstein, Polenztal, pod wejściem do Teufelsschlucht. Rządowy okrąg Pirna.
Jaskinia Speckstein: w Gerisch (Gohrish?) Rządowy okrąg Pirna. Sztolnia pokopalniana.
Diebshohle: nad Quirl z Konigstein szlak czerwono-niebieski. Rządowy okrąg Pirna.
Friedrichs-Halle: w pobliżu zajazdu Palmschenke, poniżej Pionierweg 2. Gmina Konigstein.
Szczeliny Windberg: koło Freital: Szczeliny głębokości 180m. Rządowy okręg Dresden.
Jaskinia Wildemann: gmina Drezden. Stary kamieniołom naprzeciw zbiornika wodnego za częścią miast Wildemann naprzeciw Baumwiese.


Strona 11
Oberdonau
Jaskinia Lettenmeier: koło Kremsmunster.
Rieseneishohle: w Dachstein koło Obertraun. Bardzo przestrzenny, daleko wiodący system jaskiniowy.
Jaskinia Mammuth: w Dachstein, koło Obertraun. Bardzo przestrzenny, bardzo daleko wiodący system jaskiniowy.
Backofen: w Dachstein, 200 m na południe od wejścia do Rieseneishohle.
Steiermark
Jaskinia Drachen koło Mixnitz: w Rottelstein.
Lurhohle koło Peggau: część przednia.
Grosse Badlhohle: koło Peggau
Aragonit Hohle: koło Peggau

Strona 12
Niederdonau
Teufelslucke koło Eggenburg: okręg Horn.
Jaskinia Merkenstein: koło Bad Voslau, bezpośrednio pod ruiną Merkenstein, okrąg Baden.
Jaskinia Hernanna koło Kirchberg nad Wechsel: w Eulenberg, okrąg Neunkirchen (pomnik natury).
Jaskinia Hollturm: koło Wollersdorf, w łomie piaskowca poniżej Hollturmes, na północ od Wollersdorf. Okrąg Wiener-Neustadt.
Jaskinia Einsiedler kolo Stein nad Dunajem: ok. 230 m na północny-zachód od warty na Dunaju, na brzegu lasu gminnego z Egelsee. Okręg Krems nad Dunajem.
Salzburg
Eisriesenwelt: Tennengebirge, najbardziej  przestronna jaskinia obszaru niemieckojęzycznego.
Scheukofen: we wschodnim zboczu hagengebirges, koło Sulzau.
 

 Znajdująca się nieopodal Walimia sztolnia pochodzącej jeszcze ze średniowiecza kopalni srebra nosząca nazwę "Silberloch", marzec 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Powyższe zestawienie zawiera aż 94 (!!) zarejestrowane obiekty sztuczne jak i naturalne przesłane do dalszej weryfikacji w celu wykorzystania ich na potrzeby III Rzeszy, niestety jak zaznaczono na pierwszej stronie jest ono niekompletne. Jak łatwo zauważyć zabrakło informacji o podziemnych obiektach znajdujących się choćby na terenie obszaru nazywanego Sudetenland (obecny obszar Czech i Słowacji) gdzie znajdowała się jedna z największych fabryk zbrojeniowych jaką był kompleks "Richard" w Litomierzycach zbudowany na bazie dawnej kopalni czy też właśnie najbardziej interesującego mnie Dolnego Śląska. Czy to właśnie one znalazły się pośród tych opóźnionych? A może ze względu na szczególne znaczenie tych terenów zostały omawiane w osobnej korespondencji, która została zniszczona lub utajniona? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, a niestety wszystko to musi pozostać w sferze domysłów i spekulacji. Zestawienie to pokazuje jednak ogrom pracy włożonej w poszukiwanie tego typu obiektów jak i skalę zaangażowania SS w projekt zejścia do podziemi. Należy pamiętać również co chciałbym ponownie podkreślić, że dotyczy ono już istniejących jaskiń tudzież sztolni. Kwestia wyboru miejsc budowy nowych obiektów pozostających od samego początku pod zarządem SS (nowych z perspektywy 1943 roku) pozostaje cały czas nie do końca wyjaśniona. Chciałbym teraz skupić się na namacalnych śladach świadczących o hipotetycznym związku V-2 z Górami Sowimi jednak zanim do tego przejdę pozwolę jeszcze na moment zatrzymać się przy sprawie niemieckich dokumentów i przedłożyć dwa bardzo ciekawe kwity, w których omawiano sposób wykorzystania naturalnych lub sztucznych formacji z listu do Rudolfa Brandta.

