środa, 23 października 2019

Grzmiąca - małe kroki

Temat Grzmiącej poruszałem na tym blogu już dwukrotnie, pisałem o nim w kontekście tuneli kolejowych gdy rozważałem możliwości produkcji broni "V" w "Riese" o czym można przeczytać TUTAJ oraz kiedy w dość enigmatycznym tonie opisywałem wątek znajdującego się tam zbiornika wody na wzgórzu nr 139 (o czym natomiast przeczytasz w TYM miejscu). Do sprawy tej niezwykle interesującej miejscowości znajdującej się jakoby na uboczu "Olbrzyma" bo leżącej u stóp Gór Wałbrzyskich wracać będę jeszcze niejednokrotnie gdyż niejednokrotnie powracam do niej próbując zgłębić jej tajemnicę związaną z ciekawym ukształtowaniem terenu noszącym charakter prowadzenia tam prac ziemnych, przynajmniej jednym pewnym miejscem wyglądającym na zawaloną sztolnię, zbiornikiem wody znajdującym się jakby w zupełnie nieistotnym dla okolicy wzgórzu nr 139, tunelami kolejowymi czy też prawdopodobnym miejscem ulokowania obozu pracy na zboczu Sajdaka. Nie mniej ciekawa pozostaje również studnia z betonową obudową jaką można znaleźć trochę poniżej wspomnianego wzgórza ze zbiornikiem wody, a także szereg innych lokacji na jakie możemy trafić poruszając się w kierunku Rybnicy lub też w okolicach Piekielnego Gruntu. Próbując zgłębić to wszystko można odnieść wrażenie, że tak naprawdę stoimy w miejscu jednak gdy przypatrzymy się bliżej to tak nie jest, posuwamy się bardzo powoli do przodu jednak stawiamy bardzo małe kroki bo - używając tutaj metafory - grunt choć na pierwszy rzut oka wydaje się stabilny to tak naprawdę jest to tylko złudzenie gdyż w rzeczywistości jest bardzo zwodniczy i czasem potrafi wciągnąć jak bagno. Za jeden z takich przykładów świadczących o zwodniczości okolicy może posłużyć nasz wyjazd w listopadzie 2018 roku kiedy poświęciliśmy cały dzień na poszukiwania terenowe drugieg zbiornika wody znajdującego się w Grzmiącej jednak powyżej Piekielnego Gruntu. Pomimo olbrzymiego wręcz zmęczenia spowodowanego bardzo stromymi zboczami oraz nieprzerwanymi poszukiwaniami nie udało nam się na niego natrafić... no cóż, czasem tak bywa. Czasem jednak bywa również inaczej czego przykładem jest nasz wyjazd poszukiwawczy z września tego roku kiedy udało się przeprowadzić niewielką weryfikację terenową, która jednak pozwoliła na sprawdzenie kolejnego wątku związanego z Grzmiącą, a nam jako poszukiwaczom rozpaliła kolejną iskierkę nadziei na to, że nie wszystko jest tak oczywiste i łatwe do wyjaśnienia jak chcieliby niektórzy ludzie związani z "Riese".

 
Widoczny w oddali komin, powstałej jeszcze w XIX wieku fabryki przemysłu drzewnego jaka znajduje się do dzisiejszego dnia na terenie Grzmiącej (choć obecnie już nie funkcjonującej) widziany z perspektywy uregulowanego w tym miejscu koryta rzeki Rybnej. Stan na wrzesień 2019. 

Oczywiście zaraz mogą spaść na mnie gromy w związku z tym, że sugeruję iż "Riese" to nie tylko Góry Sowie ale również ta część Gór Wałbrzyskich gdzie znajduje się grzmiąca ale właśnie moim zdaniem tak jest - nazwa "Olbrzym" musiała w końcu do czegoś zobowiązywać. Być może się mylę dlatego nie traktuję tego jako prawdę objawioną tylko raczej jako moją teorię, którą w jakiś sposób wraz z moimi przyjaciółmi, z którymi wybieram się w te rejony staram się jakoś udowodnić składając w całość tę układankę no i właśnie tym razem - we wrześniu 2019 - udało nam się jeden puzel włożyć we właściwe miejsce. Nie jest tajemnicą, że poszukiwania związane z "Riese" należy z reguły rozpoczynać od wody - ten życiodajny składnik ma również olbrzymie znaczenie dla prac budowlanych czy też produkcyjnych jeśli założymy, że takowe się rozpoczęły dlatego właśnie obecność zbiornika wody na wzgórzu nr 139 jest dla mnie tak ekscytująca. Niestety jak do tej pory nie udało się określić w jakim kierunku mogły biec widoczne w znajdujących się tuż przy nim studzienkach rewizyjne rury dlatego temat ten intryguje. Pewnym jest, że zbiornik ten nie zasilał zakładów znanych obecnie pod nazwą "Nortech" jakie znajdują się poniżej jego od strony Głuszycy przy ul. Sienkiewicza. Jak można wywnioskować z penetracji terenowej jego okolic był on bardzo dobrze zasilany przez wodę gruntową o czym świadczy obecność przynajmniej 5 znanych mi studzienek w pobliżu niego, a także to, że nie ma przy nim żadnych namacalnych śladów po znajdującej się tam przed laty instalacji rur pozwalających na łączenie tych miejsc ze sobą. Co ciekawe wysnułem tutaj jednak pewne przypuszczenie, że ulokowanie właśnie na wzgórzu nr 139 zbiornika wody w mówiąc wprost bardzo bliskiej odległości od tego zakładu mogło być jakąś formą "zmylenia przeciwnika" bo po prostu jest to aż nazbyt oczywiste. Nie zmienia to jednak faktu, że zakład ten będący przed wojną przędzalnią wchodzącą w skład walimskiego przedsiębiorstwa "Hartmann und Wiesen" w okolicy 1943 stał się miejscem gdzie ulokowano więźniarki pracujące na rzecz III Rzeszy, a sama fabryka została zaadaptowana na potrzeby firmy Krupp. Co ciekawe w jego najbliższej okolicy powstały również istniejące do dziś baraki wykorzystywane już jako budynki mieszkalne, której jednak powstały jako rewir dla AL "Riese".

