sobota, 28 marca 2020

FAL Birnbäumel - filia obozu koncentracyjnego Gross-Rosen w Gruszeczce

Na teren dawnego, żeńskiego obozu pracy w Gruszeczce trafiłem w przeszłości tylko raz, bodajże jesienią 2015 roku. Choć było to już ponad 4 lata temu to przez cały ten czas nie dawał mi on o sobie zapomnieć - przynajmniej raz na dwa lub trzy miesiące przeglądałem zdjęcia jakie wykonałem tam przed laty, czytałem po raz kolejny te same informacje na jego temat jakie można znaleźć w publikacji "Filie Obozu Koncentracyjnego Gross-Rosen - Informator" oraz... myślałem. Coś nie dawało mi spokoju, mówiło mi, że muszę tam jeszcze wrócić i dokończyć swoją pracę dlatego w końcu, na początku marca 2020 roku zdecydowałem, że nadszedł już czas aby ponownie tam przyjechać i rozwiać wszelkie wątpliwości związane z tym miejscem jakie kłębiły się w mojej głowie. W wyprawie tej towarzyszył mi tym razem mój przyjaciel Marcin (którego obecność w tym miejscu była prawdopodobnie kluczowa do rozwikłania zagadki tego miejsca) i jednocześnie jeden z najbardziej inteligentnych eksploratorów-poszukiwaczy jakiego znam. Jak miało się okazać także tym razem moje przeczucie mnie nie myliło, a po kilku godzinach weryfikacji terenowej pozostałości po obiektach znajdujących się na obszarze dawnego, niemieckiego obozu pracy przymusowej dla kobiet w Gruszeczce wszystko stało się jasne. Zacznijmy jednak od początku i spójrzmy na najszerzej znaną historię tego miejsca, którą przedłożę tu na podstawie wspomnianego już wcześniej informatora.

Okolice Milicza to przede wszystkim stawy, cieki wodne oraz lasy, nie inaczej jest w przypadku Gruszeczki, która w owych okolicach się znajduje. Przed laty po lewej stronie widocznej drogi znajdowała się granica obozu FAL Birnbäumel. Stan na marzec 2020.

Obóz ten założony został pod koniec października 1944 roku (warto zapamiętać tę datę gdyż będzie ona dość istotna w dalszej części tekstu) w lasach pomiędzy wsią Sułów (noszącą wtedy nazwę Sulau) oraz Gruszeczka (Birnbäumel). Obie te wsie znajdowały się w tzw. okręgu (niem. Kreis) Milicz (Militsch), należy mieć świadomość, że były to ziemie w całości zasiedlone przez Niemców gdyż rejon ten jeszcze przed 1939 roku był integralną częścią III Rzeszy. Więźniarki zostały zakwaterowane w istniejących już, drewnianych kolistych barakach, które swoim kształtem miały przypominać duże namioty. Użyta tutaj forma "koliste baraki" odnosi się raczej nie do kształtu konstrukcji, którą można odebrać jako na przykład wystającą z ziemi półkule, a raczej do podstawy koła na jakiej zostały zbudowane. I tutaj muszę niestety zrobić krótką przerwę jeśli chodzi o rys historyczny tego obozu pracy i powiedzieć kilka słów więcej na temat tych "kolistych baraków". Konstrukcja ta nasuwa jednoznaczne skojarzenie dla osób interesujących się niemiecką wojskowością z tzw. fińskimi celtami - konstrukcjami mieszkalnymi jakie budowane były na planie koła z modułowych drewnianych paneli. Fundamenty w razie potrzeby oraz dostępnych środków były betonowe, drewniane lub po prostu wcale ich nie było, a drewniane ściany po odpowiedniej izolacji najzwyczajniej wkopywano bezpośrednio w grunt lub też osadzano na najczęściej drewnianym stelażu. Tego typu forma budownictwa miała niewątpliwą zaletę gdyż powalała na bardzo łatwe zbudowanie obozu w wyznaczonym miejscu ale również na ewentualne szybkie i sprawne jego rozmontowanie wraz z możliwością ponownego wykorzystania w innym miejscu. Nie powinno to wcale dziwić, że tego typu rozwiązanie było bardzo chętnie wykorzystywane przez Wermacht na potrzebę budowy tymczasowych (choć nie krótko istniejących) obozów wojskowych w terenie czy też obozów jenieckich.

Żołnierze Wermachtu na tle fińskich celt dużego typu - model ten mógł być wykorzystywany jako baraki mieszkalne dla więźniarek z FAL Birnbäumel (archiwum autora).

Odbiorcą tego know-how było jednak nie tylko wojsko gdyż znany jest mi jeden przypadek obozowiska złożonego z tego typu konstrukcji jednak w mniejszej wersji niż te widoczne na powyższej fotografii, a posiadających betonowy fundament oraz kanalizację. Myślę tutaj oczywiście o Górach Sowich gdzie przy jednym z kamieniołomów nieopodal Włodarza mieścił się najprawdopodobniej obóz Służby Pracy Rzeszy (nim. Reichsarbeitsdienst, w skrócie RAD). Aby nie wchodzić w dygresję do dygresji skupmy się już jednak na historii obozu z Gruszeczki kiedy to skończyliśmy na ulokowaniu kobiet w kolistych barakach przypominających namioty. Pierwszy transport więźniarek przybył na miejsce w dniu 22 lub 27 października 1944 roku, a w skład 1000-osobowej grupy wchodziły żydówki przywiezione z KL Auschwitz. Ze względu na ciągłe braki w zaopatrzeniu (zgromadzonym tam kobietą szczególnie doskwierał brak jedzenia, leków oraz odzieży) warunki tam panujące określane są jako bardzo ciężkie. Ponadto informator o filiach obozu koncentracyjnego Gross-Rosen podaje, że baraki przeznaczone jako miejsce zakwaterowania kobiet nie były do tego w żaden sposób przystosowane. Osobiście jestem zdania, że od jakiegoś czasu ze względu na ciągle zmieniającą się sytuację na froncie stały puste i niekonserwowane co doprowadziło do ewentualnego pogorszenia stanu drewnianych modułów ścian, a ponadto musiano zdemontować znajdujące się oryginalnie w nich piecyki typu "koza" pozwalające na ogrzanie wnętrza konstrukcji. Ze względu na powyższe jeszcze w pierwszym miesiącu uruchomienia obozu miano odnotować aż 120 przypadków zachorowań. Ostateczny bilans ofiar nie jest jednak znany, odnotowano natomiast jedną egzekucję przeprowadzoną na więźniarce za próbę ucieczki - wyrok wykonano w dniu 17 listopada 1944 roku. Głównym przyczynkiem do powstania tego obozu była realizacja założeń tajnej operacji o kryptonimie "Barthold" mającej na celu zabezpieczenie Wrocławia, a także części Dolnego Śląska przed nacierającymi wojskami Armii Czerwonej.

Również wykorzystywana przez Wermacht model małej fińskiej celty (archiwum autora).

Do obowiązków skoncentrowanych w Gruszeczce kobiet była budowa rowów przeciwczołgowych oraz okopów w okolicach Milicza natomiast architektem budowy ziemnych umocnień była niemiecka firma Unternehmen Barthold (od której to kryptonim przyjęła cała operacja zabezpieczająca Wrocław oraz Dolny Śląsk) z siedzibą w Kraschnitz koło Hochweiler. Co ciekawe - pomimo tego iż obóz ten stanowił filię KL Gross-Rosen to więźniarki przy pracy były pilnowane nie przez podległe SS wachmanki (strażniczki z obozów koncentracyjnych czy też pracy dla kobiet), a przez żołnierzy Wermachtu. Być może wpływ na to miał charakter prowadzonych tam prac ziemnych przeznaczonych przede wszystkim na potrzeby tej formacji III Rzeszy. Nie zachowały się natomiast jakiekolwiek informacje na temat struktury funkcjonowania tego obozu pracy przymusowej - nie są znane nazwiska strażniczek ani też komendantki obozu, jak kształtował się stan osobowy załogi itd. Ze względu na zbliżające się wojska sowieckie 23 stycznia 1945 roku rozpoczęto przeprowadzanie ewakuacji obozu, około 20 kobiet odłączyło się od kolumny marszowej i schroniło się w zabudowaniach wsi Birnbäumel gdzie doczekały przyjazdu czerwonoarmistów. Pozostałe dotarły pieszo do obozu macierzystego jakim był Gross-Rosen skąd dalej zostały przetransportowane do KL Bergen-Belsen. To tyle jeśli chodzi o oficjalną monografię tego miejsca, nieoficjalnie pojawia się jednak trudna do zweryfikowania informacja na temat mającego znajdować się bezpośrednio we wsi Gruszeczka miejsca (prawdopodobnie miały to być zabudowania gospodarcze) ulokowania kobiet nie mieszczących się w głównej placówce położonej kilkaset metrów dalej na terenie pobliskiego lasu. Nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne, szczególnie, że miejsca w głównym obozie pracy było raczej pod dostatkiem, faktem może być jednak to, że na terenie wsi zgromadzono niewielką grupę kobiet, które nie pracowały przy budowie umocnień, a pomagały okolicznym gospodarzom w pracach gospodarczych.