List  SS-Obergruppenführera Herberta Backe skierowany do SS-Standartenführera Rudolfa Brandta. (źródło: NARA, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Poniżej tłumaczenie w przekładzie Pana Kazimierza Markiela.

SS-Obersturmbannfuhrer Dr. Brandt
Sztab osobistego sztabu RF–SS
Berlin SW 11
Ulica księcia Albrechta nr 8
Kochany tow. Brandt!
Podczas mojej ostatniej wizyty w Kwaterze Polowej, Reichsfuhrer zaproponował, że masło i ewentualnie inne środki żywnościowe wobec zagrożenia nalotami mają być magazynowane jaskiniach wyznaczonych przez Rzeszę, itp.
Po testach z mojej strony ujawnił się fakt, ze masło można tam przechowywać tylko w temperaturze od minus 10 do minus 12 stopni Celsjusza, w ten sposób odpada możliwość jego przechowywania w tych miejscach.
Będę prowadził dalsze badania czy inne produkty mogą być przechowywane w jaskiniach.
Według dotychczasowych wyników prawdopodobnie ze względu na wysoka zawartość wilgoci w jaskiniach będzie następował nadmierny wzrost pleśni w masie środków spożywczych, które przestaną być jadalne.
Byłbym wdzięczny, jeżeli Pan o tym krótko RF SS poinformuje.
Heil Hitler
Pański
H. Backe

 Kopia wydruku dalekopisu z dnia 31 lipca 1943 roku. (źródło: NARA, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Kolejny przekład w wykonaniu niezastąpionego Pana Kazimierza.

Dalekopis
SS-Obersturmbannführer Ackthun
Pers. Sztab RF-SS
Berlin
Kochany Towarzyszu Ackthun
Proszę się połączyć telefoniczne z SS-standatrenfuhreren Sieversem i przekazać mu zalecenie Reichsfuhrera SS, żeby ze strony Ahnenerbe względnie ze strony naszych speleologów doszło do przedstawienia Ministerstwu Wyżywienia jaskiń wytypowanych do celów magazynowania, za pośrednictwem referenta, SS-Sturmbannführera van Swinderena.
Heil Hitler
Pański
Brandt
SS-obersturmbannfuhrer 

