sobota, 25 listopada 2017

Sobotnie poszukiwania

Nie zdążyłem się nawet obejrzeć, a tu od ostatniego wpisu minął tydzień... oczywiście nie zapomniałem o blogu, po prostu duża ilość obowiązków nie pozwoliła mi na zamieszczenia jakiegokolwiek wpisu. Na szczęście dziś już sobota, trochę więcej wolnego czasu więc mogę sobie pozwolić na wpisanie kilku słów będących zapowiedzią do pisanej przeze mnie książki, a pomimo tego, że mamy dopiero początek dnia to wydarzyło się już bardzo dużo. Dzisiejszy dzień rozpoczął się stosunkowo wcześnie bo już przed godziną 7 byłem na nogach, a po chwili gotowy aby wyruszyć w teren. Szybki podjazd pod towarzyszącego mi praktycznie w każdej wyprawie przyjaciela Marcina i już zmierzamy do naszych dzisiejszych dwóch celów bezpośrednio związanych z niemieckimi pracami badawczymi, które będą wątkiem przewodnim powstającej publikacji. 
 
Osnuty poranną mgłą dawny folwark będący dziś samodzielną wsią, który w ostatnich dniach wojny był miejscem spotkania ważnych dla Ahnenerbe ludzi. Stan na listopad 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Jednym z tych miejsc był dawny folwark, który obecnie jest już samodzielną wsią, który od 1944 roku pozostawał miejscem prowadzonych badań pod kierownictwem Ahnenerbe. Dzięki uprzejmości jego prywatnych właścicieli mogliśmy zajrzeć praktycznie w każdy, nawet najmniejszy zakamarek obiektu, który utrzymywany jest głównie w części przeznaczonej na stadninę koni. Pozostałe zabudowania jak dawne chlewnie, willa czy też obory mają albo zupełnie inne przeznaczenie niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu lub też oczekują na rozbiórkę. Nie będę ukrywał - to nie była moja pierwsza wizyta w tym miejscu. Pierwszy rekonesans odbyłem jeszcze latem 2016 roku wraz z pracującym dla IPN kolegą Tomkiem. To właśnie wtedy natrafiliśmy w piwnicach dawnej willi na coś co mogło być miejscem przeznaczonym na przygotowanie w tym miejscu schowka. Tym razem również nie obyło się bez "sensacji", otóż dom ten posiada częściowo zawalony strop (w niektórych miejscach oberwanie sięga piwnicy), który zwisał sobie beztrosko nad nami powodując jednocześnie nie mały stres. Przeszukując pomieszczenia Marcin zauważył wystający z niego na wysokości około 2,5 metrów, a wyglądający na metalową rurę przedmiot. Pierwsze skojarzenie - karabin. Po Nie małym wysiłku oraz wykorzystania skomplikowanej techniki deski z wbitym gwoździem udało mu się go ściągnąć. Niestety lufa okazała się starą rurką... można by rzec z przekąsem, że to wręcz prawdziwy depozyt III Rzeszy. Warto tu dodać jeszcze, że w domu tym odbyło się w ostatnich dniach wojny na ziemi pleszewskiej spotkanie, na które przyjechały z samego Berlina ważne osobistości związane z Ahnenerbe.
 
 Autor bloga przed opisywanym powyżej domem, stan na listopad 2017. (fot. Marcin Andrzejak)
 
Poza zdobyciem potrzebnych zdjęć udało mi się również nawiązać kontakt z bylem sołtysem wsi, na której opisywany folwark się znajduje. Ze względu na wiele pobocznych spraw nie związanych bezpośrednio z prowadzonymi przeze mnie badaniami, które wydarzyły się w tym miejscu podczas ostatniej wojny można zauważyć niechęć jej mieszkańców do rozmów o wydarzeniach z przed lat. Ze względu na to, że wspomniany powyżej kolega Tomek zajmuje się ich opisaniem w jednym ze swoich artykułów, który jeszcze się nie ukazał pozwolę sobie ich nie poruszać w tym momencie. W każdym razie były sołtys pokierował nas do leciwej już mieszkanki wsi, która pamięta to co działo się tam w czasie wojny i być może będzie skłonna opowiedzieć coś więcej. Do spotkania z tą Panią jeszcze wrócę...

Marcin w trakcie przeszukiwania oberwanego do piwnicy stropu, stan na listopad 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Drugi i ostatni zarazem cel naszej wyprawy to związany z dawnym folwarkiem obóz pracy jednak ten temat pozostaje jeszcze całkowicie w sferze tajemnicy, a jego poruszanie w tej chwili nie miałoby jeszcze zbyt dużego sensu. Chciałbym tu tylko nadmienić, że pomimo tego iż była to mała placówka obsługująca tylko jeden obiekt o charakterze rolniczym to pomimo tego śmiertelność w 1945 roku wyniosła aż 300 osób. W każdym razie poranna wyprawa okazało się bardzo owocna zasilając przygotowywaną publikację o kilka ciekawych uwag jak i zdjęcia.
Częściowo zachowane zabudowania dawnego obozu pracy, stan na listopad 2017. (fot. Jakub Pomezański)

 

sobota, 18 listopada 2017

Listopadowe aktualności

Kolejny pracowity dzień zbliża się do końca, mamy już 1 w nocy jednak muszę jeszcze wspomnieć o kilku sprawach gdyż jak się okazało listopad jest (i będzie do samego końca) bardzo owocnym miesiącem. Dzisiejszy dzień zakończyłem w Bydgoszczy, niestety służbowo więc mogę zapomnieć o wyprawie do D.A.G. Bromberg jednak jeszcze 2 dni temu byłem w Warszawie na pewnym bardzo ważnym dla mnie spotkaniu. Po długim czasie zbierania materiałów oraz weryfikacji istotnych dla pewnej badanej przeze mnie sprawy zdecydowałem się na napisanie książki... no może nie całej, bardziej dużego rozdziału jaki mógł by się w niej znaleźć. Warszawskie spotkanie dotyczyły właśnie tego co już udało mi się ustalić na temat jednego z niemieckich projektów badawczych, a odbyło się ono z jednym ze znanych badaczy i zarazem autorem "kilku" książek. Jak się okazało interesujące nas tematu, które na pierwszy rzut oka nie są ze sobą związane w pewnym momencie zaczynają się ze sobą splatać tworząc jedną całkiem sensowną całość. Obecnie nie chciałbym zdradzać o kogo chodzi jednak jestem pewien, że nie jedna osoba będzie tym faktem zaskoczono. Reasumując - prace nad rozdziałem książki już trwają, o ewentualnych postępach kierujących nas do ukończenia publikacji jak i współpracy z "tajemniczym badaczem" będę informować w bliższej lub dalszej przyszłości.