Jeden z kilku okrągłych, betonowych fundamentów przeznaczonych na budowę fińskich celt małego typu jaki można znaleźć na terenie kamieniołomu nieopodal Włodarza w Górach Sowich przeznaczonych prawdopodobnie na potrzeby RAD. Na szczególną uwagę zasługuje fakt skanalizowania konstrukcji. Stan na listopad 2018.

A jak teren dawnego, niemieckiego obozu pracy przymusowej dla kobiet w Gruszeczce wygląda z dzisiejszej perspektywy? Niestety nie zachował się nawet najmniejszy ślad po znajdujących się tam przed laty barakach - i to nie tylko w terenie ale również LIDAR nie jest tutaj w żaden sposób pomocny. Ze względu na ten fakt braku jakiegokolwiek śladu w terenie po fińskich celtach, a także na znajdującą się w publikacji o filiach KL Gross-Rosen informację o nieprzystosowaniu baraków na potrzeby mieszkaniowe jestem zdania, że konstrukcje te nie posiadały jakiejkolwiek podłogi, a ich ściany zostały uprzednio wkopane w ziemie lub osadzone na przylegającym bezpośrednio do podłoża drewnianym stelażu dlatego też miejsca gdzie się znajdowały nie są już widoczne. Zachowało się jednak coś innego, nie mniej interesującego, a jednocześnie kluczowego dla odkrycia jakiego dokonałem podczas ostatniego przyjazdu w rejon Milicza. Otóż tymi zachowanymi do dzisiejszego dnia obiektami są pozostałości po budynkach o przeznaczeniu sanitarnym w postaci fundamentów, a także dwóch większych budynkach spełniających inne funkcje. Pośród nich możemy wyróżnić aż 6 konstrukcji będących przed laty łaźniami czy też umywalniami. Na ich podłodze do dzisiejszego dnia znajduje się jasna, bardzo gładka wylewka betonowa, a na krawędziach gdzie przed laty łączyły się ze ścianą widnieją zaokrąglenia tak charakterystyczne dla budowli o tego typu przeznaczeniu pozwalające na łatwe spływanie wody czy też czyszczenie. Ponadto gdzieniegdzie z pomiędzy trawy porastającej fundamenty łaźni przebijają również już dość płytkie i ledwo widoczne wgłębienia świadczące o zamontowaniu w nich odpływów.

W kolejności od góry z lewej zdjęcia 1, 2, 3 i 4 przedstawiają wybrane fundamenty dawnych łaźni czy też umywalni w widoku ogólnym; zdjęcie 5 zostało wykonane w zbliżeniu na odpływ wody znajdujący się w jednym z fundamentów; natomiast zdjęcie 6 ukazuje betonową wylewkę, o której pisałem powyżej będącą tak charakterystyczną dla obiektów o tego typu przeznaczeniu. Stan na marzec 2020.

Drugi typ pozostałości po budowlach jaki występuje na terenie dawnego obozu pracy to relikty szaletów wraz z szambami-odstojnikami położonymi bezpośrednio pod nimi. Tego typu konstrukcji możemy naliczyć tam w ilości 4 sztuk, posiadają one betonowe płyty z dwunastoma małymi i okrągłymi otworami nad którymi pierwotnie musiały być umiejscowione latryny w takiej samej ilości. Ponadto posiadają jeden duży otwór wejściowy przez który może przecisnąć się do środka dorosła osoba (choćby na potrzeby czyszczenia, konserwacji czy też usunięcia powstałej usterki), a także mniejszy - rewizyjny. Wszystkie te budowle obecnie otoczone są płotem z siatki postawionym przez leśników aby zapobiec wpadaniu do nich zwierzyny leśnej. Niestety stan tych zabezpieczeń nie jest najlepszy co jednak z drugiej strony pozwoliło nam na dostanie się do środka aż trzech obiektów - czwarty pozostaje niedostępny ze względu na zalanie wodą. Szamba posiadają ciekawy układ rur kamionkowych mogący świadczyć o tym, że były połączone z odpływami w łaźniach stanowiąc miejsce zgromadzenia całości nieczystości z obozu. Dodatkowo występują również rury kamionkowe prowadzące na zewnątrz konstrukcji, a pozwalające na ich podłączenie od zewnątrz chociażby do szambiarki w celu opróżnienia zbiornika.

W kolejności od góry z lewej zdjęcie nr 1 przedstawia wybrany szalet w szerszym ujęciu z widocznym otworem wejściowym; nr 2 ten sam szalet w zbliżeniu na 12 otworów latryn; zdjęcie nr 3 otwór wejściowy do zbiornika zalanego wodą; zdjęcie nr 4 kolejny z szaletów w szerszej perspektywie; zdjęcie nr 5 zbliżenie na 4 otwory latryn; zdjęcie nr 6 przedstawia wnętrze jednego ze zbiorników na nieczystości jakie umiejscowione były poniżej szaletów, w stropie widoczne są otwory latryn. Stan na marzec 2020.

Kolejne typy pozostałości po znajdujących się tam przed laty budynkach na jakie do dzisiaj można tam trafić przedstawiają się następująco. Pierwszy duży fundament o wymiarach powyżej 30 metrów ulokowany jest w pobliżu drogi asfaltowej prowadzącej do wsi Gruszeczka, ze względu na jego rozmiar oraz umiejscowienie można uznać, że znajdowała się tam komendantura obozowa, magazyn narzędzi itp. Trudno dodać na jego temat coś więcej, szczególnie, że tak naprawdę jest to jedna z najgorzej zachowanych do dzisiejszego dnia konstrukcji. Drugi lepiej zachowany fundament, to solidna i podpiwniczona budowla jaka została ulokowana po przeciwległej stronie obozu wyznaczając prawdopodobnie jego kraniec od strony lasu. Choć nie zachowały się jakiekolwiek inne kondygnacje poza piwnicą to ze względu na widoczne do dziś szczegóły konstrukcyjne możemy określić jego przeznaczenie. W pozostałości prowadzących do piwnicy okien widoczne są jeszcze zsypy na węgiel, a w rozległej piwnicy ze spokojem znalazłoby się miejsce na przynajmniej 2 lub nawet 3 piece. Ze względu na powyższe jestem zdania, że budynek ten pełnił funkcję kotłowni na potrzeby znajdujących się na terenie obozu łaźni, a także kuchni bo tuż przy nim znajduje się jedyne na całą tę placówkę betonowe obudowanie śmietnika. Więcej fundamentów mogących świadczyć o obecności na terenie FAL Birnbäumel budowli o innym przeznaczeniu niestety już nie znaleźliśmy nie licząc jednego sporego wykopu, który mógł jednak powstać już po II Wojnie Światowej czy też porozrzucanych gdzieniegdzie betonowych odłamków, których nie da się już w żaden sposób sklasyfikować. 

W kolejności od góry z lewej zdjęcie nr 1 przedstawia podpiwniczony fundament budynku prawdopodobnej kotłowni oraz kuchni; nr 2 i 3 zbliżenie na piwnicę budynku; nr 4 zbliżenie na znajdujący się w oknie zsyp na węgiel; zdjęcie nr 5 to znajdujący się w pobliżu podpiwniczonego fundamentu śmietnik; zdjęcie nr 6 fundament dużego baraku lub budynku administracyjnego położonego w pobliżu asfoltowej drogi prowadzącej do wsi Gruszeczka. Stan na marzec 2020.