Dawna przędzalnia zakładów "Hartmann und Wiesen" (obecnie "Nortech") znajdująca się w Głuszycy przy ul. Sienkiewicza widziana ze zbocza za zakładem nieopodal wzgórza nr 139. Stan na wrzesień 2019. 

O ile kwestia dawnych zakładów "Hartmann und Wiesen" i zbiornika wody na wzgórzu nr 139 była dla mnie od zawsze jasna to gdy wyciągana była sprawa ewentualnego zasilania w wodę ze zbiornika dawnych zakładów przemysłu drzewnego w Głuszycy zaczynałem mieć wątpliwości. Z jednej strony zakład mógł do woli korzystać z wody jaką dostarczała rzeka Rybna przy której został zbudowany, a z drugiej kierunek studzienek rewizyjnych przy zbiorniku mógł wskazywać na to, że powstał on właśnie na potrzeby fabryki Glasserów - przedwojennych właścicieli obiektu w Grzmiącej. Nie zmienia to jednak faktu tego, że zbiornik ten powstał pomiędzy 1943, a 1945 i opieram się tutaj na ustaleniach Romualda Owczarka, które zamieścił w swej książce "Zagłada Riese" gdzie przytacza Niemieckie dokumenty świadczące o prowadzeniu bliżej nieokreślonych prac w Grzmiącej wykonywanych przez Organizację Todt w ostatnich dniach bytności Niemców na tych ziemiach, które łączę właśnie z tą niezwykle tajemniczą konstrukcją. Nie pozostało nic innego jak tylko zweryfikować tę sprawę w terenie czym zajęliśmy się właśnie podczas ostatniego wyjazdu poszukiwawczego we wrześniu. Ze względu na to, że niemożliwym jest ustalenie kierunku w jakim ustawione są rury w studzienkach rewizyjnych ze względu na ich całkowite zanieczyszczenie należało sprawdzić czy istnieje jakiś ślad po doprowadzeniu systemu rur do zakładu w Grzmiącej, w tym celu zdecydowaliśmy się na eksplorację kanału wodnego biegnącego pod fabryką, a także częściowego zbadania koryta rzeki Rybna pomiędzy Głuszycą, a Grzmiącą. Według naszych ustaleń to jedyne miejsce gdzie mogłyby się zachować jakiekolwiek ślady świadczące o połączeniu zbiornika wody z fabryką ponieważ nie ma możliwości aby na powierzchni biegł rurociąg ponieważ nie był on widoczny na zdjęciu lotniczym ze stycznia 1945, a ponadto nie zachowały się w terenie jakiekolwiek ślady mogące świadczyć o jego obecności.

Zakład w Grzmiącej widziany na zdjęciu lotniczym wykonanym po 1945 roku (archiwum autora).

Penetrację tunelu wodnego rozpoczęliśmy od strony torów kolejowych wychodząc dalej po drugiej stronie zakładu gdzie przeszliśmy następne kilkadziesiąt metrów w kierunku Głuszycy pozostając cały czas w korycie rzeki Rybna. Poza samymi ciekawymi walorami eksploracyjnymi, które niesie ze sobą tunel nie stwierdziliśmy jakichkolwiek śladów po obecności rur mogących świadczyć o poprowadzeniu w tym miejscu instalacji związanej ze zbiornikiem wody na wzgórzu nr 139 ale po kolei... Główny tunel na całej długości ma wysokość około 2 metrów (poza krótkim odcinkiem przy jego wylocie w kierunku Głuszycy jednak wysokość jest na tyle duża, że nie trzeba się jakoś specjalnie męczyć), szerokości około 5 metrów. Dno wyłożone jest kamieniami połączonymi za pomocą zaprawy murarskiej. W sklepieniu znajdują się otwory po studzienkach rewizyjnych, które musiały być wykorzystywane w okresie świetności funkcjonowanie zakładu, a będące dziś całkowicie niedrożne gdyż zostały zabite deskami. W poprzednim fragmencie wyraziłem się jednak nie dość precyzyjnie stwierdzając, że w tunelu nie ma żadnych rur - takowe w rzeczywistości się tam znajdują jednak są to typowe otwory drenażowe wykończone właśnie rurami jednak ich przeznaczenie było zgoła inne od tego związanego z zaopatrywaniem zakładu w wodę. Natrafiliśmy również na kilka rur u sklepienia tunelu, jednak oceniałbym je raczej jako ciepłownicze lub też kanalizacyjne. Uprzednio użyłem również określenia "główny tunel" i nie był to przypadek gdyż przy jego wylocie od strony Głuszycy znajduje się jeden, wąski korytarz boczny chwilami przypominający ten jaki biegnie pod Ludwikowicami Kłodzkimi, którego ujście znajdowało się na terenie zakładu jednak penetracja w całości nie była możliwa ze względu na jego celowe czy też naturalne zawalenie.

Dawne zakłady Spulenfabrik Arthur Gläser w Grzmiącej pod którymi biegnie opisywany tunel wodny - jedno z hipotetycznych miejsc, które mogło być zwiazane ze zbiornikiem wody na wzgórzu nr 139. Stan na wrzesień 2019.
 