Jedno z miejsc gdzie do 1944 roku Niemieccy naukowcy prowadzili badania pozostające w kręgu moich zainteresowań. Dziś znajduje się tam Polska placówka naukowo-badawcza. (fot. Jakub Pomezański)

Nie ustaję również w przygotowaniach do naszego dużego wyjazdu, o którym wspominałem w jednym z pierwszych wpisów po reaktywacji bloga. W zasadzie mogę już zdradzić czym będziemy się podczas niego zajmować - na początku grudnia 2017 chcemy dotrzeć do jak można to nazwać centrum Nazistowskiego okultyzmu jakim był zamek Wewelsburg. Poza samym dogłębnym przyjrzeniu się zamkowi w planach jest również dotarcie do tak ważnego - poczynając mniej więcej od 1934 roku - miejsca dla Himmlera jakim pozostawała prawdopodobnie naturalna formacja skalna przypominająca budowlę megalityczną o nazwie Externsteine. Na liście ważnych dla tej wyprawy obiektów znajduje się również zniszczona w alianckiej Operacji Chastise zapora wodna na rzece Eder jak i pewne częściowo zapomniane choć ciekawe miejsce, o którym jeszcze nie chciałbym pisać.

Zdjęcie przedstawiające makietę będącą zatwierdzonym przez Himmlera planem projektu przebudowy okolic zamku Wewelsburg. Na specjalną uwagę zwraca sam zamek stanowiący czubek grotu Włóczni Przeznaczenia. (źródło: archiwum)
 
W przerwie nad zajmowaniem się powyższymi sprawami podjąłem również decyzję nad rozpoczęciem prac nad jeszcze jednym projektem, który zostanie zrealizowany na portalu społecznościowym Facebook. Będzie on oczywiście związany głównie z wojennymi tajemnicami Polski jednak dedykowany będzie do szerokiej choć można by rzec nietypowej grupy odbiorców. Przy dobrych wiatrach jego facebookowa strona będzie aktywna jeszcze w tym miesiącu o czym również poinformuje w osobnym wpisie.
 
 Znajdujący się nieopodal Wałcza wysadzony bunkier ze swastyką, jedno z ciekawych miejsc, które również pojawi się na stronie mojego nowego projektu. Stan na czerwiec 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Tymczasem kończę, godzina zrobiła się jeszcze późniejsza, a jutro kolejny ciężki dzień. Dobranoc lub dzień dobry - w zależności od tego kiedy zajrzycie na tę stronę.

 

poniedziałek, 13 listopada 2017

Podpoznańska fabryka zarazy

W maju tego roku korzystając z wyjątkowo długo trwającego majowego weekendu wraz z moim kolegą Jackiem Guźniczakiem (z którym odkryliśmy dwa nieznane miejsca upadku rakiet V-2 na pograniczu województwa Łódzkiego i Wielkopolskiego o czym napiszę jeszcze w grudniu) wybraliśmy się do będącej dziś częścią Poznania dzielnicy Pokrzywno. Po powrocie z bardzo udanego wypadu podczas, którego przyjrzeliśmy się również podziemnemu centrum dowodzenia pochodzącemu z okresu Zimnej Wojny jak i dokładnie spenetrowaliśmy jeden z pruskich fortów znajdujących się w Poznaniu podszedłem do napisania poniższego tekstu. Ze względu na to, że to właśnie w maju zdecydowałem się na zawieszenie działalności tekst ten w okrojonej wersji pojawił się na moim prywatnym, facebookowym profilu. Dziś po jego zredagowaniu zamieszczam w miejscu gdzie pierwotnie miał się znaleźć. Chciałbym jednak podkreślić, że temat ten nie jest jakimś odkryciem, a spojrzeniem na niego z mojej perspektywy.

Zamknięte wejście na teren klasztoru Urszulanek w Pokrzywnie, niestety pomimo próśb nie stanęła przed nami otworem, stan na maj 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Początki bytności sióstr Urszulanek w Pokrzywnie datuje się na 1924 rok kiedy to zakon ich zakupił ziemie znajdujące się w tej niewielkiej wsi. Pierwotnym zamysłem zakupu, a od 1925 budowy obiektu było stworzenie ośrodka wypoczynkowego dla zakonnic wraz z częścią wydzieloną na potrzeby rekolekcyjne dla poznańskiej inteligencji. Jednak w 1926 Kapituła Urszulanek Polskich zdecydowała się na zmianę przeznaczenia powstającego kompleksu do którego w 1927 roku po jego wybudowaniu przeniesiono ze względu na znacznie lepsze warunki zdrowotne nowicjat z Krakowa. Od 1927 do 1939 roku siostry zajmowały się głównie działalnością duszpasterską jak i charytatywną - na terenie klasztoru powstała szkoła oraz ochronka dla mieszkających w okolicy ubogich dzieci. Gwałtowna zmiana w życiu sióstr nastąpiła w listopadzie 1939 roku kiedy na terenie klasztoru powstał żeński obóz pracy dla osób duchownych. Urszulanki jak i kilkadziesiąt innych zakonnic przesiedlonych z Poznania do Pokrzywna zostało zmuszonych do ciężkiej pracy na polach, niemiecki okupant zabronił im również odprawiania mszy (zabierając z klasztoru kapelana) oraz nakazał ubierać się po świecku. W 1941 roku na terenie klasztoru działała przez krótki okres czasu placówka Hitlerjugend jednak ostatecznie w 1943 została zlikwidowana, siostry zostały wysiedlone za to sprowadzono tam około 400 robotników przymusowych, którzy dokonali przebudowy kaplicy, a na terenie parku wznieśli cztery baraki których podłogi zostały wyłożone kafelkami, a wyposażone w gazoszczelne drzwi oraz okna. W jednym z nich posiadającym piwnicę wstawiono specjalny piec... od tej pory dawny klasztor Urszulanek w Pokrzywnie (wtedy Nesselstedt) został placówką naukową Reichsuniversität Posen (Uniwersytet Rzeszy w Poznaniu) o nazwie Zentralinstitut für Krebsforschung (Centralny Instytut Badań nad Rakiem).

Znajdujący się na skrzyżowaniu ulic Pokrzywno i Urszulanek wbudowany w mur okalający klasztor betonowy bunkier posiadający 4 dolne strzelnice wraz z górnymi otworami obserwacyjnymi. Stan na maj 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Jak łatwo się można domyślić sądząc po znajdujących się tam formach zabezpieczenia jak powyższy bunkier czy też kilkanaście strzelnic w murze biegnącym przy ulicy Urszulanek wraz z kolejnym bunkrem - tym razem ceglanym bunkrem wbudowanym w niego - nazwa Centralny Instytut Badań nad Rakiem była przykrywką. Tego typu ośrodek nie potrzebuje aż takich form ochrony. Zresztą nieprzypadkowe było również to, że dyrektorem placówki został Kurt Blome - niemiecki naukowiec, lekarz mikrobiologii przeprowadzający w Oświecimiu badania nad uśmiercaniem ludzi przy użyciu sarinu. Rzeczywistym zadaniem placówki z Pokrzywna było prowadzenie doświadczeń nad dżumą oraz przenoszeniem jej przez pchły szczurów. W specjalnie wybudowanych czterech nowych budynkach miano przeprowadzać badania nad ludźmi jednak czy mogło do nich dojść nie jesteśmy już w stanie tego ustalić. Podobnie zresztą brak jakichkolwiek konkretów nad wynikami prowadzonych tam badań. 
 