Rozmieszczenie obozowych budynków jest aż do przeady systematyczne i nasuwa skojarzenia z typowym niemieckim porządkiem (ordnung). Wybudowany został na planie prostokąta o powierzchni około 3 km2, główne wejście znajdować się mogło najprawdopodobniej tuż przy budynku dawnej komendantury obozowej, a następnie wzdłuż najdłuższych boków wytyczanych przez prostokąt ulokowane zostały szalety oraz umywalnie w układzie łaźnia-szalet-łaźnia-szalet-łaźnia. Z drugiej strony krótkiego boku połozonego prostopadle do wejścia obóz zamykany był poprzez budynek pełniący funkcję kuchni jak i kotłowni. Miejsce gdzie stać miały fińskie celty przeznaczone na potrzeby bytowe więźniarek tworzył zatem pusty plac otoczony po obwwodze prostokąta przez budynek komendantury, kotłownię z kuchnią oraz szalety z umywalniami co pozwalało na łatwy dostęp do każdego ze znajdujących się tam obiektów. Trzeba podkreślić, że hitlerowcom zapewne nie zależało na zorganizowanie takich udogodnień dla skoncentrowanych tam w celach niewolniczej pracy kobiet, a raczej na swoje potrzeby związane z utrzymaniem porządku w placówce.

Wykonany przeze mnie plan niemieckiego obozu pracy przymusowej w Gruszeczce: 1 - prawdopodobna komendantura obozu, 2 - budynek kotłowni oraz kuchni, 3 - umywalnie, 4 - szalety, 5 - plac gdzie znajdowały się przeznaczone dla więźniarek fińskie celty.

Pozostałości po budynkach to jednak nie wszystko na co można się jeszcze natknąć penetrując teren byłego obozu pracy przymusowej. Dość sprawny obserwator zauważy na pewno bielejące pomiędzy trawą fragmenty ceramiki będące pozostałościami po znajdujących się w budynkach o przeznaczeniu sanitarnym umywalkach, a także fragmenty kamionkowych rur świadczące o zainstalowaniu funkcjonującym tu systemie przesyłu ciepłej wody z kotłowni czy też ocynkowaną blachę używaną do budowy parapetów. Filia obozu pracy w Gruszeczce podobnie zresztą jak inne filie dawnego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen boryka się z takim samym problemem w postaci braku uprzątnięcia terenu obozu z zalegających na nim artefaktów pochodzących z okresu jego funkcjonowania oraz zabezpieczenia ich do celów badawcze lub też zorganizowania lokalnej izby pamięci. O jakiejkolwiek tablicy informującej co się w tym miejscu znajdowało można oczywiście również zapomnieć. Ponadto obstawiam, że nie zostały tam również przeprowadzone fachowe i oficjalne badania z użyciem wykrywacza metali, a ewentualne poszukiwania prowadzone na dziko przez amatorów ze względu na drakońskie prawo w Polsce nigdy nie doczekają się opisania przez operujących tam ewentualnych detektorystów. Muszę jednak przyznać, że tutaj nie jest jeszcze tak tragicznie jak w dawnym obozie pracy przymusowej AL Lärche na górze Soboń gdzie po powierzchni gruntu walają się jeszcze fragmenty kałamarzy czy też kawałki skórzanych butów jak również innego, drobnego wyposażenia obozowego.

Od góry z lewej: fragmenty ceramicznych umywalek, jeden z fragmentów umywalki w zbliżeniu na element mocujący, ocynkowana blacha parapetu, fragmenty kamionkowych rur. Stan na marzec 2020.

Właśnie te wszystkie pozostałości po budynkach, a także przedstawione powyżej artefakty ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów ceramicznych umywalek naprowadziły Marcina, który wspólnie ze mną eksplorował teren dawnego FAL Birnbäumel do wysnucia jeszcze w terenie pewnej hipotezy roboczej. Otóż stwierdził on zresztą bardzo celnie, że nie tylko baraki o których wspomina informator o filiach obozu koncentracyjnego Gross-Rosen musiały się tam znajdować wcześniej ale również cała związana z nimi infrastruktura. Trudno nie zgodzić się z tym kierunkiem rozumowania chociażby z tego powodu, że obóz pracy został tam utworzony dopiero z końcem października 1944 kiedy III Rzesza chyliła się już ku upadkowi. Budowanie od podstaw nie tylko baraków ale również budynków całego zaplecza nie miałoby najmniejszego sensu, szczególnie, że zgromadzone tam kobiety były potrzebne do realizowania tylko i wyłącznie jednego, dodajmy tymczasowego projektu jakim była budowa ziemnych umocnień wchodzących w skład linii noszącej kryptonim Barthold, a mającej na celu opóźnienie przemarszu wojsk ZSRR w ataku na Wrocław oraz Dolny Śląsk. Ponadto należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden dość istotny szczegół, również zauważony przez Marcina, a odnoszący się do warunków, które mogły (choć jak już wiemy z przedstawionych informacji od października 1944 roku takie nie były) być przynajmniej względnie dobre. Znajdowało się tam aż 6 umywalni z dostępem do ciepłej wody dostarczanej wprost z kotłowni, a żeby tego było mało to sanitariaty posiadały jeszcze ceramiczne umywalki - rzecz niebywałą i niemal wręcz luksusową jak na warunki obozów pracy gdzie do użytków więźniów znajdowały się raczej raczej betonowe koryta. Ponadto więźniarki mogły korzystać z 4 szaletów pozwalających na jednoczesną "obsługę" aż 48 osób (po 12 miejsc w każdym z nich). Oczywiście aby jednak obóz był nazwijmy to komfortowy wszystkie te udogodnienia musiałyby być w pełni udostępnione jak i funkcjonalne dla osób w nim zgromadzonych jednak w przypadku tego typu placówki z ówczesnego niemieckiego punktu widzenia nie mogło to mieć miejsca.

Obecnie jest to porośnięta drzewami łąka jednak przed laty w tym samym miejscu znajdowały się fińskie celty przeznaczone dla więźniarek z FAL Birnbäumel. Stan na marzec 2020.

Jak można się domyślić tuż po wysnuciu tej hipotezy przez mojego towarzysza w eksploracji pojawiła się chęć znalezienia odpowiedzi na dwa pytania, których jak do tej pory w żadnym z oficjalnych opracowań na temat tego dawnego obozu nikt jeszcze nawet nie postawił.  Pierwsze z nich niestety nie doczekało się jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Odpowiedź ta jak do tej pory złożona jest głównie z domysłów oraz spekulacji, a dotyczy pytania odnoszącego się do tego kto przed październikiem 1944 roku wybudował ten obiekt (czy też raczej dla kogo został wybudowany) - wrócę do niej jeszcze w dalszej części tekstu. Natomiast druga odpowiedź związana była bezpośrednio z pytaniem dotyczącym tego kiedy dokładniej został on wybudowany. Jak już wspomniałem byliśmy jeszcze w trakcie eksploracji dawnego kompleksu obozowego, a jednym z naszych założeń było wejście do każdego możliwego szamba znajdującego się pod dawnymi szaletami dlatego rozmawiając na ten niezwykle interesujący wątek obozu przeszliśmy do jego realizacji. Wtedy jeszcze nie mieliśmy nawet świadomości tego jak bardzo blisko jesteśmy przed znalezieniem odpowiedzi na drugie z postawionych pytań. Pomimo tego, że obiekty o tego typu charakterze jakim są szamba nie są zbyt atrakcyjne do eksplorowania, a w ich wnętrzu można natknąć się co najwyżej na ciekawy system rur kamionkowych dlatego też dość niechętnie jednak z poczuciem poszukiwawczego obowiązku mozolnie sprawdzaliśmy zbiornik po zbiorniku (z wyłączeniem tego zalanego wodą). Wybraliśmy opcją na zmianę - tzn. raz wchodzę ja do pierwszego ze zbiorników, następnie Marcin wchodzi do drugiego po czym znów ja do trzeciego, osoba w środku wykonuje dokumentacje fotograficzną oraz po wyjściu zdaje relację z tego co widziała. Niestety tak jak przeczuwaliśmy nie natrafiliśmy na nic godnego większego zainteresowania, dopiero gdy zająłem się już ostatnim ze zbiorników dosłownie na moment przed wyjściem zauważyłem na ścianie coś co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. Tym czymś były odciśnięte w betonie, trochę ponad kolankiem znajdującej się w nim rury kamionkowej cyfry 1939...

Wyryte w betonie wewnątrz jednego z szamb znajdujących się na terenie dawnego obozu pracy przymusowej w Gruszeczce cyfry 1939 będące rokiem jego budowy. Stan na marzec 2020.