Poza interesującym tytułowaniem się jako per towarzysz w powyższych dokumentach głównym wątkiem jest możliwość wykorzystania sztolni jako miejsca składowania pożywienia. To znów rodzi pewne skojarzenia w odniesieniu do "Riese", a dokładniej wydarzeń z ostatnich dni wojny na tych teren kiedy to przez Walim miał przejechać silnie strzeżony konwój wojskowych ciężarówek zawierających nieznany ładunek, który kierował się znów do wydrążonych w skałach obiektów. Kwestią sporną pozostaje to co rzeczywiście się w tym transporcie znajdowało, jedna z najstarszych teorii mówi o skarbach, a ta najbardziej prawdopodobna natomiast o pociskach jak i broni... Kluczowy jednak pozostaje tutaj wątek Ahnenerbe, organizacji która zaangażowana była w praktycznie wszystkie dziedziny życia w ówczesnych Niemczech. Jest to bardzo ważny choć chyba przez nikogo nie poruszany wątek w kontekście Olbrzyma, a jak wiadomo organizacja czy też raczej stowarzyszenie to pozostające pod kierownictwem Wolframa Sieversa w swoich strukturach posiadało również komórkę zajmującą się badaniem skał. Być może swoją obecność zaznaczyli również na terenie Gór Sowich, na których to w kontekście cudownych broni już powoli zmierzając do końca chciałbym się skupić. Rozpatrując kwestie związane z obecnością V-2 na terenie "Riese" należy skupić się na trzech możliwościach ich ulokowania na tym terenie. Pierwszą z nich dotyczy przygotowań do budowy podziemnej fabryki zbrojeniowej, o której mówią świadkowie na łamach dawnych publikacji, a także dokumenty zamieszczone w pierwszej części. Mówię tutaj o przygotowaniu ponieważ stan istniejących i znanych nam obiektów nie pozwala na rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności produkcyjnej zarówno ze względu na surowy stan sztolni, a także niewielkie rozmiary korytarzy. Nie jest jednak wykluczone, że przeznaczenie kompleksu ulegało zmianie. Początkowo powstająca kwatera Hitlera (teoria ta w żaden sposób do mnie nie przemawia jednak pozwolę sobie trzymać się jej w tym momencie)  od 1944 po podkreśleniu swojej obecności przez SS na tym terenie, a także po umocnieniu się roli Kammlera w strukturach III Rzeszy mogła zostać przygotowywana pod zupełnie inny projekt. Pamiętajmy, że ostatecznie sztolnie olbrzyma stały się magazynami co mogło być już trzecią zmianą jego przeznaczenia. Druga możliwość jest chyba najbardziej kontrowersyjna choć łączy w sobie zarówno koncepcje FHQ, a także obecności V-2. Mowa tutaj oczywiście o nowatorskiej jak na II Wojnę Światową koncepcji twierdzy nie do zdobycia uzbrojonej w rakiety balistyczne (dość ogólnikowo pisałem o tym TUTAJ) będąca pierwowzorem powstałej po 1945 roku amerykańskiej bazie wykutej skałach góry Cheyenne. Jeśli nawet istniałyby plany mające na celu stworzenie obiektu o takowym przeznaczeniu musiałyby się one odnosić przynajmniej na kilka lat do przodu ponieważ zasięg ówczesnej rakiety balistycznej był bardzo ograniczony, sprzyjałoby jednak temu samo położenie kompleksu "Riese" - jakoby na uboczu jednak pozwalającego na pokrycie rakietami obszaru o promieniu około 600 kilometrów na południe zamykającym się na Morzu Adriatyckim oraz drugim promieniu o długości około 400 kilometrów zamykającym się na Bałtyku, a skierowanym w kierunku północnym. Po 5 latach od zakończenia wojny Rosjanie osiągnęli takie wyniki w swoich wersjach V-2, Niemcom zajęłoby to znacznie mniej czasu jednak aby było to wykonalne należało spełnić dwa bardzo ważne warunki - przede wszystkim powstrzymać tymczasowo ofensywę Armii Czerwonej i zawiązać pakt z aliantami zachodnimi... 

Rzekomo znaleziony na terenie Riese identyfikator pracownika Heeresversuchsanstalt Peenemünde. (zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Trzecia, najważniejsza i jednocześnie najbardziej realna dla mnie możliwość będzie dotyczyć ulokowania na obszarze "Riese" mniejszych obiektów przystosowanych na potrzeby produkcyjne V-2. Wspominałem już o niej na początku w kontekście zakładów Kruppa w Głuszycy istnieją jednak przesłanki, że takich obiektów mogło być więcej, a wiązałbym je tutaj z dwoma miejscami - okolicą Grzmiącej oraz Jedliny-Zdrój. W tym przypadku znajdą się również informacje o istniejących do dziś namacalnych śladach mogących świadczyć o prowadzonych we wspomnianych miejscach pracach na rzecz przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Wątek ten pozostaje również najbardziej tajemniczy ponieważ może on się wiązać z obecnością nie poznanego do dzisiejszego dnia podziemnego obiektu zbudowanego na bazie istniejących już przed laty kopalni. Do stworzenia tej koncepcji zostałem zainspirowany przez fragment dość kontrowersyjnej i będącej przedmiotem kpin (głównie za przytaczane w niej historie na temat rzekomych, Niemieckich latających dysków V-7) książki autorstwa Roberta Leśniakiewicza i Miloša Jesenský pt. "Wunderland: Pozaziemskie Technologie III Rzeszy". Ze względu na swoje doświadczenie jakie zdobywałem przez lata nauczyłem się jednak nie kpić z czegoś zanim tego nie poznam dlatego tak też postanowiłem zrobić i w tym przypadku. Na znaczną część informacji zawartych w tej publikacji pozwolę sobie spuścić zasłonę milczenia jednak muszę przyznać, że poza inspirującą informacją - którą zamieszczam poniżej - dowiedziałem się z niej kilku ciekawych rzeczy, które pozwolę sobie wykorzystać w przyszłości.