W tunelu tym zachowało się również w dość nieciekawym stanie pomieszczenie boczne o nieznanym dziś przeznaczeniu, do którego można do dzisiejszego dnia wejść nie było to jednak jedyne tego typu miejsce. Na całej długości znajdowało się tam przynajmniej kilka wejść, które dziś są już niedostępne ze względu na ich zamurowanie. Po zakończeniu penetracji głównego tunelu wraz z jego boczną, mniejszą odnogą przystąpiliśmy do penetracji uregulowanego za pomocą wybetonowanego i obłożonego kamieniami rowu z licznymi różnicami w poziomie wysokości koryta rzeki Rybna w kierunku Głuszycy. Tutaj również nie natrafiliśmy na jakiekolwiek związki ze zbiornikiem wody. Byłoby to zresztą absurdalne no bo w jakim celu woda ze zbiornika na wzgórzu służącego również jako wieża ciśnień miałaby być spuszczana do koryta rzeki, można to również odnieść do spuszczania jej prosto do tunelu pod fabryką  co można skwitować w dwóch słowach - bez sensu. Trafiliśmy tam jednak na jedną stalową rurę o przekroju i łączeniach identycznych wręcz z tymi jakie były wykorzystywane choćby w małej przepompowni wody na Soboniu, która przecinała koryto rzeki jednak ze względu na obecność domów mieszkalnych powyżej nas wiązałbym ją raczej bezpośrednio z nimi.
 
 Od lewej: eksploracja koryta rzeki Rybna od wylotu z tunelu w kierunku Głuszycy (na zdjęciu kolega Marcin w trakcie przebijania się przez zwały śmieci leżących na dnie - w tym sensie również można użyć określenia "małe kroki") oraz przecinająca jej koryto już wspomniana w tekście rura. Stan na wrzesień 2019.
 
Ze względu na wspomniany powyżej brak sensu spuszczania wody pod ciśnieniem do koryta rzeki oraz na bardzo utrudnioną eksplorację koryta rzeki spowodowaną bardzo dużą ilością śmieci zalegających na jej dnie dalsza penetracja pozostawała bezcelowa. Udało się natomiast dzięki temu wyciągnąć pewne wnioski mogące świadczyć o tym, że również ten zakład nie mógł być zaopatrywany w wodę ze zbiornika na wzgórzu nr 139. Zachęcam w tym momencie do zapoznania się z wyglądem głównego tunelu wodnego pod dawną fabryką Gläserów, którego zdjęcia zamieszczam poniżej.


Od góry z lewej: główny tunel wodny pod zakładem w Grzmiącej; jedyne dostępne boczne pomieszczenie o nieznanym przeznaczeniu, do którego można dostać się z tunelu; jedna z bocznych rur odwadniających na jaką można trafić w tunelu wodnym; wejście do tunelu wodnego od strony Głuszycy. Stan na wrzesień 2019.

Poniżej zamieszczam również zdjęcia poglądowe bocznego tunelu, do którego można dostać się od strony wejścia z głównego tunelu w kierunku Głuszycy.


Od góry z lewej: boczny tunel w przeciwieństwie do głównego nie biegnie na wprost, a w pewnym momencie zakręca; poddane silnej erozji betonowe dno bocznego tunelu; wyjście z tunelu bocznego do głównego; zawalony wylot z bocznego tunelu. Stan na wrzesień 2019.

Choć przeprowadzona weryfikacja terenowa nie dała jakiegoś sensacyjnego odkrycia ani nie doprowadziła do osiągnięcia jakichś przełomowych wniosków to pozwoliła rozwiać kolejne wątpliwości związane z tajemnicami tej leżącej na uboczy "Riese" miejscowości Grzmiąca. Przede wszystkim mam już w tym momencie pewność, że zarówno zakłady znane dziś pod nazwą "Nortech" w Głuszycy ani właśnie dawna fabryka z Grzmiącej nie mogły być zasilane przez zbiornik wody na wzgórzu nr 139. Zweryfikować należy jeszcze jeden fakt dotyczący ewentualnego zasilania przez niego ulokowanego poniżej, w Głuszycy rewiru dla więźniów z AL "Riese" jednak przypuszczam, że ze względu na brak jakiejkolwiek infrastruktury w postaci studzienek rewizyjnych na linii zbiornik wody - dawny rewir czy też śladów po ewentualnym wodociągu biegnącym na powierzchni wnioski wydają się być nawet na tę chwilę oczywiste. Nie wydaje mi się również aby Niemcy dla ludzi przebywających na terenie rewiru budowali tak kosztowne udogodnienia w postaci zbiornika wody na szczycie góry, a ponadto musiał być on podłączony do miejskiej sieci wodociągowej.

Wzgórze nr 139 widziane na niemieckim zdjęciu lotniczym ze stycznia 1945 roku, w górnej części zdjęcia widoczne są znajdujące się do dzisiejszego dnia zabudowania przy ul. Turystycznej. Warto zwrócić uwagę również na fakt silnego zalesienia wzgórza mogącego świadczyć o pracach mających na celu zamaskowanie znajdującego się tam obiektu (archiwum autora).  
 
Cały czas pozostaje jednak niewyjaśnione przeznaczenia zbiornika wody na wzgórzu nr 139 choć właśnie te studzienki rewizyjne ulokowane tuż obok niego dość sugestywnie skierowane są w stronę Sajdaka - miejsca dookoła, którego można po dziś dzień odnaleźć wiele śladów po prowadzonych tam pracach ziemnych w postaci hałd urobku, zawalonej sztolni czy też tzw. "znikającego szybu" widocznego na zdjęciu lotniczym ze stycznia 1945. Czy kiedyś uda się nam rozwiązać zagadkę tego miejsca? Mam nadzieję, że tak choć właśnie wydaje mi się, że w przypadku Grzmiącej nic nie jest tak oczywiste jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