Proszę tutaj czytelnika o zrozumienie naszego entuzjazmu w związku z odkryciem gdyż nie mogły to być przypadkowe liczby, a po prostu odniesienie do roku 1939. Oczywiście nawet należało zachować zdrowy rozsądek i nie popadać w zbyt duży entuzjazm z tym związany jednak będąc tam na miejscu, stojąc jeszcze w dawnym szambie z głową wystającą z otworu rewizyjnego informować kolegę, z którym jeszcze przed chwilą rozmawiało się na temat wspomnianej powyżej hipotezy, a także formułowało się dwa kluczowe, a nigdy nie postawione pytania i mieć świadomość, że odpowiedź na jedno z nich właśnie się znalazło powodowało naprawdę trudne do opisania emocje.

Wyryty w betonie rok 1939 w szerszej perspektywie (widoczny nad pęknięciem powyżej kamionkowego kolanka). Stan na marzec 2020.

Pomimo początkowej radość bardzo szybko - bo jeszcze w czasie jazdy samochodem w drodze powrotnej do domu - przyszedł jednak czas aż ten przysłowiowy kubeł zimnej wody został wylany na nasze głowy. Zdaliśmy sobie sprawę, że odkrycie to jest jednak bez większego znaczenia no bo cóż ono oznacza? Rok ma 365 dni podzielonych na 12 miesięcy, a my nie jesteśmy w stanie określić czegoś bardziej szczegółowego - zarówno miesiąca czy choćby kwartału, w którym ten leśny kompleks (bo jeszcze nie obóz pracy) został właściwie wybudowany. Z pomocą jednak przyszła mi przeszłość i to nie tak odległa bo moja własna z ostatnich kilku lat, a dokładniej mój pierwszy wyjazd do Gruszeczki z roku 2015. Po powrocie z niego zamieściłem na łamach popularnego portalu społecznościowego swój materiał fotograficzny wraz z krótkim i niezbyt szczegółowym opisem obozu jaki znalazł się na trochę już zapomnianym profilu, który wtedy tam prowadziłem. Nie dalej jak wczoraj (a piszę ten tekst w dniu 27 marca 2020) zajrzałem do tego materiału fotograficznego aby przyjrzeć się zamieszczonym tam zdjęciom oraz temu co tam wtedy dokładniej napisałem. Przyjrzałem się również sekcji komentarzy i moim oczom po raz kolejny ukazało się coś czego nie spodziewałem się tam zobaczyć. Pośród wielu wpisów innych użytkowników tego portalu moją szczególną uwagę zwrócił komentarz napisany przez Pana Bartosza Jakubowskiego, poza informacją o posiadaniu przez niego wiedzy o osobie, która uratowała jeden ze znajdujących się w Gruszeczce baraków oraz zmagazynowania go w kawałkach na swojej posesji zawierał on jeszcze coś - fotografie wspomnianej fińskiej celty nazywanej barakiem. Już pomijając tutaj kwestię tego jak cenna jest to dla mnie informacje, że taka fińska celta do dziś istnieje i zachował się w oryginale to jeszcze na fotografiach Pana Bartosza widoczne były na krawędziach zdemontowanych ścianek stemple producenta brzmiące "FEA-WERKE 1939". Stanowiły one nie tylko potwierdzenie naszej hipotezy o wybudowaniu w Gruszeczce leśnego kompleksu jeszcze w roku 1939 ale dały mi również impuls do zweryfikowania czym właściwie było to niemieckie przedsiębiorstwo FEA-WERKE. Po nitce do kłębka dotarłem do kolejnych, kluczowych dla historii tego dawnego obozu pracy informacji.

Opublikowane za zgodą Pana Bartosza Jakubowskiego fotografie jego autorstwa przedstawiające od lewej zbliżenie na krawędź ścianki zdemontowanej fińskiej celty z widocznym stemplem producenta "FEA-WERKE 1939". Kolejne zdjęcie przedstawia zdemontowaną fińską celtę w szerszym ujęciu.

Po niezbyt długiej kwerendzie jaką wykonałem zza monitora swojego komputera natrafiłem na wydawany cyklicznie magazyn pt. "Kronika Wielkopolski". W jednym z numerów ukazał się artykuł Pana Andrzeja Dorskiego traktujący o problematyce robót przymusowych w okupowanej Pile, w którym pisał m.in. o założonym tam jeszcze w dniu 28 września 1939 roku obozie pracy ulokowanym przy ul. Kossaka. Trafiali tam przede wszystkim stolarze, w tym również niejaki Jan Wesołowski z Bydgoszczy, któremu to Pan Dorski poświęca szczególną uwagę w swoim tekście wymieniając go z imienia i nazwiska. Tuż po przyjeździe na miejsce miał on wraz ze swoimi 10-oma kolegami wybudować pierwszy barak na ich własne potrzeby bytowe, w którym bardzo szybko zamieszkało w sumie aż 72 innych robotników. Przymusowe zatrudnienie otrzymali oni natomiast w znajdujących się nieopodal miejsca ich zakwaterowania zakładach drzewnych zajmujących się produkcją baraków oraz stolarki budowlanej noszących nazwę FEA-WERKE jakie powstały w miejscu innego, a przedwojennego Polskiego przedsiębiorstwa z branży drzewnej. Informacja ta jest bezcenna z dwóch powodów - przede wszystkim wiadomo skąd pochodziły te "koliste baraki" znajdujące się w obozie z Gruszeczki i można tu z całą pewnością stwierdzić, że miejscem ich produkcji był inny obóz pracy przymusowej tym razem zlokalizowany w Schneidemuhl (okupacyjna nazwa Wielkopolskiej Piły). Druga i ostatnia jednak nie mniej ważna kwestia - dzięki podanym dość dokładnym datom możemy przyjąć, że budynki wraz z barakami, które od października 1944 były wykorzystywane na potrzeby FAL Birnbäumel zostały wybudowane najpóźniej do końca pierwszej połowy października 1939 roku. Przyjąłem takie założenie z tego względu, że przede wszystkim zarówno na betonowej ścianie szamba jak i na zdemontowanej fińskiej celcie widnieje rok 1939. Idąc dalej tym tropem obóz pracy przymusowej w Schneidemuhl który koncentrował pracowników firmy FEA-WERKE założony został w dniu 28 września 1939. Przybyli na miejsce stolarze zanim rozpoczęli pracę w fabryce musieli najpierw wybudować swój barak - zajęło im to powiedzmy tydzień czasu dzięki czemu napóźniej już 5 października mogli rozpocząć realizację zamówień fabryki. Zakładam, że jednym z pierwszych realizowanym przez nich zleceń była budowa fińskich celt wysłanych do Birnbäumel właśnie dlatego, że prawdopodobnie wszystkie prace w betonie musiały być zakończone w granicach końca września ze względu na jesienną aurę nie sprzyjającą realizacji tego typu projektów. Następnie ze względu na porę roku wybudowany i wykończony kompleks musiał być ogrzewany choćby po to aby nie doszło do zamarzania wody w rurach a wykonywanie tego typu czynności w pustym obiekcie nie miałoby większego sensu dlatego celowym było jak najszybsze sprowadzenie na jego teren pierwszych lokatorów. Notabene: Ze względu na początkowy etap prowadzenia działań wojennych przez III Rzeszą oraz fakt, że Gruszeczka znana wtedy pod nazwą Birnbäumel znajdowała się na terenach rdzennie Niemieckich zakładam, że budowniczymi obiektów z pobliskiego jej lasu nie byli robotnicy przymusowi ani jeńcy wojenni tylko wykwalifikowania robotnicy kontraktowi chociażby z pobliskiego Milicza noszącego wtedy nazwę Militsch. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że plany oraz początek budowy tych obiektów musiał sięgać daleko przed 1 września 1939 dlatego wątpliwym jest aby uwzględniono w nich ewentualnych robotników przymusowych.

 
 Żołnierze Wermachtu podziwiający fińską celtę małego typu ze ścianami przyozdobionymi malunkami (archiwum autora).