Niemiecki zbrodniarz wojenny, dr Kurt Blome. (źródło: veteranstoday.com)
 
Powstała zasłona milczenia oraz ogólny brak dokumentacji nie jest tutaj przypadkowy, Kurt Blohme pomimo ewidentnie popełnionych zbrodni przeciwko ludzkości został w Norymberdze uniewinniony. Jego wybawcą okazał się rząd USA, który stanowczo zaprotestował przeciwko wykonaniu na nim kary śmierci ze względu na posiadaną przez niego wiedzę. Po przewiezieniu go do Stanów Zjednoczonych w ramach operacji Paperclip pracował między innymi na terenie bazy wojskowej Camp David gdzie zajmował się doświadczeniami nad wąglikiem (o którym stało się głośno po 11.09.2001 kiedy to w/g oficjalnej wykładni był rozsyłany przez Al-Kaidę w listach do kongresmanów czy też członków amerykańskiego Sądu Najwyższego). Co ciekawe w 1944 roku ośrodek był wizytowany przez Himmlera i tutaj rodzi się pytanie. Czy sam Reichsführer SS fatygował się tam aby oglądać przygotowane do doświadczeń puste sale? Bardzo wątpliwe. Przerażająca jest również myśl o rozpoczęciu wojny bakteriologicznej - broni, której tak naprawdę nie da się w żaden sposób kontrolować. Jej użycie musiałoby zostać uznane za typową desperację choć w Brzegu Dolnym praktycznie do końca wojny bez przerwy produkowano gazy bojowe. Jeśli podejmuje się tego typu działania nie robi się tego tylko po to aby mieć zajęcie, musiał być w tym jakiś szatański - choć całe szczęście nigdy nie zrealizowany - cel.
 
 Fragment dokumentu włączonego do procesów norymberskich w rozprawie przeciwko Kurtowi Blome, w którym wyraźnie jest wspomniane, że twierdził iż: "eksperymenty z pałeczkami dżumy muszą być przeprowadzane na ludziach". (źródło: Harvard Law School Library, archiwum Jakuba Pomezańskiego)
 
Sprawa Zentralinstitut für Krebsforschung z Pokrzywna nie kończyła się jednak na jednej placówce. Ośrodek ten posiadał swoje dwie filie - w Birnbaum (Międzychód) przy Adolf Hitler Strasse pod nazwą Stacji Zwierzęcej i Roślinnej Instytutu Fizjologiczno-Biologicznego (Physiologisch-Biologische Institut) oraz w Bielen (Bielsko koło Międzychodu) gdzie znajdowały się szklarnie oraz chlew dla szczurów jak i budynki gospodarcze. Niestety do tych miejsc jeszcze nie udało mi się jak do tej pory dotrzeć jednak od jakiegoś czasu mam to w planach, które prędzej czy później zrealizuję.

 
Od lewej: biegnący przy ul. Urszulanek mur wraz z wbudowanym w niego bunkrem, zbliżenie na jeden z otworów strzelniczych, dawne budynki laboratoryjne. Stan na maj 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Po zajęciu Wielkopolski przez Armię Czerwoną klasztor pomimo wielu trudności związanych z życiem w powojennej rzeczywistości po wielu latach wrócił w ręce Urszulanek, zabudowania z Bielska wróciły do prawowitych właścicieli, a w Międzychodzie budynek został przeznaczony na potrzeby odradzającej się Polskiej administracji. Brak jakichkolwiek informacji na temat przejętych przez ZSRR dokumentacji dotyczących prowadzonych przez Kurta Blome badań. Niestety pomimo wielu próśb nie zostaliśmy wpuszczeni na teren klasztoru w celu wykonania dokładniejszej dokumentacji choć będę jeszcze próbować.
 
 

niedziela, 12 listopada 2017

Wycieczka...

W dniu wczorajszym zdecydowaliśmy, że pojedziemy rodzinnie na Dolny Śląsk, w końcu był dzień wolny, święto odzyskania niepodległości, a tam - na Dolnym Śląsku znaczy się - pełno pięknych opuszczonych zamków i pałaców. Wybraliśmy okolice Legnicko - Głogowskiego Zagłębia Miedziowego  jak fachowo brzmi nazwa tej części Dolnego Śląska dla tego, że w miarę blisko od domu (około 170 km), a jednocześnie na tyle daleko od tajemnic Riese, że nie będzie mnie do nich zbyt ciągnęło (no bo w końcu to wypad rodzinny) i wyszła z wyjazdu jedna wielka lipa... dwa wybrane opuszczone pałace okazały się otoczone płotem, a po wydzielonej dla nich części biegały psy i to by było na tyle z rodzinnego zwiedzania. Dobrze, że we wsi Wilków (do 1945 Wolfau) trafiłem na coś co pozwoliło obetrzeć łzy po pałacowej wtopie. 

 Poniemiecki budynek zawiadowcy ze wsi Wilków, stan na listopad 2017 (fot. Jakub Pomezański)

Znajdujący się tam budynek zawiadowcy posiadał namalowaną na fasadzie od strony Leszna nazwę miejscowości w celu informowania zbliżającego się pociągu. Jak można się domyślić nazwa ta oczywiście była Niemiecka - Wolfau, a z pod niej przebijała jeszcze starsza i również Niemiecka - Wilkau.