niedziela, 20 października 2019

Reinhard Gehlen i Świdnica

Po powrocie z XVI już wyjazdu w szeroko pojęte "Riese", który zakończyłem w ostatnią niedzielę tak jak zwykle posiadając pełne baterie i zapał do pracy zabrałem się za dalsze przeglądanie setek tysięcy dokumentów, które znajdują się w moim posiadaniu. Oczywiście liczyłem, że trafię na jakieś jak do tej pory nieznane informacje o dolnośląskim "Olbrzymie" jednak tak jak zwykle trafiłem na coś zupełnie innego choć mówiąc szczerze równie bardzo interesującego. Materiały te dotyczą związków Reinharda Gehlena - szefa niemieckiej komórki wywiadowczej noszącej nazwę Abteilung Fremde Heere (pol. Wydział Obce Armie) wchodzącej w skład niemieckiego Naczelnego Dowództwa Sił Lądowych (niem. OKH - Oberkomando des Heeres). Chciałbym w tym momencie zastrzec, że czytelnik nie znajdzie tutaj nic sensacyjnego czy też rewolucyjnego, a tekst ten jest w pewnym sensie odniesieniem do specyficznego trendu polegającego na dość nadmiernym eksponowaniu związków asa niemieckiego lotnictwa z okresu I Wojny Światowej - Manfreda von Richthofena ze Świdnicą. Osobiście nie do końca mi się to podoba, choć właśnie ta specyficzna moda dała nam dwa ciekawe eksponaty w postaci replik czerwonego samolotu Fokker Dr.1 (jedna, ta znajdująca się obecnie w Muzeum Militariów z Witoszowa jest bardziej udana, natomiast druga, według mnie gorsza, a co jest już całkowicie absurdalne bo nie ma żadnych związków z tym miejscem ustawiona została przed pałacem w Jedlince), od którego to von Richthofen otrzymał swój przydomek "Czerwony Baron" (po prawdzie wpłynął również na to kolor jego włosów ale samolot był jednak bardziej widoczny na tle ówczesnego nieba niż jego owłosienie głowy). W dalszej części pozwolę sobie przytoczyć krótki życiorys głównego bohatera tekstu Reinharda Gehlena, który do 1945 roku dosłużył stopnia Generalmajora Wermachtu w odniesieniu do odnalezionych dokumentów, a także poruszę jego bardzo intrygującą rolę w świecie wywiadu po zakończeniu II Wojny Światowej.

 Replika użytkowanego przez "Czerwonego Barona" samolotu Fokker Dr.1 znajdująca się przed nie mającym żadnego związku z Manfredem von Richthofenem pałacem w Jedlince kojarzonym głównie z siedzibą Organizacji Todt w tym rejonie - głównych budowniczych "Riese". Aby jednak być całkowicie obiektywnym samolot ten zdecydowanie dodaje uroku skwerowi przed pałacem. Stan na czerwiec 2019. 

Kim właściwie był Gehlen? Zanim przejdę do bardziej szczegółowej historii tego niemieckiego oficera będącej przetłumaczeniem dokumentu CIA wchodzącego w zbiór dokumentacji do operacji "Paperclip" mającej na celu ściągnięcie do USA jak największej ilości niemieckich naukowców, a także osób w pewnym sensie przydatnych Amerykanom. W tej części przedstawię dla tych co nie mieli jeszcze okazji zetknąć się z tym człowiekiem jego krótki życiorys skupiony na okresie II Wojny Światowej, w dalszej części natomiast skupię się szczególnie na jego historii po 1945 roku. Aby zrozumieć jak ważną choć do dziś nadal nie poznaną rolę pełnił po zakończeniu działań wojennych musimy przedstawić jego historię od 1935 kiedy to po ukończeniu Akademii Wojennej został oficerem sztabowym w wydziale operacyjnym Sztabu Generalnego. Warto tutaj przytoczyć, że pochodził z arystokratycznej rodziny co stało w pewnym sensie w opozycji do poglądów Hitlera, który tej warstwy społecznej nie darzył zbyt dużą sympatią jednak ze względu na specyfikę niemieckiej armii wpływy arystokratów pozostawały duży przez co Führer musiał się z nimi liczyć. Nie bez znaczenia dla awansów Gehlena miał również fakt wzięcia przez niego za żonę potomkini z rodu króla Prus Fryderyka Wielkiego. Po wybuchu II Wojny Światowej w trakcie agresji na Polskę Gehlen był już szefem sztabu 213 dywizji w stopniu majora, a w trakcie kampanii francuskiej obejmuje już stanowisko oficera łącznikowego oraz zostaje adiutantem szefa sztabu generalnego - pułkownika Franza Haldera. Ostatecznie jednak i to jeszcze w październiku 1940 roku obejmuje kierownictwo sekcji wschodniej w wydziale operacyjnym sztabu armii. Do jednego z najważniejszych jego zadań w okresie II Wojny Światowej było przygotowanie planów ataku Niemiec na Związek Radziecki w związku z którymi w 1942 roku objął w stopniu podpułkownika już wspomniane we wstępie stanowisko szefa wydziału Obcych Armii Wschód z siedzibą w Mamerkach.