O ile kwestia okresu, w którym można zamknąć powstanie leśnego kompleksu z Gruszeczki nie pozostawia już żadnych wątpliwości tak cały czas problematyczne jest pytanie kto był głównym zleceniodawcą jego budowy. Po odrzuceniu wszystkich najmniej prawdopodobnych opcji jeszcze w dniu 8 marca 2020 kiedy eksplorowaliśmy teren dawnego obozu pracy przymusowej wykrystalizowały się nam dwie najbardziej sensowne hipotezy. Pierwsza z nich i powiedzmy sobie szczerze mniej prawdopodobna dotyczyły zlecenia Wermachtu na budowę obiektu o przeznaczeniu na leśny obóz szkoleniowy dla żołnierzy z pobliskiego Milicza czy też obóz jeniecki. Uznałem ją za możliwą jednak mniej prawdopodobną dlatego, że niemieckie dokumenty na temat obiektów o charakterze wojskowym są regularnie badane przez pasjonatów tych zagadnień praktycznie z całego świata i jak do tej pory - a staram się być w tych sprawach na bieżąco - jeszcze nikt nie opublikował jakiejkolwiek informacji jakoby właśnie w Birnbäumel takowa placówka miała powstać. Druga, z mojego punktu widzenia bardziej prawdopodobna hipoteza dotyczy ulokowania w tym miejscu obozu wspomnianej już w tekście Służby Pracy Rzeszy - Reichsarbeitsdienst (w skrócie RAD). Wiadomo jest mi, że tego typu placówki powstawały na terenie Niemiec, a także po wrześniu 1939 również na terenie okupowanej Polski w miejscach gdzie III Rzesza potrzebowała rąk do pracy choć niekoniecznie robotników przymusowych. Jako przykłady takich placówek RAD może posłużyć chociażby Swarzędz, wspomniane Góry Sowie, a także Szczecinek, Legnica czy też leśne okolice Białogardu. 

Brygada robocza Reichsarbeitsdienst w 1940 roku, na podkoszulkach widoczne jest logo organizacji z widniejącą na nim łopatą oraz dwoma kłosami pszenicy (archiwum autora).

Formowanie takich brygad RAD miało kluczowe znaczenie nie tylko ze względu na możliwość organizowania dzięki nim młodych, silnych, zdrowych, a przede wszystkim odpowiednio zmotywowanych do pracy mężczyzn pochodzenia Niemieckiego ale również ze względu na paramilitarny charakter tej organizacji przysposabiającej jej członków do służby wojskowej. Biorąc pod uwagę powyższe jestem zdania, że zorganizowanie tego typu obozu w Gruszeczce byłoby sensowne chociażby ze względu na spełnienie warunku zapotrzebowania lokalnego przemysłu czy też rolnictwa w ludzi do pracy - okolice Milicza ze względu na swój specyficzny charakter mogłyby wymagać zwiększonej ilości pracowników w okresie przedpoborowym chociażby do prac leśnych, polowych czy też melioracyjnych, ktorzy mogliby uzupełnić lukę powstałą poprzez regularny pobór do Wermachtu. Warty przypomnienia jest również sam charakter obozu gdzie we względnie komfortowych aczkolwiek surowych warunkach mogli stacjonować młodzi ludzie pracujący na rzecz III Rzeszy - wyjaśniona by tu była również kwestia dużej ilości umywalni, z których po prostu musieliby korzystać po zakończonej ciężkiej pracy czy też czegoś o czym jeszcze nie wspomniałem czyli braku jakichkolwiek śladów po ogrodzeniu. Tak właśnie obóz pracy w Gruszeczce prawdopodobnie nie był ogrodzony lub jedynie posiadał jakąś jego doraźną formę bez charakterystycznych betonowych słupów powstałą w okolicach października 1944 roku. Dość istotną informacją wpisującą się w tę hipotezę jest również to, że na terenie Milicza znajdowała się główna placówka RAD na ten rejon o nazwie Arbeitsgruppe 116 (podaję za polska-org.pl), która mogła optować za powstaniem placówki terenowej w Birnbäumel. Niejako pewne potwierdzenie znajduję również w okresie poprzedzającym październik 1944 czyli datę utworzenia tam obozu pracy przymusowej. Ze względu na coraz większe straty na frontach w ówczesnych Niemczech zdecydowano się na rekrutowanie do armii lub oddziałów Volkssturm coraz to młodszych mężczyzn dlatego też dalsze funkcjonowanie Służby Pracy Rzeszy w takiej formie jak dotychczas nie miało już większego sensu, zapewne opuszczony lub nie wykorzystujący w pełni swoich możliwości kompleks należący do tej organizacji mógł być doskonałym miejscem do urządzenia w nim obozu pracy przymusowej i to nie tylko ze względu na świetną lokalizację czy też zaplecze ale również ze względu na znajdujące się w nim narzędzie wykorzystywane wcześniej choćby do prac polowych lub leśnych, które mogły posłużyć przy budowie linii ziemnych umocnień tajnej akcji Barthold.

Pierwotnie tekst ten miał zawierać również więcej informacji o samych rowach przeciwczołgowych jak i okopach jednak ze względu na dość obszerny materiał jaki tu przedstawiłem zdecydowałem się rozbić go na dwie części - pierwszą dotyczącą samego obozu oraz drugą skupiającą się już bezpośrednio na umocnieniach zbudowanych siłą kobiet z  FAL Birnbäumel. Druga część ukaże się jeszcze przed wielkanocą 2020.

środa, 25 marca 2020

Wandalizm w Riese

Miało być o tym co mnie podczas ostatniego wyjazdy zdenerwowało, nie będzie długo, aczkolwiek dość treściwie dlatego od razu przejdę do sedna sprawy. Jeśli chodzi o różnorakie przejawy wandalizmu obiektów z przeszłości możemy w ramach jego sklasyfikować kilka form jak chociażby zaśmiecenie obiektu (mamy z tym bardzo często do czynienia w lasach czy też sztolniach), celowe zniszczenie (chociażby w celu pozyskania elementów metalowych przeznaczonych do sprzedania na złomowisku), urządzenie w nim toalety (co jest najbardziej skandaliczne niektórzy turyści urządzili sobie toaletę przy parkingu pod Osówką w miejscu gdzie znajdował się dawny, niemiecki obóz pracy AL Sauferwasser - faktem jest jednak to, że nie robią tego świadomie gdyż nie ma tam jakiejkolwiek tablicy informującej iż jest to miejsce kaźni) czy też niszczenie obiektów za pomocą farby pozostawiającej w nich bzdurne napisy. Oczywiście wszystkie te formy są jak najbardziej naganne, nie powinny mieć miejsca, a ich sprawcy winni być w trybie natychmiastowym wyjaśniani - proszę tu jednak nie myśleć, że jestem zwolennikiem samosądów, jestem raczej zdanie, że powinno się tłumaczyć co zostało zrobione nie tak no i oczywiście edukować, edukować i jeszcze raz edukować. Dziś chciałbym przede wszystkim skupić się na tej ostatniej formie wandalizmu dotyczącej pozostawiania w obiektach współczesnych napisów wykonanych za pomocą farby. Być może zwrócenie uwagi na problem pozwoli na rozbudzenie wśród eksploratorów większej wrażliwości na temat tego co dzieje się w miejscach, które powinny być dla każdego z nas tak ważne i to nie tylko ze względu na tajemnice jakie niejednokrotnie się za nimi kryją ale również z tego powodu, że stały się one symbolem cierpienia wielu tysięcy osób... szczególnie jeśli chodzi o Riese.

Jedna z komór w tzw. schronie w Głuszycy, sztolni wykutej w skale nieopodal dawnego zakładu ZPB "Piast". Znajduje się w niej zwęglony i odwrócony zarazem krzyż a także porozrzucane kości (prawdopodobnie psa). Mam nadzieję, że poza samym aktem wandalizmu w postaci pozostawionych w nim na przestrzeni ostatnich 2 lat napisów wykonanych żółtą farbą nie doszło do czegoś gorszego w postaci zabicia zwierzęcia na potrzeby szczeniackich fanaberii związanych z "podwórkowym satanizmem". Stan na marzec 2020.