Fragment książki autorstwa Roberta Leśniakiewicza i Miloša Jesenský pt. "Wunderland: Pozaziemskie Technologie III Rzeszy". (wydawnictwo WiS, 2006)

Czytelnik znający rejon Grzmiącej oraz Jedliny zdrój, które uprzednio wymieniłem już może domyślać się do czego zmierzam. Na tym etapie chciałbym się jednak ograniczyć tylko do Grzmiącej, a dokładniej do góry Sajdak i jej najbliższej okolicy ponieważ to właśnie tam spędziłem kilkadziesiąt godzin w terenie (w przeciwieństwie do Jedliny, a dokładniej Wołowca gdzie czas ten można liczyć w kilku godzinach). Otóż doszukuję się tutaj pewnej analogii pomiędzy informacją o wykorzystaniu tuneli kolejowych na terenie dawnego protektoratu Czech i Moraw do produkcji zbrojeniowej do tego co znajduje się przy samym Sajdaku jak i pod nim. Okolica ta już od dawna znajdowała się w kręgu moich zainteresowań ze względu na kilka pewnych okoliczności, które spowodowały zapalenie się w mojej głowie lampki ostrzegawczej każącej na dogłębną analizę tego terenu. Poczynając od obecności w tym miejscu ciekawych tuneli kolejowych noszących wewnątrz ślady po jego renowacji w okresie XX wieku - mam tutaj na myśli wykonane z betonu jego wzmocnienia, a także wszystko to z czym mamy do czynienia dookoła niego, a jest tego trzeba tutaj przyznać bardzo dużo. Choć we jego wnętrzu próżno szukać śladów po znajdujących się tam urządzeniach potrzebnych do produkcji zbrojeniowej to w rzeczy samej trzeba przyznać, że w takim Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym wykorzystywanym w późniejszym okresie II Wojny Światowej również nie uświadczymy zbyt wielu pozostałości po prowadzonej tam produkcji, które się tam rzeczywiście odbywała. Podkreślam po raz kolejny zanim ktoś zacznie mi zarzucać szarlatanerię, że jest to tylko mój domysł na co przedstawiam kilka solidnych dowodów.

Tunele kolejowe z widocznym Sajdakiem od strony Grzmiącej, kwiecień 2017 (fot. Jakub Pomezański); oraz część tunelu wzmocniona betonem na wylocie nieużywanego tunelu od strony Jedliny, wrzesień 2016 (fot. Jakub Pomezański)