Najbardziej znana fotografie Reinharda Gehlena mundurze oficera Wermachtu z okresu II Wojny Światowej. (archiwum autora)

Mamerki nie były jednak jedynym miejscem gdzie główny "bohater" dzisiejszego tekstu przebywał gdyż stacjonował również w Giżyckiej Twierdzy Boyen, w której to właśnie zbierano informacje na temat sytuacji na froncie, a także przygotowywano agentów mających operować na terenie ZSRR. Co ciekawe to właśnie w Giżycku mieli być również przygotowywanie przez ludzi Gehlena przyszłe kadry dowódcze Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (ros. Русская освободительная армия), kolaborującej z Niemcami formacji zbrojnej nazywanej często od nazwiska jej dowódcy generała Andrieja Własowa - Własowcami. Wraz z pogarszającą się sytuacją na froncie w 1945 roku w dniu 9 kwietnia Gehlen za swoje realistyczne choć uznane przez Hitlera defetystyczne raporty o sytuacji na froncie wschodnim został zdymisjonowany. Nie należał on jednak do ludzi niezorientowanych, ślepo wierzących w zwycięstwo III Rzeszy dlatego był bardzo dobrze przygotowany do tego co nastąpiło. Jeszcze przed dymisją udało mu się zabezpieczyć na terenie jednej z bawarskich kopalni archiwa wydziału Obce Armie Wschód, które miały posłużyć mu jako karta przetargowa w rozmowach z amerykanami, którym zamierzał się poddać. Wracając jednak na moment do okresu jego pracy w wydziale Obce Armie Wschód w okresie II Wojny Światowej to niezmiernie ciekawy pozostaje również jego wkład w tworzenie Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej ale również nawiązanie przez niego współpracy z OUN - Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (ukr. Організація Українських Націоналістів). Współpraca z tymi mordercami znanymi nam chociażby z Rzezi Wołyńskiej było istotna z punktu widzenia III Rzeszy dla ich ataku na Związek Radziecki jednak nie przyniosła ona ostatecznie oczekiwanych przez Gehlena rezultatów.

Fragment jednego z dokumentów CIA powstałych na podstawie materiałów prasowych mówiących o Reinhardzie Gehlenie i jego współpracy z OUN oraz Własowcami. (źródło: archiwum CIA, zbiory autora) 

Koniecznym jest również wspomnienie o bardzo istotnej rzeczy związanej z niemiecką organizacją "partyzancką" funkcjonującą po zakończeniu II Wojny Światowej znaną pod nazwą Werwolf. Mieli oni funkcjonować na terenie III Rzeszy, a także na obszarze tzw. Ziem Odzyskanych wchodzących w skład powojennej Polski, których działalność na tym obszarze pozostaje bardzo wątpliwa gdyż badacz historii, a mój kolega Maciej Bartków przedstawił w swoich książkach dowody świadczące o tym, że akty terroru Werwolfu na terenie Dolnego oraz Górnego Śląska były ubeckimi mistyfikacjami. Bez wątpienia natomiast pozostaje fakt działalności Werwolfu na terenie ówczesnych Niemiec gdzie niejednokrotnie dawali się we znaki stacjonującym tam żołnierzom US Army o czym można przeczytać chociażby we wspomnieniach  amerykańskiego lekarza J. K. Lattimera. Nie wspominam o tym przypadkiem gdyż to właśnie Gehlen sobie przypisywał zasługę stworzenia podwalin pod tę organizację na bazie swoich doświadczeń z Polską Armią Krajową oraz próbą rozpracowania naszych "leśnych żołnierzy Bora-Komorowskiego". Ze względu na bardzo ciekawy materiał na ten temat pochodzący z opracowania materiałów prasowych na temat Gehlena przez CIA przekładam część tego zapisu z języka angielskiego w moim tłumaczeniu. Co ciekawe materiał ten pochodził dopiero z 1966 roku, warto o tym pamiętać w dalszej części tekstu kiedy będzie mowa o współpracy Gehlena ze Stanami Zjednoczonymi gdyż artykuł ten stwierdza pewien bardzo ciekawy fakt w odniesieniu do jego współpracy z amerykanami w kontekście akcji Werwolfu.

 Drugi fragment opracowania historii Reinharda Gehlena przez CIA na podstawie materiałów prasowych mówiący o powstaniu Werwolfu. (źródło: archiwum CIA, archiwum autora)

Tłumaczenie zamieszczonego powyżej fragmentu opracowania CIA o Reinhardzie Gehlenie:
Przypomniane zostało, że pod nazwą Werwolf niektórzy nazistowscy desperaci skupieni w małych grupach przeprowadzali akcje terrorystyczne w Niemczech następujących po porażce hitlerowców 8 maja 1945. W czasie kiedy Ci fanatyce rozjechali się tu i tam [wykonując akty terroru - przypis autora] Gehlen jak widzimy był przyjęty z otwartymi ramionami przez Amerykanów; ale był on tym który powziął plan działania Werwolfu, plan zaakceptowany przez Himmlera i wdrożony do działania przez Obergruppenführera (generała sił zbrojnych SS) Hansa Prützmanna.
Aby zapewnić sprawność tajnych operacji Werwolfu Gehlen zainspirowany był działalnością Polskiego ruchu Bora-Komorowskiego [chodzi tutaj o AK - przypis autora]. Brytyjski oficer wywiadu  K. R. Trevor Roper, który przesłuchiwał Waltera Schellenberga dzień po jego schwytaniu przez Aliantów zareportował: "Schellenberg powiedział nam, że podczas ostatnich dni przed porażką [Niemiec - przypis autora] pewien Generalmajor [prawidłowe zapisanie stopnia - przypis autora] von Gehlen, który od dłuższego czasu studiował działalność Polskiego podziemia wypracował precyzyjny plan funkcjonowania Niemieckiego ruchu oporu opartego na tych samych zasadach [co Polski - przypis autora].