Oczywiście kwestia różnych napisów pozostawionych nawet w trudno dostępnych miejscach to temat rzeka, nawet powiem tutaj ironicznie - chyba każdy z nas marzył aby wejść głęboko pod ziemię aby napisać na przodku sztolni niecenzuralne słowo określające męski organ rozrodczy, "kocham Ewkę" lub cokolwiek innego jednak równie nieistotnego czy też niepotrzebnego dla tego miejsca. W tym przypadku chciałbym jednak skupić się na tym iż na terenie góry Soboń, a także na bardzo ważnym z mojego punktu widzenia zbiorniku wody w Grzmiącej pojawiły się napisy odnoszące się bezpośrednio do pewnej dość znanej dla tego rejonu osoby. Tą osobą jest oczywiście nie kto inny jak niesławny Dariusz Kwiecień określany nie raz jako osoba, która mówi prawdę tylko i wyłącznie wtedy gdy się pomyli. Daleki jestem od jego obrony, powiem nawet więcej, z większością rzeczy które mówi się nie zgadzam jednak należy mieć na uwadze (i podkreśla to również wiele osób będących właścicielami agroturystyk czy też "dzikich przewodników"), że miał niebagatelny wpływ na przyciągnięcie w te strony wielu ludzi napędzających lokalną gospodarkę opartą przede wszystkim na turystyce. Dlaczego postanowiłem właśnie skupić się na napisach atakujących Dariusza Kwietnia? Ano właśnie dla tego, że jestem przekonany iż osoby je wykonujące musiały mieć większą wiedzę niż przeciętny nastolatek piszący na ścianach sztolni czy też budynku różnego rodzaju wulgaryzmu i miały świadomość co robią. A robią niestety coś bardzo niewłaściwego bo chcąc dopiec osobie której nie lubią, nie zgadzają się z nią tudzież uważając ją za osobistego wroga jednocześnie zniszczyli w ten sposób aż 3 znane mi obiekty wykonane podczas ostatniej wojny światowej rękami osób zniewolonych w niemieckich obozach pracy przymusowej. Obiekty te jak już wspomniałem są nie tylko ciekawymi konstrukcjami inżynieryjnymi, mają w sobie jakieś swoje tajemnicy opierające się na tym, że nawet dziś trudno jest ułożyć całą tę infrastrukturę naziemną w jedną spójną całość ale pozostają również pomnikiem cierpienia oraz śmierci ich budowniczych. Twierdzenia takie jak "Kwiecień łże", "Kwiecień kłamca", a także "jeste hcybrydą" (co odnosi się do charakterystycznej maniery językowej D.K. kiedy to ucina literę M w słowie "jestem") oraz "wilkołaki żyją Dariusz Kwiecień!" pojawiły się kolejno w następujących obiektach: dużej, betonowej konstrukcji nieznanego przeznaczenia na Soboniu nazywanej przez D.K. jako "laboratorium"; dużej przepompowni wody na Soboniu; jak również w zbiorniku wody na wzgórzu nr 139 w Grzmiącej.  Dodam jeszcze, że wandale nie zapomnieli o umazaniu żółtą farbą w sprayu kamienia przy rzekomej zawalonej sztolni pod Soboniem gdzie napisano taką mądrość jak "Kwiecień łże" oraz na drzewie przy sztolni Sobonia o treści "Dariusz jeste".

Opisane uprzednio akty wandalizmu w Górach Sowich (zdjęcia w kolejności od góry z lewej o numerach 1 i 2 pochodzą z lutego 2020, zdjęcia 3 i 4 z sierpnia 2018 oraz 5 i 6 ponownie z lutego 2020).

Muszę jednak rozwinąć tutaj jeszcze to co wspomniałem w poprzednim wpisie dotyczącym "spraw technicznych", że mimo wszystko napisy te pomimo całego obrzydzenia jakim napawa mnie taki świadomy wandalizm wycisnęły na moich ustach kilka uśmiechów. Ich autor tudzież autorzy wykazali się nie lada pomysłowością umiejscawiając je w miejscach, o których D.K. niejednokrotnie opowiadał, a zapewne przyciągających wielu jego zwolenników. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj jednak napis "Dariusz jeste" umiejscowiony na drzewie przy sztolni Sobonia od jego wewnętrznej strony, a widoczny w sytuacji kiedy z owej sztolni się wychodzi. Miny osób widzących napis, a wiedzących o co chodzi - bezcenne. Osobiście uważam jednak, że sama walka z teoriami D.K. jest jednak bezcelowa gdyż chyba nikt nie walczy z opowieściami o Świętym Mikołaju czy też Zajączku Wielkanocnym - po prostu lepiej zbywać je milczeniem, uśmiechem, czy też potakiwaniem w sytuacji gdy ze zwolennikiem tych teorii się spotkamy. Wszelkiego rodzaju poświęcanie im energii uznaję za bezcelowe bo nie dość, że nie ma sensu przekonywać do czegoś innego już przekonanych do nich osób, a ponadto są to opowieści nie mające jakiegokolwiek innego potwierdzenia niż u samego Dariusza. Zresztą wspomnienie słowa kwiecień bynajmniej nie w odniesieniu do jednego z miesięcy w roku powoduje u każdej osoby świadomej wiadomą reakcję. Szczególnie naganną uważam jak już tutaj wspomniałem walkę z tą osobą za pomocą wykonywania napisów na ścianach budynków, skałach tudzież drzewach - nie dość, że jest to raczej nieelegancka forma ataku to jeszcze jest to świadomy wandalizm. Jeśli już koniecznie chcecie to robić lepiej wykonajcie jakieś solidne opracowanie teorii osoby, do której napisy te się odnoszą przy jednoczesnym skonfrontowaniem ich z faktami - przyniesie to więcej pożytku, a i nikt nie nazwie określi Was jako wandal. Jeśli macie jednak więcej energii twórczej zalegającej w Was to zachęcam to zabawy jaką zamieszczę na poniższym zdjęciu.

Wykonane w śniegu rękami Marcina podczas ostatniej eksploracji Sobonia w lutym 2020 dzieło noszące nazwę "czaszka hybrydy". Pozostawione przy szlaku do roztopienia.

Skoro już w tekście pojawiło się to słynne imię i nazwisko brzmiące Dariusz Kwiecień to pewnie wielu czytelników chciałoby wiedzieć jaki jest mój stosunek do jego osoby. Powiem tak - nie znam człowieka za bardzo, miałem okazję spotkać się z nim tylko raz i generalnie wywołał we mnie mieszane choć raczej pozytywne uczucia jako człowiek. Natomiast co do jego teorii to absolutnie się z nimi nie zgadzam choć wiem, że ma wielu zwolenników - ot jak każdy "internetowy guru" będącym ekspertem od każdego tematu pomimo tego, że nie do końca się na nim zna. Wspomnę tutaj chociażby o takich kwiatkach jakoby według D.K. Himmler miał nosić na głowie znaleziony pod Wielką Sową hełm wikinga z rogami twierdząc, że jest wcieleniem Króla Lwa (sic!) czy też ostatnie jego opowieści na temat koronawirusa, która na szczęście zdążył już usunąć z internetu. W dobie internetu, w której żyjemy wielu ludzi potrzebuje takich łatwych w odbiorze i wszędzie dostępnych "duchowych przewodników" do których D.K. bez wątpienia się zalicza. Oczywiście nie twierdzę, że jego opowieści są złe bo jestem wręcz przekonany, że świetnie by się ich słuchało wieczorową porą, przy ognisku na zakończenie pełnego eksploracyjnych przygód dnia. Sam się zresztą dziwię, że człowiek ten nigdy nie wykorzystał swych gawędziarskich zdolności i samodzielnie czy też z cudzą pomocą nie przelał ich na papier. Mogłaby z tego powstać całkiem niezła powieść. Podsumowując, chciałbym zaapelować do wszystkich przeciwników jak również i zwolenników D.K. którzy chcieliby napisać na ścianie "Kwiecień królem" lub coś podobnego - nie róbcie tego. Nie niszczcie obiektów w Górach Sowich na potrzeby przedstawienie Waszych antypatii tudzież sympatii dla jego osoby. Rozumiem, że takowe mogą się pojawiać jednak do jakiejś tam wojenki plemiennej pomiędzy dwoma obozami nie wykorzystujcie środowiska w jakim poruszamy się my Wszyscy - poszukiwacze, eksploratorzy i te wszystkie inne pozytywne świry od lat penetrujący kompleks Riese. Wystarczy już, że borykamy się z masą innych problemów jakie dotykają te góry, kolejna forma wandalizmu nie jest nam do niczego potrzebne.