Co zatem znajduje się w okolicy Sajdaka co jest tak kluczowe dla postrzegania tej okolicy jako mogącą być istotną z punktu widzenia jej jako miejsca istotnego dla produkcji zbrojeniowej? Pierwszym bardzo interesującym czynnikiem patrząc od strony Grzmiącej jest pewna łączka przylegająca do zbocza góry, którą można uznać za miejsce ulokowania na niej obozu pracy wspomnianego przez Panią Annę (o której pisałem powyżej w odniesieniu do zakładów Krupp). Łączka ta zresztą nie jest do końca taką zwykłą łączką ponieważ tuż przy drodze prowadzącej na nią widoczne są ślady po słupkach dawnej bramy, znajduje się tam także fundament dawnego budynku oraz - co tutaj najbardziej istotne - stare, wykonane z betonu słupy płotu tak charakterystyczne dla miejsc hitlerowskiej kaźni. Wszystkiego dopełnia znajdująca się również na niej (łączce) studnia. Z uzyskanych relacji na terenie tym miało być wykopywanych wiele ciekawych artefaktów, w tym niemiecka pieczęć z gapą. Niestety ze względu na porządkowanie swojego archiwum nie jestem w stanie dokopać się w tej chwili do jakichkolwiek zdjęć przedstawiających ową łączkę dlatego w zamian zamieszczę szkic narysowany na podstawie wspomnień Pani Anny, który co prawda jest w pewnym sensie źle rozrysowany (kto wie o co chodzi w tej sprawie rozpozna gdzie lezy błąd) jednak przedstawi czytelnikowi pewne analogie z interesującym mnie miejscem. Niestety nie wiem kto jest jego autorem, został mi on natomiast przekazany przez Jacka ze Stowarzyszenia "Odyn". Zaznaczam jednak, że dotyczy on zupełnie innej sprawy dotyczącej nie odnalezionej do dziś sztolni jaka miała znajdować się w tej okolicy.

Przekazany mi przez członka Stowarzyszenia "Odyn" szkic rozrysowany na podstawie wspomnień Pani Anny. (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Pozostając jeszcze w okolicach Sajdaka trzymając się strony Grzmiącej nie można nie wspomnieć o tak ważnych i pobudzających wyobraźnię obiektach jakie znajdują się na sąsiadującym z nim wzgórzu nr 139. Chodzi mi mianowicie o znajdujący się na nim zbiornik wody oraz wybudowaną poniżej studnię posiadającą betonową obudowę oraz ceglaną cembrowinę. Już sama obecność takiej konstrukcji w tym miejscu budzi wiele kontrowersji ponieważ jest w pewien sposób wyrwana z kontekstu. W okolicy nie ma niczego czego mogłaby zasilać, a spekulacje mówiące o tym, że miała związek ze znajdującymi się nieopodal zakładami drzewnymi czy też obecną fabryką "Nortech" są raczej błędne. Należy zwrócić uwagę na to, że wybudowane przy samym zbiorniku studzienki rewizyjne posiadające wewnątrz rury skierowane są w stronę... Sajdaka! Nie jest to oczywiście żaden dowód jednak zmusza nas tutaj do głębszego zastanowienia się nad przeznaczeniem tego obiektu. W okolicy tego wzgórza jak donosili mi w ubiegłym roku detektoryści wychodziło wiele ciekawych przedmiotów, poczynając od łusek karabinowych, a kończąc na częściowo zniszczonym sygnecie z trupią główką. Czy jest to kolejny przypadek z jakimi bardzo często mamy do czynienia na tym terenie? Raczej nie... chciałbym tutaj również wspomnieć powołując się już po raz kolejny na Pana Romualda Owczarka i jego książkę "Zagłada Riese". Przedstawia w niej ciekawy wątek dotyczący pozostałego na tym terenie pracownika jednej z firm budowlanych, który w okresie kiedy ewakuacja i zabezpieczanie obiektów olbrzyma miała się ku końcowi odbywał codzienne wyprawy w rejon Grzmiącej mające na celu doglądanie prowadzonych prac. Odpowiadając na pytanie czy były to prace budowlane czy też maskujące mogę dziś śmiało odpowiedzieć, że zdecydowanie te drugie. Mam na  to pewne dowody jednak, które przedstawię w dalszej części jednak aby to zrobić musimy najpierw udać się na drugą stronę Sajdaka - do wylotu  z tunelów od strony Jedliny-Zdrój. Jeśli jednak czytelnik chciałby przeczytać trochę więcej na temat owego zbiornika to odsyłam go do mojego tekstu mogącego stanowić przerywnik do dzisiejszego elaboratu jaki znajduje się TUTAJ.