Reinhard Gehlen w 1976 roku już po powrocie do Niemiec i przyjęciu go do Bundeswehry w stopniu generała-porucznika rezerwy. (źródło: Frankfurter Allgemeine Zeitung, archiwum autora)

Niestety to już wszystko co można na ten temat znaleźć, niestety informacje te nie są zbyt często przedstawiane w oficjalnych biografiach Gehlena, warto natomiast zapamiętać sobie tę informację w odniesieniu do zaprezentowanych przeze mnie materiałów gdyż jak do tej pory nie zostały one jeszcze nigdzie opublikowane. Natomiast skoro już poruszyliśmy wątek przyjęcia byłego już szefa Abteilung Fremde Heere przez amerykanów spójrzmy na jego powojenne losy na podstawie jego oficjalnej biografii. Do jego poddania miało dojść w dość specyficzny sposób - miał mieć przygotowaną kartkę z tekstem o następującym brzmieniu: "Jestem głównodowodzącym Grupy Armii Wschód w kwaterze głównej wojsk niemieckich. Mam do przekazania informacje o najwyższym znaczeniu dla waszego rządu". Pomimo tego oraz złożonej oficjalnej oferty współpracy został najpierw osadzony w więzieniu w Salzburgu ponadto jego problemy miały się dopiero zacząć ponieważ ze względu na jego działalność na wschodnim froncie Sowiecie zaczęli się o niego domagać. Tym razem jednak amerykanie okazali się niezawodni, nie dość, że nie został wydany do ZSRR to jeszcze przeniesiono go znajdującego się nieopodal Waszyngtonu Fortu Hunt już kilkanaście dni po zakończeniu II Wojny Światowej. Ze względu na posiadaną przez niego wiedzę na temat Armii Czerwonej stał się bardzo cenną zdobyczą dla amerykanów dzięki czemu był odwiedzany m.in. przez ówczesnego szefa OSS (Office of Strategic Service, poprzednika CIA) Allana Dulesa czy też doradców prezydenta USA, Trumana. Posiadana przez niego wiedza nie była tutaj jedyna ponieważ ze względu na charakter Abteilung Fremde Heere, Gehlen dysponował rozległą siatką agentów operujących w ZSRR, a działających na szkodę Armii Czerwonej - tak potrzebnych dla amerykanów w rozpoczynającej się właśnie Zimnej Wojnie. W związku z koniecznością usystematyzowania pracy agentów za zgodą Amerykanów uzyskaną jeszcze w 1945 roku zorganizował własną agencję wywiadowczą o nazwie "Organizacja Gehlen", którą kierował już z Niemiec od 1946 roku. Gehlen stał na jej czele aż do 1968 roku, a stworzona przez niego komórka dała podstawy do utworzenia Niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej. Jak okazało się po latach służba Gehlena u Amerykanów nie była jednak idealna, można tutaj wyróżnić dwa jego grzechy główne, którym pierwszym z nich było przekazywanie wyolbrzymionych raportów o potencjale rakietowym Sowietów. Sprawa o tyle istotna z punktu widzenia USA, że raporty te w znacznym stopniu zaostrzyły relacje pomiędzy mocarstwami doprowadzając do poważnych wydarzeń, które o włos dzieliły świat od III Wojny Światowej jak Kryzys Kubański. Sfałszowane raporty Gehlena mają również bardzo duży wydźwięk w raportach CIA na temat broni rakietowej, ze szczególnym uwzględnieniem "sowieckich V-2" we wschodniej Europie. Jeden z takich przykładowych raportów mogących być pokłosiem jego działalności zamieszczam poniżej.  

Jeden z dokumentów CIA pochodzący z lutego 1952 roku mówiący o obecności rakiet V-2 w Kołobrzegu. Z obecnego stanu wiedzy wynika jednak, że akurat ta broń w tym mieście nigdy nie występowała. Raport ten może być pokłosiem działalności Organizacji Gehlen. (źródło: archiwum CIA, zbiory autora) 

Drugi, nie mniej istotny grzech Gehlena związany ze współpracą z USA polegał na tym, że pomimo zapewnień iż nigdy nie zatrudni do współpracy byłych SS-manów robił to i to z premedytacją. Pośród osób z nim współpracujących znalazł się m.in. dr Franz Alfred Six odpowiedzialny za mordowanie Żydów w Smoleńsku, Emil Augsburg nadzorujący mordowanie ludzi na tyłach frontu wschodniego oraz najbardziej istotny z mojego punktu widzenia - Klaus Barbie. Nosił on przydomek Rzeźnik z Lyonu ponieważ jako szef lokalnego Gestapo odpowiedzialny był za walkę z Ruchem Oporu, kontrwywiad czy holocaust. Podczas służby wykazywał się bardzo dużą bezkompromisowością oraz brutalnością jednak prawdopodobnie dzięki matactwom Gehlena udało mu się nawet przez jakiś czas mieszkać w USA po zakończeniu wojny gdzie zajmował się pomocą w zwalczaniu lewicowych ruchów w Brytyjskiej i Amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec. Po jego zdemaskowaniu uciekł do Ameryki Południowej gdzie mieszkał w Argentynie oraz Boliwii gdzie przyjął fałszywe imię i nazwisko brzmiące Klaus Altman skąd ostatecznie w 1983 został deportowany do Francji gdzie skazano go na dożywotnie więzienie.

Klaus Barbie na fotografii z okresu II Wojny Światowej. (archiwum autora) 

Wracając jednak do Reinharda Gehlena, jego dalsza powojenna historia skończyła się w 1968 roku kiedy został zmuszony do przejścia w stan spoczynku, a jego stanowisko zajął Gerhard Wessel. Nie pozostawiono go jednak bez środków do życia ponieważ został przyjęty w stopniu generała-porucznika rezerwy do Bundeswehry od której otrzymywał emeryturę aż do września 1991 roku kiedy zmarł. Jego niejasna rola we współpracy z amerykanami polegająca na wyolbrzymianiu potencjału Sowietów, w pewnym sensie stworzenie podwalin pod terrorystyczną działalność Werwolfu po czym oddanie się w rąk US Army, oraz rekrutacja do współpracy byłych SS-manów skłoniła amerykańskiego badacza Carla Oglesby do wysunięcia na łamach książki "Reinhard Gehlen. The Secret Treaty of Fort Hunt" odważnej tezy mówiącej o tym, że jego działalność była w rzeczywistości przykrywką do jego rzeczywistej pracy na rzecz tajnej organizacji ODESSA (niem. Organisation der ehemaligen SS-Angehörigen, pl. Organizacja Byłych Członków SS), której celem była pomoc byłym członkom SS po wojnie oraz zapewnienie im dostatniego życia do końca ich dni. Choć nie ma na to jednoznacznych dowodów to osobiście ze względu na funkcjonowanie Gehlena jestem skłonny w to uwierzyć... No dobrze, jak już pewnie czytelnicy zauważyli poruszyłem już bardzo wiele wątków ale jak do tej pory nie było nic o tej obiecanej Świdnicy, już za chwilę będziecie mogli o tym przeczytać w tłumaczeniu fragmentów dokumentu CIA, który zamieszczam poniżej będącym życiorysem oraz spisem wszystkich możliwych informacji na temat Gehlena zebranych w jednym dokumencie powstałym 19 października 1956 roku. Tłumaczenie wraz z oryginałem zamieszczam jako ciekawostkę oraz uzupełnienie jego życiorysu zmierzając już do zakończenia tekstu, tłumaczę jednak najważniejsze dla dzisiejszego wpisu fragmenty dokumentu.