wtorek, 24 marca 2020

Sprawy techniczne - marzec 2020

Tak jak wspomniałem w poprzednim wpisie traktującym o linii niemieckich umocnień OKH Stellung B-2 pomiędzy Sieradzem, a Miłkowicami chciałbym poruszyć w dzisiejszym tekście kilka spraw związanych z tym o czym będą następne wpisy, a także wykonać małe podsumowanie tego co już udało się zrobić 2020 roku. Niestety czasu coraz mniej, a zaplanowałem wstępnie, że do świąt Wielkiej Nocy pojawią się tutaj przynajmniej dwa wpisy, niestety czasu jest już bardzo mało dlatego trzeba się solidnie brać do pracy aby się ze wszystkim wyrobić. Przede wszystkim chciałbym aby pierwszy tekst dotyczył Milicza oraz tego co udało się tam nam dokonać (używam formy mnogiej ponieważ nie byłem tam sam) oraz odkryć, a myślę, że jest to na tyle ciekawe, że będzie tutaj ukoronowaniem naszej wielogodzinnej pracy w terenie. Nawet teraz jest mi dość trudno o tym pisać aby jeszcze na tę chwilę utrzymać język za zębami dlatego pozwolę sobie zmienić temat i napisać kilka słów o kolejnym tekście, który ukaże się prawdopodobnie w Wielki Piątek lub w Wielką Sobotę. Ze względu na fakt, że w okresie Bożego Narodzenia pojawiła się tutaj kontynuacja mojego cyklu "Wewelsburg - Nazistowski Watykan" tak i tym razem kontynuując tę tradycję chciałbym opublikować tutaj już V część tej serii. Niejakim impulsem do tego jest pozyskanie przeze mnie w pierwszej połowie stycznia 2020 roku bardzo ciekawej publikacji będącej tłumaczeniem na język angielski książki autorstwa SS-Obergruppenführera Fritza Weitzela pt. "Die Gestaltung der Feste im Jahres- und Lebenslauf in der SS-Familie" co można przetłumaczyć jako "Świętowanie w Rodzinach SS". Warto tutaj wspomnieć, że książka ta została wydane oryginalnie w 1939 roku i zawierała opisy wraz z poglądowymi fotografiami jak powinny wyglądać obrzędy podczas wszelakich świąt w rodzinach SS, w tym również Bożego Narodzenia. Notabene zastanawiam się nad tym aby wrócić do tematu przy okazji Gwiazdki 2020 gdyż mój ostatni tekst na temat tych świąt mógłby zostać uzupełniony o jeszcze kilka innych znajdujących się tam informacji. Wracając do tematu to właśnie w oparciu o tę publikację chciałbym przyjrzeć się obrządkowi pogrzebowemu w SS i stworzyć na ten temat tekst jaki ukazałby się w okolicach Wielkanocy - myślę, że także i te tradycje są niezmiernie ciekawe jak i kwestie związane ze ślubami czy też Bożym Narodzeniem.

Przetłumaczona na język angielski, a znajdująca się w mojej biblioteczce publikacja autorstwa Fritza Weitzela nosząca w oryginale tytuł "Die Gestaltung der Feste im Jahres- und Lebenslauf in der SS-Familie".

Wartym opisania wydaje się również fakt w jaki sposób wszedłem w jej posiadanie gdyż tak się składa, że posiadam oryginał jednak niestety w formie skanu natomiast język wykorzystany do jej napisania jest na tyle trudny, że nawet jej amatorskie przetłumaczenie przeze mnie byłoby wręcz niemożliwe. Przypadkiem jednak w trakcie poszukiwania oryginału w języku niemieckim trafiłem na internetową księgarnię przeznaczoną przede wszystkim dla amerykańskich neonazistów i białych supremacjonistów odwołujących się wprost do tradycji III Rzeszy. Pomimo wewnętrznych oporów związanych z tym aby nie wspierać tego typu środowisk zdecydowałem się jednak na zakup tej publikacji w ramach własnych badań nad mistycyzmem III Rzeszy. Niestety tak to czasem bywa, że gdy grzebie się w g*** trudno jest sobie nie ubrudzić rąk. Pomijając moje wątpliwości natury moralnej mogę jednak śmiało stwierdzić, że książka te jest doskonałą, wydaną współcześnie publikacją stanowiącą dosłowne przetłumaczenie oryginału bez jakichkolwiek uwag czy też dopisków tłumacza. Pomimo tego, że nie zgadzam się z pobudkami jakimi zapewne kierował się jej współczesny wydawca decydując się o druku książki to muszę tutaj docenić wkład włożony w jej wydanie i to nie tylko od samej strony językowej ale również ze względu na zachowanie wszystkich zdjęć tak jak w oryginale.

Okładka oraz spis treści pochodzące ze skanu oryginalnej publikacji Fritza Weitzela
"Die Gestaltung der Feste im Jahres- und Lebenslauf in der SS-Familie" (archiwum autora).

Pozwolę sobie przejść teraz do tego co już w tym roku udało się zrobić w ramach działalności eksploracyjno-poszukiwawczej jednak niestety nie napiszę w tym momencie co jeszcze planuję na ten rok bo jak zapewne wszyscy czytający to wiecie mamy stan podwyższonego ryzyka w związku z epidemią koronawirusa. Uspokajam jednak - nie pójdę wzorem innego znanego "badacza" czy też raczej gawędziarza zagadnień związanych z III Rzeszą, którego działalność ogranicza się głównie do YouTube i nie będę bredził na temat spraw związanych z tą epidemią czy też innym "Wielkim Otwarciem Wrót"... nie mniej jestem jednak dość poirytowany faktem, że zaplanowany na początek kwietnia wyjazd w Riese prawdopodobnie spali na panewce. No nic, już bez owijania w bawełnę przyjrzyjmy się temu co zostało zrobione w dość wyrywkowej formie z uwzględnieniem dokumentacji fotograficznej.


Styczeń 2020
1) Wyprawa na Warmię podczas której dotarliśmy do wsi Markowo gdzie przyjrzeliśmy się tzw. pseudomegalitycznemu cmentarzowi niemieckiej rodziny Dohnów zbierając również materiały do jednego z zaplanowanych tutaj wpisów. Korzystając z okazji dotarliśmy również w okolice jak i do samego Braniewa aby dla mnie już po raz trzeci przyjrzeć się cmentarzowi żołnierzy Armii Czerwonej oraz granicy z Rosją. Ze względu na to, że podobno odbiorcy treści zamieszczonych w internecie bardzo lubią gdy podaje się więcej szczegółów na temat spraw bardziej prywatnych to dodam jeszcze, że w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się we Fromborku na obiad oraz po to aby zwiedzić jedno z najbardziej fascynujących muzeów związanych z medycyną. Jeśli będziecie w okolicy to koniecznie tam zajrzyjcie. 

Od góry z lewej: widok ogólny na tzw. pseudomegalityczny cmentarz Dohnów, widok ogólny na cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej w Braniewie, Polska granica z Rosją oraz jeden z eksponatów znajdujących się w zbiorach muzeum medycyny we Fromborku.

2) Przypadkowy i nie zaplanowany powrót po niecałym miesiącu na terenie niemieckiej linii obrony OKH Stellung B-2 w Miłkowicach. W zasadzie nie można tutaj napisać nic więcej, ot zwykła penetracja pozostałych obiektów oraz przeczesanie okolicznych trzcin czy nie znajdował się tam czasem jakiś do tej pory nieznany obiekt.

Ze względu na to, że przyjazd do tego miejsca był naprawdę bardzo przypadkowy nie zabrałem ze sobą swojego Nikkona, a zdjęcia wykonałem za pomocą telefonu. Nie wyszły najgorzej dlatego zdecydowałem się na ich zamieszczenie. Dla przypomnienia gdyż już w poprzednim wpisie dość dokładnie przyjrzeliśmy się tym obiektom to na pierwszym zdjęciu od lewej widzimy zniszczony bunkier typu Ringstand 58c oraz widok ogólny na skrywane przez znaczną część roku pod wodą pozostałości po znajdujących się tutaj budynkach zniszczonych na potrzebę budowy zalewu Jeziorsko.


Luty 2020
1) Z początkiem lutego zdecydowaliśmy się udać do miejsca dość dobrze znanego czytelnikom tego bloga, a znajdującej się nieopodal Ostrowa Wielkopolskiego poniemieckiej bazy paliwowej oraz stacji naprawczej pojazdów, której niewielkie pozostałości znajdują się tam do dzisiejszego dnia. Był to dość specyficzny wyjazd gdyż postanowiliśmy, że spróbujemy swych sił w nagrywaniu filmów. Jak na całkowity brak planu oraz scenariusza nie wyszło to najgorzej jednak jak do tej pory zapis filmowy nie został jeszcze zmontowany. Być może ze względu na wolny czas jaki obecnie mam gdyż ze względu na stan epidemii koronawirusa jestem w domu znajdę chwilę aby się nim zająć i opublikować materiał. Podczas tego wyjazdu skupiliśmy się na następujących miejscach: schronie przeciwlotniczym, kanałach naprawczych, linii kolejowej, okopach, strzelnicy oraz tzw. podziemiach Ostrowa Wielkopolskiego.