Zbiornik wody na wzgórzu nr 139, kwiecień 2015 (fot. Jakub Pomezański); a także znajdująca się poniżej jego studnia, kwiecień 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Niezależnie od tego czy czytaliście wspomniany w uprzednim zdaniu tekst czy też przeszliście od razu do tej części zwróćmy teraz wspólnie uwagę na to z czym możemy się spotkać po drugiej stronie góry Sajdak. Z pozyskanych informacji wiem, że Sajdak przynajmniej od XVI - XVII wieku był miejscem gdzie zajmowano się wydobyciem węgla (stąd też jego niemiecka nazwa Köhlerberg - Góra Węglowa), znając skrupulatność Niemców na polu pozyskiwania informacji o naturalnych czy też sztucznych obiektach podziemny co przedstawiłem już w tym tekście bardzo prawdopodobnym jest, że dotarli również do Grzmiącej. Rejon ten już na pierwszy rzut oka musiał wzbudzić zainteresowanie choćby ze względu na tunele kolejowe i możliwość wykorzystania przynajmniej jednego z nich na potrzeby produkcji zbrojeniowej, a także na szeroko rozbudowaną sieć ewentualnych starych sztolni. Jedynym problemem pozostawała infrastruktura nie do końca odpowiadająca warunkom jakie winny zostać spełnione aby zapewnić odpowiednią komunikację. W tym celu utwardzono drogi leśne oraz wybudowano rzucający się po wyjściu z tunelu pod Sajdakiem od strony Jedliny-Zdrój wiadukt. Ta wykonana z betonu, masywna konstrukcja posiadająca solidne wzmocnienia może utrzymać ciężar nawet kilkudziesięciu kilogramów, zagadką jednak pozostaje w jakim celu została ona tam wybudowana ponieważ droga prowadząca do niego prosto z Grzmiącej znika w leśnych odmętach.

Znajdujący się po drugiej stronie góry Sajdak wiadukt kolejowy z widocznym tunelem w tle, kwiecień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Wiadukt to jednak dopiero początek, na terenie tym występuje również bardzo wiele śladów odciśniętych w ziemi oraz coś co wydawałoby się wręcz nieprawdopodobne czyli dowód w postaci zdjęcia lotniczego. Jestem w posiadaniu fotografii tego terenu pochodzącej ze stycznia 1945, po przyjrzeniu się okolicy Sajdaka od strony grzmiącej widać ewidentnie wielką dziurę w gruncie wyglądającą na sporych rozmiarów szyb. Co ciekawe w terenie dziś nie widać nawet najmniejszego śladu po nim poza znajdującym się w tym miejscu wąwozem dlatego postanowiłem zweryfikować tę sprawę w jeszcze jeden sposób. Pozyskałem zdjęcie lotnicze pochodzące z 1947 roku, po szybkim przyjrzeniu się temu samemu miejscu oczywiście również nie zauważyłem śladów po jakimkolwiek szybie (co wcale mnie nie zdziwiło), dało się natomiast jednak zaobserwować rosnące tam młode drzewa. Trop ten jest zaiste bardzo kontrowersyjny jednak pokazuje tutaj pewne ciekawe zjawisko z jakim mamy do czynienia na terenie całego "Riese", a mianowicie dotyczy ono Niemieckiej działalności pod koniec II Wojny Światowej polegającej na maskowaniu istniejących obiektów. Dlatego właśnie moim zdaniem człowiek, o którym wspomina Romuald Owczarek w swojej książce zajmował się właśnie nadzorowaniem prac polegających na maskowaniu obiektu znajdującego się w okolicy Grzmiącej. To przecież wręcz nie do pomyślenia aby ze względu na zbliżającą się klęskę Rzeszy w sytuacji gdy praktycznie wszyscy niemieccy technicy oraz większość nie zabitych czy też pozostawionych w Kolcach na terenie tamtejszego szpitala robotników przymusowych opuściło już te tereny został tylko jeden człowiek zajmujący się jakąś błahą sprawą, co to to nie. Z mojego punktu widzenia jak i w świetle przedstawionych materiałów sprawa jest oczywista. 