Widoczne na fasadzie budynku dwie nazwy miejscowości w zbliżeniu, stan na listopad 2017 (fot. Jakub Pomezański)
Początkowo myślałem, że to próba zamalowania Niemieckiej nazwy Polską jednak jak się okazało obie były Niemieckie... Najbliższa okolica Głogowa kryje jednak w swoich lasach jeszcze bardzo wiele tajemnic, to właśnie w pobliżu Chocianowa znalazła się jedna z podziemnych, tajnych baz Armii Czerwonej pozostająca w stałej gotowości na wypadek ataku z Zachodu czy też rozpoczęcia marszu na Zachód. Co ciekawe w/g materiałów wywiadowczych CIA wiedziano o niej już w 1947 roku jednak obiekt ten uznawany był za... fabrykę amunicji. Przypadek, pomyłka, a może w pobliżu Chocianowa znajdował się jeszcze jakiś inny obiekt zbudowany jeszcze przez Niemców, a zaadaptowany przez Armię Czerwoną? Do tematu jeszcze wrócimy.
Fragment dokumentu opisującego obecność podziemnej fabryki amunicji w pobliżu Chocianowa. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

czwartek, 9 listopada 2017

Hitlerowskie złoto

Choć nie jestem poszukiwaczem, który owładnięty jest pogonią za złotem czy też dziełami sztuki zrabowanymi w okresie II Wojny Światowej przez Niemców niemniej jednak zdecydowałem się poruszyć ten temat w dzisiejszym wpisie. Temat ten oczywiście nie jest mi obcy, a wielokrotnie podczas swoich licznych kwerend oraz rozmów z ludźmi chcąc nie chcąc się z nim stykałem. Przyczynkiem do powstania tego tekstu były moje pierwsze odwiedziny 65 kilometra na linii kolejowej Wrocław-Wałbrzych, miejsca które ponad 2 lata temu rozpaliło wyobraźnię nie jednego odkrywcy. Niestety pomimo upływu czasu nie jesteśmy choćby o krok bliżej od odkrycia prawda i znalezienia odpowiedzi na pytanie brzmiąca: Co tak naprawdę stało się ze zrabowanymi przez III Rzeszę dobrami?

 65 kilometr linii kolejowej Wrocław-Wałbrzych, po prawej stronie widoczny nasyp gdzie przez ostatnie 2 lata spółka XYZ prowadziła swoje badania, stan na listopad 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Oczywiście odpowiedzi na to pytanie szukano już wielokrotnie jednak "gorączka hitlerowskiego złota" rozpoczęła się na dobre gdy w kwietniu 1945 roku wojska US Army zajęły miasto Merkers. Dziś trudno już oszacować ilość ton złota jakie zostało zrabowane przez Niemców (czy też tego "pozyskanego" w obozach koncentracyjnych) jednak same szwajcarskie banki mogły otrzymać od rządu III Rzeszy aż 440 milionów dolarów w złocie! Oczywiście to dopiero wierzchołek góry lodowej ponieważ zagrabionych zostało również wiele bezcennych dzieł sztuki, również tych z Polski. Niestety znaczna część z nich zaginęła bezpowrotnie jak choćby najsłynniejszy obraz - "Portret Młodzieńca" pędzla Rafaela Santiego zrabowany w 1940 roku z Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Pośród na zawsze zaginionych dóbr znajduje się również bardzo ciekawy przedmiot nazywany "grotem włóczni z Kowla". Odnaleziony w XIX w Szuczynie koło Kowla na Ukrainie (wtedy pozostającego w Polskich granicach) grot żelaznej włóczni zawierał runiczną inskrypcję o treści "tilardis" co oznacza "dążyć do celu". Przedmiot ten został zagrabiony przez Ahnenerbe, a jego wartość dla ówczesnych planów kolonizacyjnych na wschodzie pozostawał dla nich bezcennym przedmiotem spajającym ówczesnych Niemców, którzy podobnie jak starożytni Germanie zajmowali ziemię należące do - w/g ówczesnej propagandy - brudnych i nadających się jedynie na niewolników Słowian, a wszystko to miało mieścić się pod pojęciem "Drang Nach Osten". Jest to zresztą bardzo ciekawe zagadnienie gdyż poza samymi planami kolonizacji Himmler planował również stworzenie serii herbów rodów rolniczych, którzy mieli osiedlać się na zajętych ziemiach w specjalnie stworzonych tzw. "gospodarstwach osadniczych". Jedno z takich modelowych osiedli znajduje się do dzisiejszego dnia w okolicy mojego miejsca zamieszkania dla tego wrócę do tego tematu w przyszłości.

Zaginiony "grot włóczni z Kowla". (źródło: Wikipedia)

Wróćmy jednak do Merkers. To właśnie tam ponad 600 metrów pod ziemią, w dawnej kopalni soli znajdował się prawdziwy skarbiec III Rzeszy, do którego odnalezienia doprowadził przypadek. Jedna z wersji historii odnalezienia skarbca w dużym skrócie skupia się na głównej roli francuskich prostytutek, które przekazały wiedzę o nim amerykańskim żołnierzom - dla mnie jest to jednak mało prawdopodobne dlatego pozwolę sobie tylko z kronikarskiego obowiązku o niej wspomnieć. Druga wersja natomiast mówi o przypadkowym spotkaniu patrolu żołnierzy US Army, którzy w zajętym Merkers spotkali umundurowanego żołnierza SS. Pozostając w ukryciu zaczęli go tropić, a ten nieświadomie doprowadził ich do częściowo zamaskowanego wejścia prowadzącego do kopalni noszącej nazwę "Kaiseroda". Po ujęciu załogi pilnującej kopalni rozpoczęto jej penetrację, w trakcie wykonywania czynności służbowych natrafiono na prawdziwy skarb - niezliczoną ilość złota (którą ostatecznie zapakowano do ponad 11000 skrzyń) oraz zrabowanych dóbr kultury. Trzeba jednak pamiętać, że pośród znajdujących się tam sztabek znanych z wielu filmów były tam również drogocenne rzeczy osobiste należące do ludzi z obozów koncentracyjnych... Jak się okazało jednak po zakończeniu wojny gdy tylko przejęto niezniszczone do końca dokumenty pozostałe po III Rzeszy skarb z kopalni "Kaiserode" w Merkers był zaledwie częścią majątku zgromadzonego przez Niemców do 1945 roku, a dookoła sprawy związanej ze zgromadzonym tam złotem powstało wiele legend.

Generałowie Eisenhower, Bradley i Eddy wraz z pułkownikiem Bernsteinem oglądają znajdujące się w kopalni "Kaiserode" skarby. (źródło: archives.gov)