Od góry z lewej: kanały naprawcze, relikty okopów, schron przeciwlotniczy, kulochwyt strzelnicy, Marcin i Filip podczas wchodzenia do podziemi Ostrowa Wielkopolskiego będącymi biegnącym pod miastem kanałem wodnym oraz ciekawostka - znajdujący się w Ostrowie Wielkopolskim parowóz Ty45-94 budowany po wojnie w poznańskich zakładach H. Cegielskiego.

2) Wyjazd do Kalisza był ukierunkowany przede wszystkim na weryfikację stanu zachowania schronów na terenie dawnych zakładów Wesserflug korzystając jednak z okazji udaliśmy się również do ciekawego i unikatowego w skali kraju carskiego bunkru ulokowanego przy linii kolejowej prowadzącej do Ostrowa Wielkopolskiego. Warto tutaj nadmienić, że Ostrów Wielkopolski znajdował się w zaborze Rosyjskim, natomiast oddalony od niego o około 20 kilometrów Kalisz znajdował się już w zaborze Rosyjskim. Stan obiektów oceniam jako bardzo dobry, od ostatniego pobytu w tym miejscu nie pojawiły się żadne bazgroły na ścianach ani też jakieś znaczne ilości śmieci.

Od góry z lewej: wejście do jednego ze schronów na terenie dawnych zakładów Wesserflug oraz jego wnętrze, pochodzący z czasów carskich ceglany schron przy linii kolejowej oraz zachowany w nim numer pochodzący z powojennej inwentaryzacji przeprowadzonej przez LWP.

3) Luty podobnie zresztą jak i marzec był dość intensywnym miesiącem jeśli chodzi o eksploracje ponieważ wraz z jego końcem dotarliśmy również do Riese. Ze względu na to, że eksploracja Gór Sowich odbyła się również częściowo w marcu to kilka tematów z niego zostanie przedstawionych w zestawieniu z kolejnego miesiąca. Jeśli jednak chodzi o luty to udało nam się przeprowadzić weryfikację stanu sztolni w Dziale Jawornickim oraz sprawdzenie jednego obiecującego tematu z nim związanego, odbyliśmy krótką nocą wyprawę pod Soboń, przeprowadziliśmy eksplorację sztolni Rycerskiej, weryfikację terenową naziemnych obiektów Sobonia (i tutaj stało się coś co mnie strasznie zdenerwowało dlatego poświęcę temu osobny wpis), a także dotarliśmy również czysto rekreacyjnie na teren cmentarza Armii Czerwonej w Wałbrzychu aby sprawdzić daty śmierci pochowanych tam żołnierzy - polecam zrobić to każdemu, niektóre z nich wydają się być bardzo interesujące.

 Od góry z lewej: sztolnia Jawornika w okolicy zawału, autor bloga podczas wychodzenia ze sztolnia Jawornika, okolice Sobonia nocną porą, sztolnia Rycerska, pomnik przed cmentarzem żołnierzy Armii Czerwonej, panorama Głuszycy w drodze na Soboń, przepompownia na Soboniu oraz konstrukcja nieznanego przeznaczenia na Soboniu.


Marzec 2020
1) Kontynuacja wyjazdu eksploracyjnego na teren Riese, w tym dniu skupiliśmy się na weryfikacji stanu schronu przeciwlotniczego w Głuszycy, spotkaniu z właścicielem terenu powyżej sztolni IG Farben w Wałbrzychu oraz rozmowie na temat ewentualnej możliwości jego eksploracji w tym również eksploracja samych sztolni. Na zakończenie wyjazdu zjedliśmy obiad w terenie pod "muchołapkami" w wałbrzyskiej dzielnicy Gaj oraz oceniliśmy ich okolicę pod kątem eksploracyjnym, który zapowiada się całkiem obiecująco. 

Od góry z lewej: komin dawnych zakładów ZPB "Piast" w Głuszycy, dawny schron przeciwlotniczy w Głuszycy, wejście do jednej ze sztolni IG Farben oraz sama sztolnia, "muchłopaka" w wałbrzyskiej dzielnicy Gaj jak i jej najbliższa okolica z interesującym i dość długim tunelem.

2) Marzec to miesiąc zdecydowanie nastawiony na Dolny Śląsk, choć wyprawa w Riese była tylko jedna to kolejne dwie skierowane były również w ten rejon Polski. Obydwie związane były głównie z Miliczem ale przy okaji dotarliśmy również do innych miejscowości. Pierwsza wyprawa do miasta będącego Polską stolicą karpia prawdę mówiąc była wyjazdem kilka kilometrów dalej jednak korzystaliśmy z Milicza jako bazy żywieniowej. Naszym głównym celem był dawny, żeński obóz pracy we wsi Gruszeczka będący filią obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Co dokładnie tam robiliśmy oraz przede wszystkim odkryliśmy przedstawię w kolejnym wpisie. Przy okazji zatrzymaliśmy się również przy mauzoleum Hochbergów jednak musieliśmy obejść się smakiem i obejrzeć go z zewnątrz gdyż było zamknięte.

Od lewej: fundamenty budynku znajdującego się na terenie dawnego, niemieckiego obozu pracy przymusowej w Gruszeczce oraz mauzoleum Hochbergów we wsi Wąbnice.

3) Po raz kolejny głównym celem naszego wyjazdu był Milicz, a dokładniej ziemne umocnienia w postaci rowów przeciwczołgowych jak i kilku okopów wchodzących w skład tzw. linii Bartholda - umocnień mających na celu opóźnienie nacierającej armii Związku Sowieckiego na Wrocław. Udało się nam przejść praktycznie całość tych umocnień, których długość wyniosła około 8 kilometrów. Doszło także do kolejnego bardzo ciekawego odkrycia o czym również będzie w kolejnym tekście. Niejako przy okazji w drodze powrotnej zdecydowaliśmy się na odwiedzenie częściowo opuszczonego cmentarza ewangelickiego, lodowni w Cieszkowie jak i niesamowicie atrakcyjnego miejsca jakim są opuszczone wodociągi w Krotoszynie, które wybudowane zostały prawdopodobnie w okresie zaborów.

Od góry z lewej: fragment rowu przeciwczołgowego oraz okop na jakie trafiliśmy w milickim Lesie, Marcin w trakcie podnoszenia warstwy ziemi porośniętej trawą w odkrytym miejscu, nagrobek z cmentarza ewangelickiego, wejście do lodowni w Cieszkowie (niestety ze względu na to, że był to weekend wejście do środka nie było możliwe - pracownicy Lasów Państwowych posiadający klucze do budynku w te dni nie pracują), podziemny zbiornik wody w krotoszyńskich, opuszczonych wodociągach.

Niestety ze względu na coraz większe obostrzenia wynikające z zagrożenia epidemiologicznego związanego z koronawirusem przedstawiony powyżej wyjazd był już ostatnim na bliżej nie określony okres czasu. Być może w wolnej chwili podjadę do jakiegoś bardziej interesującego mnie miejsca znajdującego się w mojej najbliższej okolicy ale na tę chwilę nie mam jeszcze jakichkolwiek planów. Wydaje mi się, że tego typu zestawienie stanowiące raport z naszej działalności eksploracyjnej to całkiem dobry pomysł i być może będę do niego jeszcze wracać - raz na kwartał lub być może raz na dwa miesiące, muszę to jeszcze przemyśleć. Zastanawia mnie również forma takiego "raportu", tzn. czy skupiać się w nim tylko i wyłącznie na aktualnych kwestiach eksploracji w terenie czy też zamieszczać informacje na temat jakichś ciekawych odkryć w dokumentach, w których informacje są na tyle znikome, że na ich podstawie nie będzie można stworzyć osobnego i pełnego tekstu. Prawdopodobnie jutro pojawi się tutaj tekst o tym co mnie tak zirytowało na Soboniu, prawdę mówiąc również trochę rozśmieszyło ale był to jednak śmiech przez zaciśnięte zęby. Poniżej przesyłam jeszcze małego GIF-a z ostatniego wyazdu do Milicza pokazujacego co najlepiej smakuje w terenie i tym samym kończę przesyłając pozdrowienia dla czytelników.