Od lewej: zdjęcie lotnicze przedstawiające Sajdak w styczniu 1945 roku oraz zdjęcie lotnicze z tę samą górą w 1947 roku. (archiwum Jakuba Pomezańskiego)

To jednak jeszcze nie jest koniec, każdy z czytelników może udać się w te strony i sprawdzić to osobiście - teren ten pełen jest nienaturalnych hałd urobku skalnego czy również wypłaszczeń przypominających nasypy pod torowiska wąskotorówek. Można się tutaj zetknąć z jeszcze czymś - w zboczu Sajdaka, przy starej drodze jaka biegnie z Grzmiącej do wiaduktu znajduje się coś co wygląda ewidentnie jak zawalona sztolnia! Jest to coś nieprawdopodobnego ponieważ w całej okolicy pomimo dość silnego eksploatowania tej okolicy pod kątem wydobycia węgla nie natrafiamy na żadną, choćby najmniejszą pozostałość dawnej sztolni. To kolejny dowód pokazujący jak Niemcy zadbali o maskowanie tej strefy.

Znajdująca się przy drodze z Grzmiącej do wiaduktu zawalona sztolnia w zboczu góry Sajdak, kwiecień 2017 (fot. Jakub Pomezański); jedna z kilku hałd jaka znajduje się za Sajdakiem od strony Jedliny-Zdrój, kwiecień 2017 (fot. Jakub Pomezański).
 
Czy  w takim razie można kompleks "Riese" można łączyć z V-2? Zdecydowanie tak jednak musi zostać spełniony pewien warunek. Przede wszystkim należy spojrzeć na Olbrzyma jak na prawdziwego olbrzyma, przede wszystkim dlatego, że obiekt z Dolnego Śląska nawet w połowie nie dorównuje prawdziwemu gigantowi jakim był czeski kompleks "Richard". Tak więc "Riese" z mojej perspektywy to coś więcej niż tylko kilka centralnie położonych obiektów, to również okolice Jedliny-Zdrój, a nawet Ludwikowice Kłodzkie dlatego mogę śmiało stwierdzić, że tak - Grzbiet Rybicki gdzie znajduje się Sajdak to także "Riese". Pewne wątpliwości może budzić również moja teoria dotycząca produkcji V-2 (czy też elementów tej rakiety ku czemu bardziej bym się skłaniał) i tę tzw. cudowną broń można by zastąpić czymkolwiek innym jednak mam pewne przesłanki aby trzymać się tej teorii. Związane są one z rzekomo znalezionym na terenie Gór Sowich identyfikatorem pracownika Heeresversuchsanstalt Peenemünde (więcej na jego temat pisałem w grudniu 2017 w TYM materiale), jeśli była to prawda to należy uznać, że działania związane z ulokowanie rakiet w "Riese" były prowadzone - niezależnie do tego czy miało to związek z ich produkcją, przygotowaniem sztolni pod ewentualną produkcję czy też wykorzystanie FHQ jako stanowiska w nie uzbrojonego. Warto również pamiętać o jednej bardzo istotnej rzeczy, mówi się, że główny architekt projektu rakiet balistycznych w III Rzeszy - Wehrner von Braun posiadał w Górach Sowich rodzinę, która odwiedzał. Widziałbym tutaj analogię z urodzonym w Szczecinie Hansem Kammlerem, który znaczną część swego życia spędził na wybrzeżu oraz w okolicach Bydgoszczy gdzie pobierał nauk. Tak się złożyło, że znaczna cześć projektów, którymi się opiekował było testowanych właśnie w tej okolicy, mam tutaj na myśli Łebę gdzie zostały ulokowane rakiety V-4 (Rheinbote będące pociskami ziemia-ziemia oraz Rheintochter będące pociskami ziemia-powietrze). To jednak jeszcze nie wszystko, ponieważ są pewne poszlaki aby za miejsce gdzie relokowano cudowną broń uznawać również Ustkę i Darłowo, a także Bydgoszcz. Idąc tym tropem można przypuszczać, że również von Braun zasugerował aby Rzesza skierowała swój wzrok w kierunku Gór Sowich.