Posiadane przez aliantów informacje zadecydowały o powstaniu w 1946 roku "Komisji Trójstronnej do spraw restytucji złota monetarnego" (Tripartite Commission for the Restitution of Monetary Gold) w skład której weszły Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Francja. Zadaniem komisji było poszukiwanie śladów po hitlerowskim złocie poza granicami Niemiec oraz jego odzyskanie jak i ewentualne zwrócenie krajom do którego ono należało. Komisja została rozwiązana dopiero w 1998 roku i właśnie na ostatnich latach jej działalności chciałbym się skupić gdyż dotarłem do materiałów wywiadowczych zawierających raporty przeznaczone m.in. dla T.G.C. (skrót od Tripartite Gold Commision) dotyczące m.in. nie innego kraju jak... Argentyny. Ustalenia komisji były również druzgocące dla innych krajów jak choćby wcześniej wspomnianej Szwajcarii, Austrii ale również Turcji, której Reichsbank sprzedawał po okazyjnych cenach zrabowane złoto co czyniło ich czynnym uczestnikiem przy wspieraniu zbrodniczej działalności III Rzeszy. Pomijając jednak sprawy związane z pozostałymi państwami, a skupiając się na najistotniejszym dla mnie wątku Argentyńskim to informacje na temat tego kraju były bardziej przewidywalne niż szokujące. Stwierdzono, że pomimo tego iż Państwo Peróna (pozostającego do 1946 roku wiceprezydentem jednak jego rola w rządzeniu Państwem była znaczna jeszcze przed oficjalnym wybraniem go na prezydenta) które praktycznie do samego końca pozostawało neutralne w światowym konflikcie to w jej ostatnich tygodniach wypowiedziało na papierze wojnę hitlerowskim Niemcom. Podkreślono jednak, że cały czas wspierali i sympatyzowali z ówczesnym rządem III Rzeszy na różnych płaszczyznach - zarówno militarnej jak i ekonomicznej. Jednocześnie po zakończeniu wojny dzięki argentyńskiej ustawie Chapultepec zdecydowano się na współpracę z T.G.C. i rozpoczęcie śledztwa na terenie ich kraju. Komisja jak można się domyślać niczego nie znalazła - tzn. stwierdzono, że oficjalnie do Argentyny nie spłynęło jakiekolwiek poniemieckie złoto oraz jak podkreślono w raporcie: "Pod koniec 1946 roku relacje pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Argentyną znacznie się poprawiły, a Stany Zjednoczone widzą w Argentynie sojusznika w walce z rozprzestrzeniającym się komunizmem...".

 Fragment omawianego dokumentu dotyczącego
Tripartite Commission for the Restitution of Monetary Gold. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Słowa klucze znajdujące się w powyższym tekście to "sojusznik-walka z komunizmem", które całkowicie zamykają sprawą. Po zakończeniu wojny dla Stanów Zjednoczonych nie było już wroga w postaci Niemiec (przynajmniej tych zachodnich), pojawił się nowy wszechobecny wróg w postaci komunizmu. Dotychczasowi wrogowie zostali sprzymierzeńcami, a wszystkie grzechy jakie popełnili (nie ważne jak straszne by były) zostały im wybaczone - Reinhard Gehlen, Kurt Blome, Werhner von Braun... przykładów można by mnożyć. Biorąc pod uwagę powyższe oraz to, że komisja odnalazła około 65% zrabowanego przez Niemców w czasie II Wojny Światowej złota bardzo prawdopodobnym jest to, że mogło ono zostać wywiezione również do Argentyny jednak ze względu na nowy układ polityczny na świecie winy te zostały im zapomniane. Nieprzypadkowe jest również to, że aż do lat 80 XX wieku Amerykanie nie byli zainteresowani pracami Peróna nad bombą atomową (wspominałem o tym w poprzednim wpisie). 
Poszukiwania zrabowanych dóbr przez zachodnich aliantów to oczywiście nie tylko działalność T.G.C. ale również szereg raportów sporządzonych przez przeróżne organizacje jak na przykład OSS, które w ostatnich dniach działalności pod nazwą Office of Strategic Services zamieniło się w Central Inteligence Agency zebranych w jednym opracowaniu pod nazwą "Cultural Looting of the Ahnenerbe", którego jedną ze stronic zamieszczam poniżej jako przykład.

Jedna ze stron opracowania OSS pod nazwą "Cultural Looting of the Ahnenerbe" (źródło: NARA, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

A co działo się na naszym podwórku? Każdy zapewne zna historię sprawy jaką prowadził agent bezpieki - Stanisław Siorek, który poszukiwał skarbów w Lubiążu lub przetrzymywanego w barczewskim więzieniu gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha. Oczywiście równie pasjonująca jest historia złotego pociągu, która zaczęła się nie w Wałbrzychu, a... pod górą Sobiesz. To właśnie tam jeszcze w latach 70 rozpoczęto jego poszukiwania (czy też skarbu, który był jego ładunkiem), później przypomniano sobie o Panu Słowikowskim i badaniach prowadzonych przez niego z których skorzystała spółka XYZ szukając składu na 65 kilometrze. Nie mnie oceniać o słuszności prowadzenia prac poszukiwawczych w tym miejscu jednak gdy pomyślę sobie o wściekłym ataku z jakim zetknęli się jego poszukiwacze robi mi się po prostu przykro. Czy ktokolwiek z atakujących choć raz spróbował zweryfikować historię Pana Słowikowskiego? Oczywiście, że nie! A o to właśnie chodzi, trzeba weryfikować i szukać - zarówno w terenie jak i archiwach bo na tym polega nasza praca poszukiwacza. Możemy szukać czegoś - nawet przez całe życie - i tego nie znaleźć jednak najważniejsze jest to, że próbowaliśmy i wykorzystaliśmy wszystkie możliwe furtki weryfikacji.



Nasyp na 65 kilometrze - miejsce gdzie prowadzono poszukiwania tzw. "Złotego Pociągu". Stan na listopad 2017. (fot. Jakub Pomezański)
 
Jakie będą dalsze losy złotego pociągu? Z tego co się orientuję w 2018 rozpoczną się odwierty, które ostatecznie potwierdzą to czy pod nasypem znajduje się cokolwiek poza usypaną ziemią i kamieniami. Jednak moim zdaniem pociągu spółka XYZ tam nie znajdzie, złoto było potrzebne w zupełnie innym miejscu jednak prawdy na ten temat nie poznamy już nigdy - pozostały tylko domysły i spekulacje. Prawdziwym złotem dla całego powiatu Wałbrzyskiego jak i jego okolic były natomiast tłumy turystów, które nawiedziły ten rejon w ostatnich latach po wybuchu bańki medialnej związanej z hitlerowskim skarbem i to właśnie było największą wartością dodaną całej tej historii. A co do Panów ze spółki XYZ to życzę im naprawdę z całego serca aby nie zaprzestawali w pogoni za swoimi marzeniami. Spacerując 3 listopada w miejscu prowadzonych poszukiwań nie byłem w stanie poczuć tej atmosfery ostatnich lat jaka panowała na 65 kilometrze - po reporterach, kamerach telewizyjnych oraz poszukiwaczach nie pozostał nawet najmniejszy ślad za to wiał zimny wiatr zwiastujący zbliżającą się nieuchronnie zimę.

wtorek, 7 listopada 2017

Kilka słów o Argentynie i III Rzeszy

Od autora bloga: Nad zamieszczonym poniżej wpisem pracowałem podczas wczorajszej nocy, gdy tekst był już w całości gotowy pojawiły się pewne wątpliwości związane z zamieszczeniem nazwy działającego do dziś potężnego holdingu oraz nazwiska człowieka pozostającego bardzo ważną postacią w Parlamencie Europejskim (związaną również z Polskimi politykami). Zastanawiałem się nad tym wszystkim do 3 w nocy, ostatecznie zdecydowałem się nie upubliczniać jakichkolwiek nazw jak i nazwisk. Być może zabrzmi całkiem paranoicznie jednak nie chciałbym zostać w jakikolwiek sposób szykanowany w przyszłości w celu zamknięcia ust. Znajdujący się w tekście wątek jest całkowicie nowy i jak do tej pory nie poddany dogłębnej analizie, która być może pozwoliłaby na naprostowanie kilku zakrętów historii. Zapraszam do lektury i ewentualnej dyskusji.
 