Strona 1 (cała)
TAJNE
IMIĘ: GEHLEN, Reinhard (były generał brygady), GEHLEN van VAERNEWYCK, Reinhard: okazjonalne nawiązanie do nazwiska wskazującego, że podmiot lub jego ojciec łączą swoje naziwsko z nazwiskiem matki podmiotu - dość powszechna praktyka w Niemczech.
ALIAS: Dr. Richard SCHNEIDER, ur. 4 marca 1905. Przykrywka stosowana w Organizacj. Richard GARNER, ur. 3 kwietnia 1902. Robert GONTARD, ur. 4 marca 1905. (dokumenty na te trzy nazwiska zostały wydane podmiotowi kilkukrotnie) Hans HOLBEIN, ur. 21 stycznia 1905. Wydano AGO-card D-147996. Ten pseudonim używany jest okazjonalnie na potrzeby podróży do Austrii. Dr. GROSS/Dr. ERNST - użycie tych pseudonimów jest wskazane kiedy należy zachować nadzwyczajne środki ostrożności oraz kiedy może dojść do pomylenia z innymi osobami noszącymi takie same nazwiska. Robert GRABER, ur. 5 czerwca 1904 w Legnicy, Śląsk.
URODZONY: 3 kwietnia 1902; Erfurt, Turyngia, Niemcy.
RELIGIA: protestant.
POBYT: Berg koło jeziora Starnberger, Waldstrasse 68 (nieopodal Monachium, Niemcy).
OPIS OSOBISTY: fotografia, wzrost 174 cm, kształt twarzy owalny, waga 65-72 kg, jasna cera, oczy niebieskie, średnia budowa ciała, włosy ciemny blond z centralną łysiną, blizny brak, widoczne cechy identyfikacyjne: wojskowa prezencja, ekstremalnie młody wygląd w porównaniu z rzeczywistym wiekiem, mały wąsik, nosi okulary.
OJCIEC: GEHLEN, Walther; ur. 24 lipca 1871 w Koblencji. Zmarły w 1943. (Dyrektor firmy wydawniczej z Lipska. Były oficer, przeszedł w stan spoczynku po zakończeniu I Wojny Światowej w stopniu pułkownika, wznowiony do służby po wybuchu II Wojny Światowej, piastujący stanowisko nieistotnego pracownika administracyjnego).
MATKA: GEHLEN Katharina Margarete, ur. 12 lipca 1881 (z domu VAERNEWYCK). Zmarla w 1921. 
ŻONA: GEHLEN, Herta Charlotte Agnes Helene, ur. 17 marca lub kwietnia 1904 w Głubczycach, Śląsk. (córka Fryderyka Wilhelma i Mety (z domu EICHNER) von SEYDLITZ-KURZBACH).
DZIECI: GEHLEN, Katharina, ur. 19 stycznia 1934 w Berlinie. GEHLEN, Christoph, ur. 11 lutego 1937 w Berlinie. GEHLEN, Marie Therese, ur. 4 sierpnia 1940 w Legnicy. GEHLEN, Dorothes, ur. 28 lutego 1943 w Legnicy.
POZOSTALI KREWNI: Podmiot jest jednym z czterech dzieci będących rezultatem trzech małżeństw jego ojca, każde następne [małżeństwo - przypis autora] zawierane było po śmierci poprzedniej żony. [...]
GEHLEN, Giovanni, ur. 15 marca 1901 w Rzymie, Włochy.
GEHLEN, Walter (Doktor), ur. około 1905 w Niemczech. Wydawca książek. Zginął podczas bombardowania Norymbergi w dniu 20 lutego 1945.
GEHLEN, fnu (mężczyzna). Zginął w Oriencie (Szanghaj) podczas wojny.
von GEHLEN, Barbara (z domu GEHLEN), ur. 5 lipca 1912  we Wrocławiu, Niemcy. (Barbara poślubiła dalekiego krewnego, Waltera Carlosa von GEHLEN, byłego pracownika niemieckiej marynarki wojennej, wyuczonego w zawodzie prawnika, który pracował dla Brytyjczyków nad projektami marynarki wojennej w Kilonii, zarejestrowany również jako księgowy. Został przetransferowany z z Brazylii do Lizbony gdzie pracuje jako doradca od spraw ekonomicznych w Niemieckim Poselstwie, Lizbona, Portugalia).
SCHNEEMILCH, Hans Dietrich (doktor medycyny), ur. 4 stycznia 1909 w Szopienicach, powiat Katowice (przyrodni brat).
[...] 