Historia ucieczek niemieckich naukowców jak i dygnitarzy III Rzeszy do Argentyny rozpala wyobraźnię nie tylko badaczy historii czy też poszukiwaczy ale również dziennikarzy czy też producentów telewizyjnych. Jest to jeden z bardziej sensacyjnych i pożądanych przez telewizję portale internetowe lub prasę tematów gdyż nic nie nabija słupków oglądalności oraz rankingów poczytności lub kliknięć jak krzykliwe hasła w stylu "HITLER ŻYŁ DO 1965 W ARGENTYNIE" lub "MARTIN BORMANN NIE ZGINĄŁ W 1945 ROKU, ZOBACZ ZDJĘCIA". Od wielu lab ubolewam nad takim stanem rzeczy ponieważ tematy te są bardzo ciekawe i do dziś nie do końca wyjaśnione, a właśnie przez ich tabloidyzację bardzo często wyśmiewane czy też ignorowane w szeroko pojętym środowisku. Tego typu podejście jest oczywiście bardzo niesprawiedliwe jednak absolutnie nie można się jemu dziwić, a wszelkiego rodzaju pretensje czy też uszczypliwe podziękowania można słać przeróżnym łowcom sensacji. Oczywiście owe ucieczki są niepodważalnym faktem, a działalność takich organizacji jak choćby założona z inicjatywy Heinricha Himmlera ODESSA (skrót od Organisation der ehemaligen SS-Angehörigen co po Polsku oznacza Organizacja Byłych Członków SS) oraz jej powojenne "przedłużenie" o nazwie Stille Hilfe (Cicha Pomoc) były przedmiotem śledztw Central Inteligence Agency. Warto tutaj wspomnieć, że jedną z osób wspierających Cichą Pomoc jest niejaka Gudrun Burwitz, z domu Himmler pozostająca żyjącą do dziś córką przedostatniego Reichsführera SS. 
Oczywiście są to tylko dwie najbardziej znane organizacje jednak istniała również pewna firma, której wątki i rola w ewakuacji nazistów do Ameryki Południowej nie są praktycznie znane opinii publicznej. Założona w zachodniej Europie u schyłku XIX wieku działa pod nie zmienioną nazwą do dzisiejszego dnia. Obecnie jest to holding posiadający udziały w kilku dużych, europejskich spółkach - z niektórymi mamy nawet  do czynienia na co dzień. Na osobną uwagę zasługuje również fakt, że dyrektorem holdingu przez okres kilku lat pozostawał jeden z prominentnych polityków zasiadających w Parlamencie Europejskim.  Co do początków działalności opisywanej firmy to można powiedzieć, że powstała z inicjatywy innego przedsiębiorstwa jako firma-córka. To "inne przedsiębiorstwo" również istnieje do dzisiejszego dnia, a w okresie II Wojny Światowej pozostawało jedną z wielu firm działających na rzecz III Rzeszy.  
W okresie przed wybuchem światowego konfliktu w 1939 roku przedstawiany holding był już dość dobrze rozpoznawany na świecie - jego sieć rozrosła się na kilka krajów Europy zachodniej jak i również wschodniej, a także Ameryki Południowej. Na próżno jednak szukać konkretów na temat ich działalności w okresie II Wojny Światowej, co prawda pojawiają się szczątkowe informacje na temat tego, że lata 30 XX wieku doprowadziły do upadku jej imperium przez rozprzestrzeniający się w Ameryce Połduniowej oraz Europie nacjonalizm jednak okres po 1939 jest całkowicie owiany tajemnicą. Z pozyskanych dokumentów dowiadujemy się jednak, że rzekomo upadła firma jeszcze w 1942 roku był pod lupą OSS, a jej przychody pomimo wojennej zawieruchy pozostawały całkiem imponujące! To jednak nie koniec niespodzianek - po zakończeniu wojny sporządzony przez OSS raport został włączony do śledztwa prowadzonego już przez CIA o nazwie "Nazi Escape Routes to Argentina". Wynika z tego, że firma ta była podejrzana o pomoc w ucieczce nazistów do Argentyny. Nie udało mi się tutaj natomiast wyjaśnić dlaczego i w jaki sposób rzekomo upadła firma tuż po zakończeniu II Wojny Światowej praktycznie natychmiast wstaje z kolan i z powrotem wraca na rynek.

Okładka raportu OSS na temat działalności opisywanej firmy z ocenzurowaną nazwą. (Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Wróćmy jednak do samych ucieczek ważnych w III Rzeszy osób do Argentyny. Najbardziej znanymi "uciekinierami" do tego południowoamerykańskiego kraju, którzy skorzystali z gościnności ówczesnego prezydenta Peróna byli m.in. tacy zbrodniarze jak Adolf Eichmann (uprowadzony w 1960 roku do Izraela), Erich Priebke (dopiero w 1995 wydalony do Włoch i po procesie sądowym osadzony w areszcie domowym), Klaus Barbie (w 1983 ekstradowany do Francji - w międzyczasie pod przybranym nazwiskiem mieszkał w Boliwii gdzie m.in. został bossem narkotykowym) czy też sam "Anioł Śmierci" - Josef Mengele (umiera w 1979 roku na terenie Brazylii). Osobną kwestią pozostają niewyjaśnione do dziś okoliczności śmierci samego Adolfa Hitlera jak i pozostającego pod koniec wojny jedną z najważniejszych osób w Niemczech - Hansa Kammlera. Można przypuszczać, że zarówno Hitler jak i Kammler mogli uciec do Argentyny - w przypadku Führera koronny dowód mający potwierdzać jego śmierć będący rzekomym fragmentem jego czaszki okazał się być czaszką kobiety! Wiele niewiadomych pozostawia również śledztwo przeprowadzone przez NKWD jak i obecność w jego bunkrze podczas ostatnich dni wojny niemieckiej oblatywaczki oraz honorowego kapitana lotnictwa wojskowego - urodzonej w Jeleniej Górze Hanny Reitsch, która mogła go najzwyczajniej w świecie bezpiecznie wywieźć z Berlina. Na specjalną uwagę oraz dalsze badania zasługują również związki Hitlera z Argentyńską, a mającą niemieckie pochodzenie rodziną Eichhornów oraz sprawa tzw. "Generalplan 1945" pozostającego rozkazem mającym na celu zabezpieczenie wiedzy oraz ludzi związanych z III Rzeszą oraz ich ewakuacji do krajów Ameryki Południowej. Jeśli w ogóle taki rozkaz został wydany to czy nie byłoby dziwne, że sam wódz który miał go wydać został w Berlinie? Co do Kammlera natomiast to sprawa wydaje się być jeszcze bardziej tajemnicza, urodzony w Szczecinie generał Waffen-SS, odpowiedzialny za wszystkie tajne projekty budowlane w III Rzeszy jak i szef projektu Wunderwaffe na początku maja 1945 roku rozpływa się w powietrzu. Pewnym jest to, że miejscem gdzie widziano go po raz ostatni była Praga oraz to, że w dniu 24 kwietnia odmawia przekazania Göringowi ciężkiego samolotu transportowego i bombowego Junkers Ju 390, którego zasięg pozwalał na dolecenie do Argentyny jak i do Stanów Zjednoczonych  gdzie zresztą podczas jednej z misji miał dolecieć na odległość 20 km od Nowego Jorku po czym zawrócić pozostając niezauważonym.

Junkers Ju 390. (źródło: airwar.ru)

Pozostając w temacie awiacji to natomiast jednym z mniej znanych uciekinierów, którzy znaleźli spokój ducha w Argentynie był Reimar Horten - jeden z dwóch słynnych braci Hortenów, którzy zasłynęli z wyprzedzających swoją epokę prac nad samolotami o układzie konstrukcyjnym w kształcie latającego skrzydła oraz jedynym, pierwszym latającym prototypem tego typu o napędzie odrzutowym  znanym pod nazwą Horten Ho 229. Bracia Horten znani byli jeszcze przed wojną kiedy ich głównym konikiem była praca nad szybowcami pozostającymi również "latającymi skrzydłami". Jego obecność w Argentynie oczywiście nie była przypadkowa, pracował tam dla rządu argentyńskiego nad budową samolotu o nazwie I.Ae. 37 jednak ze względu na zbyt duże koszty, które pochłaniał projekt w 1960 roku został on całkowicie zawieszony. Reimar w kraju Peróna realizował się również jako konstruktor szybowców, jeden z nich noszący nazwę I.Ae. 34 Clen Antú osiągał nie małe sukcesy w tej dziedzinie. Na nieszczęście dla niego prace nad projektami samolotów w układzie latającego skrzydła nie zakończyły się zbyt szczęśliwie - zarówno I.Ae. 37 jak i I.Ae. 38 Naranjero (drugi samolot, tym razem o funkcji transportowej) zostały zawieszone.

 
Argentyńskie samoloty Reimara Hortena, od lewej: I.Ae. 37 (źródło: mincyt.cba.gov.ar), I.Ae. 38 Naranjero (źródło: aviastar.org), I.Ae. 34 Clen Antú (aviadejavu.ru).

Reimar Horten do końca swoich dni pozostał w Argentynie gdzie zmarł w 1994 roku na swoim rancho, w ramach podsumowania jego południowoamerykańskiego epizodu warto podkreślić, że znalazł się w tym kraju po nieudanych negocjacjach z rządami Wielkiej Brytanii oraz Chin, z którymi chciał rozpocząć współpracę. Jego brat, Walter pozostał w Niemczech gdzie zmarł w 1998 roku.

Reimar Horten (źródło: nurflugel.com)

Ostatni wątek jaki chciałbym w tym wpisie dotyczy bezpośrednio operacji Paperclip. Przeglądając materiały w archiwum CIA natrafiłem na ciekawe informacje dotyczące austriackich naukowców zajmujących się atomistyką, chemią ale również pierwiastkami promieniotwórczymi czy też silnikami odrzutowymi. W 1949 roku powstała lista zawierająca kilkadziesiąt nazwisk ludzi z austriackiego świata nauki (zawierająca również krótkie opisy jak i ich znane adresy), którzy mieliby zostać zwerbowani przez rząd USA w ramach operacji Spinacz (Paperclip) i przewiezieni do Stanów Zjednoczonych w celu rozpoczęcia prac dla Waszyngtonu. Wśród nich znaczną część zajmowały osoby pozostający na stałe w Austrii jak i Ci, którzy już zostali zwerbowani przez ZSRR. Osobiście ze względu na swoje zainteresowania zwróciłem uwagę na ludzi, którzy w jakiś sposób byli związani z Argentyną, a jednocześnie pozostawali w kręgu zainteresowania CIA.

 Jedna ze stron dokumentu opatrzonego klauzulą "TOP SECRET" dotyczącego pozyskania w ramach operacji Paperclip austriackich naukowców. (Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli, dokument ten nie był w najlepszym stanie. Sama forma jego udostępnienia w negatywie nie wróżyła niczego dobrego - wiele nazwisk jak i dużych fragmentów tekstu pozostawała nieczytelna jednak po wielu godzinach mozolnych prób jego odczytania w końcu udało mi się go w całości przeanalizować. Informacje na temat naukowców zamieszczam w takiej samej kolejności w jakiej odnajdywałem je w dokumencie. Wszystkie zrzuty ekranu są fragmentami większej całości, nie zamieszczam na nich znaków wodnych aby pozostawały czytelne wraz z poprzedzającymi je luźnymi tłumaczeniami (pomijam adresy, które bez problemu można wyczytać z zamieszczonego fragmentu).

  • Dr Walter Biberschick, urodzony 8 marca 1914 roku w Austrii. Chemik związany z Uniwersytetem Wiedeńskim zajmujący się badaniami nad radem i uranem. Pracował wraz z Jentschke nad wysokimi częstotliwościami [ciekawy wątek - badania nad nimi były prowadzone również w Gross-Rosen na terenie komanda Wetterstelle - przyp. J.P.] w II Instytucie Fizyki na Uniwersytecie Wiedeńskim. Był również asystentem profesora Neissnera (patrz Raport Fiata nr 63). Swego czasu zainteresowany współpracą z Rosjanami. Obecnie podobno zatrudniony w ośrodku badawczym (chemii fizycznej) w Buenos Aires.
  • Prof. Dr Friedrich Hecht, internowany przez amerykańskich żołnierzy w obozie Marcus Orr i wypuszczony 12 lipca 1947. Jego prace były ukierunkowane na badanie uranu, toru, radioaktywnych minerałów i ustalenie wag atomowych, mikroanaliz i separacji pojedynczych krzemianów. Zwolniony z uniwersytetu Graz za członkostwo w SS; chciałby do niego wrócić. Obecnie zaangażowany w weryfikację tekstów w periodykach i książkach z dziedziny geochemicznej w Sowieckim Instytucie Geologicznym pod kierownictwem Krejci-Grafa. Mógłby zrezygnować z pracy na rzecz Sowietów jeśli dostanie stanowisko w Austrii lub Południowej Ameryce.

  • Prof. Gerhard Kirsch, dawniej zarządzający I Instytutem Fizyki na Uniwersytecie Wiedeńskim; zwolniony za członkowstwo w partii [NSDAP - przyp. J.P.]. Były współpracownik Hechta, który obecnie współpracuje z Sowietami i uważa, że potrzebuje Kirscha jako asystenta.  Poinformował Sowietów w przedłożonym raporcie, że w Austrii znajdują się złoża uranu. Zostało mu zaoferowana praca w rządzie Austriackim i emigracja do Argentyny. Obecnie pracuje jako niezależny geolog.

  • Dr Ferdinand Porsche, były główny inżynier w Auto Union Trust i projektant Volkswagena oraz czołgów Panzer (Tygrys). Podpisał kontrakt z Argentyną gdzie będzie produkować samochody na dużą skalę.

  • Dr Karl [nazwisko nieczytelne], pracował nad różnymi projektami inżynierskimi zatrudniony na wydziale inżynierii uniwersytetu [nieczytelne] do maja 1938 kiedy został włączony do prac nad badaniami aeronautycznymi na uniwersytecie w Monachium. Najważniejsze prace rozpoczęły się w 1943 roku kiedy zaczął współpracować z Dr Franzem [nazwisko nieczytelne] z Instytutu Badań Aeronautycznych tego uniwersytetu nad eksperymentami z silnikami odrzutowymi których zadaniem było wytypowanie najbardziej odpowiedniego silnika dla samolotów. W lutym 1944 roku został mianowany kierownikiem  oddziału Messerschmitta w Augsburgu, związany z pracą nad różnymi typami silników odrzutowych. Odkrył metodę [nieczytelne] ... metoda ta została wykorzystana przez firmę Heinkel w samolocie He 109-011 [nieczytelne] ... Podobno zrekrutowany [nieczytelne] ... do Argentyny przez swojego znajomego jako doradca techniczny argentyńskiego attache wojskowego w Paryżu.

W znajdującym się powyżej zestawieniu jak łatwo zauważyć znajdują się przede wszystkim naukowcy, fizycy związani z pracami nad pierwiastkami promieniotwórczymi - wyjątek stanowi Ferdinand Porsche, który nie miał zamiaru wyjeżdżać do Argentyny, a jedynie chciał ubić doskonały interes z prezydentem Perónem  oraz niejaki Dr Karl pozostający tutaj ekspertem od silników odrzutowych. Oczywiście lista ta nie zamyka się tylko tymi nazwiskami - naukowców było oczywiście więcej i to z wielu różnych dziedzin nauki, którzy kierowali się przeróżnymi przesłankami kiedy decydowali się na opuszczenie Europy. Zauważyć można jednak jeden najczęstszy powód, który łączył wielu z nich - chcieli kontynuować swoje prace naukowe jednak przez związki z III Rzeszą wielokrotnie mogli liczyć jedynie na współpracę z Amerykanami lub ZSRR (czyli de facto ich jeszcze niedawnymi wrogami). Natomiast czym kierował się sam Juan Perón? Jako osoba z aspiracjami do stworzenia z Argentyny potęgi w Ameryce Południowej jak najbardziej był zainteresowany współpracą z owymi uciekinierami, bez względu na ich ewentualne związki ze zbrodniami nazistów. Zresztą Niemcy nie były aż tak bardzo oddalone kulturowo od Argentyny jak można przypuszczać. W kraju Peróna już wtedy żyła bardzo duża społeczność Niemiecka, Argentyńskie wojsko korzystało z umundurowania i wyposażenia takiego samego jak korzystał Wermacht, a żeby dopełnić jeszcze ten obraz przytoczę kolejny dokument z bogatych zbiorów CIA pochodzący z 21 stycznia 1949, a dotyczący Niemca o bardzo ciekawych imionach brzmiących - Carlos Enrique. W jego przypadku możemy mówić o wtórnej emigracji - imiona zdradzają jego Argentyńskie pochodzenie, natomiast nazwisko - Bohm - jest już typowo Niemieckie. Z dokumentu możemy natomiast wyczytać, że Carlos Enrique Bohm był Niemieckim specjalistą od rakiet V-2, który w 1947 wrócił do Argentyny gdzie dzięki wojskowym koneksjom został osobiście poznany z Perónem, który zdecydował się przyjąć go do pracy dla armii.

Dokument dotyczący Carlosa Enrique Bohma. (Archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Jestem przekonany zresztą, że Perón tuż po zakończeniu wojny wprowadzał w życie bardzo istotny dla swojego kraju plan dotyczący rozwoju energii atomowej ale również pracy nad własną bombą, która pozwoliłaby mu na zdobycie całkowitej dominacji na terenie Ameryki Południowej jednocześnie pozwalając na skuteczne uniezależnienie się od Stanów Zjednoczonych. Teoria ta może wydawać się szalona jednak biorąc pod uwagę to, że wielu naukowców związanych z energią atomową lgnęło do Argentyny świadczy o tym, że warunki pracy oferowane przez Peróna musiały być po prostu bardzo dobre, a wszystko to w połączeniu z dużą społecznością Niemiecką w jego kraju pozwalałoby im na łatwiejszą aklimatyzację. Zresztą nie tylko społeczność Niemiecka w Argentynie stanowiła o wyjątkowości tego kraju - bardzo istotna byłą również architektura, która wielokrotnie przypominała tą z jaką można spotkać się na przykład w Bawarii. Jednym z takich czołowych miast wyglądających jakby zostały żywcem przeniesione z Niemiec jest leżące na zachodzie Bariloche. To właśnie tam ukrywał się Erich Priebke, ale również do niego prowadziły tropy związane z ucieczką Adolfa Hitlera. Nieprzypadkowo również w Bariloche powstał pierwszy Argentyński ośrodek badań nad energią atomową - Centro Atómico Bariloche. Założony w 1955 roku kompleks badawczy zlokalizowany został tuż przy górskiej szkole  wojskowej - Escuela Militar de Montaña. To właśnie do niego mieli trafiać Austriaccy jak i Niemieccy naukowcy, którzy mieli tworzyć podwaliny pod Argentyński program atomowy.

Tablica informująca o wjeździe na teren ośrodka badawczego w Bariloche. (źródło: cab.cnea.gov.ar)

Niestety w archiwum CIA nie natrafiłem na jakiekolwiek ślady po zainteresowaniu Amerykańskiej Agencji Wywiadowczej tym ośrodkiem aż do lat 80 XX wieku. Powstało wtedy kilka raportów, a sama agencja zaczęła się dość intensywnie interesować wszelkimi doniesieniami prasowymi na temat tego miejsca...


Do wątku III Rzeszy i Argentyny wrócę jeszcze w tym roku, a przynajmniej mam taką nadzieję więc... C.D.N.