Strona 2 (fragment)
Tłumaczony fragment dotyczy dokumentów dla używanych przez Gehlena tożsamości jak i bezpośrednio jego samego.
Paszport:
Reinhard GEHLEN van VAERNEWYCK, TTD # 0006485 (50-51)
Reinhard GEHLEN: TTD 0006440 wydany w Sztutgarcie 30 września 1949, ważny do 30 marca 1950 dla USA. TTD 0006329 ważny dla Szwajcarii, Austrii, Włoch, Hiszpanii i Francji (50). TTD 0587767 wydany 20 lipca 1951 dla celów "UJDRACO". Paszport nr 849/51.
Robert GONTARD: Paszport nr 186070. Paszport nr 49203.
Robert GRABER: Paszport nr 7203699, nr rej. CA-1004/54, wydany 5 listopada 1954, Monachium, zawód: kupiec.
Karta Rozpoznawcza:
Reinhard GEHLEN: H 519712, 3 marca 1947, Szef Policji, Frankfurt nad Menem, B 03611.
Reinhard Schneider: H 478955 (występujący również jako H 478055). Adres: Monachium, Seefelderstrasse 8.
Zezwolenie na broń:
Reinhard GEHLEN: zezwolenie na pistolet automatyczny GC 01082, 20 marca 1951. Zezwolenie na broń, F i D, B 046419, 6 luty 1953, pistolet automatyczny belgijski Browning, seria # 108877/
Richard SCHNEIDER: zezwolenie na broń GC 01025, F i D, 1 marca 1951, niemiecki pistolet automatyczny Walther PPK, seria # 227066 K.

Strona 3 (fragment)
TAJNE
GEHLEN, Reinchard.
Ur. 3 kwietnia 1902.
Informacje chronologiczne:
1908-1920 Gimnazjum humanistyczne we Wrocławiu. Ukończone.
1920, kwiecień Wstąpienie do służby wojskowej (artyleria).
1923 Uzyskanie stopnia podporucznika.
1928 Awans na porucznika.
1931, październik Ślub z Hertą (nazwisko panieńskie von SEYDLITZ-KURZBACH) GEHLEN w dniu 11 października 1931 w Głogowie.
1933  Podróż do Rzymu, Włochy (opuścił pod koniec 1933).
1935, styczeń Wstąpienie do Akademi Wojennej w Berlinie. 
1934, maj Awans na kapitana.
1937 Podróż do Finlandii i Szwecji (wyjechał).
1937-38 Oficer sztabowy generała 10 Departementu Fortyfikacji.
1937-45 Służba w Niemieckim Wermachcie na ternie Polski, Francji, Jugsławii, Grecji i Rosji.
1938-39 Dowódca baterii artylerii. 
1939, marzec Awans na majora.
[...]

Strona 6 (fragment)
[...]
1920 (18 lat, po ukończeniu gimnazjum) Reinhard GEHLEN jeden z pierwszych kandydatów do nowej, tymczasowej armii Reichswehry której redukacja do 100000 żołnierzy była kwestią przyszłości [kwestia ta dotyczy ograniczenia ilości niemieckiej armii po I Wojnie Światowej - przypis autora]; wstąpił do Pierwszej Baterii Świdnickiego Regimentu Artylerii nr 6.
1923, 1 grudnia Awans na podporucznika w 2 Baterii Artylerii Świdnickiego 3 Regimentu Artylerii sformowanego z 6 Świdnickiego Regimentu Artylerii. Przez następne 3 lata odbywał służbę w stajniach oraz koszarach.
[...]

        


Częściowo przetłumaczony powyżej dokument CIA dotyczący Reinharda Gehlena w oryginale zamieszczony w całości. Warto tutaj zwrócić uwagę na to, że powstał on w okresie nawiązania współpracy Amerykanów z byłym szefem niemieckiego wywiadu co świadczy o tym, że pomimo tego był on poddany rozpracowywaniu. (źródło: CIA, archiwum autora)

To przydługie przedstawienie postaci Gehlena w oparciu o dokumenty amerykańskiego wywiadu nie było jak już wpsomniałem bezcelowe. Chciałem w ten sposób nakreślić rys biograficzny tej nie do końca znanej postaci (można nawet powiedzieć postaci szeroko znanej w wąskich kręgach), a także udokumentować jego obecność w Świdnicy. Zestawiam go tutaj jakoby z postacią "Czerwonego Barona", który od jakiegoś czasu stawiany jest jako wizytówka Świdnicy jednak broń Boże nie robię tego na zasadzie zrównania ze sobą tych dwóch ludzi związanych bezpośrednio z niemiecką armią ani nie stawiam pomiędzy nimi znaku równości na zasadzie czynów jakich się dopuścili. Jakby nie patrzeć zarówno Richthofen jak i Gehlen choć związani byli przez pewien okres życia ze Świdnicą, a także z siłami zbrojnymi Niemiec byli jednocześnie dwiem, zupełnie innymi postaciami. As lotnictwa jakim niewatpliwie był Manfred von Richthofen rysuje się nam dziś jako osoba kierująca się w życiu wręcz rycerskimi zasadami (czego mieli doświadczać mierzący się z nim w przestworzach piloci), a Reinchard Gehlen pozostaje dość niepoznanym do końca osobnikiem zamieszanym w działalność służb wywiadowczych, zwalczanie AK, a po wojnie współpracą z amerykańskim wywiadem gdzie raczej nie był do końca szczery w swych intencjach czy też działaniach (zwracam tutaj szczególną uwagę na jego prawdopodobne związki z organizacją ODESSA). Warto tutaj jednak odnotować jeden najbardziej istotny fakt, zarówno jeden jak i drugi nie odcisnęli zbyt dużego piętna na mieście, w którym przyszło im wspólnie żyć (choć nie w tym samym okresie) - spędzili w nim zaledwie kilka lat, nie wykazali się jakimiś specjalnymi czynami godnymi odnotowania, a przede wszystkim co jest tutaj najbardziej istotne oboje pozostawali obywatelami Niemiec, a także mieszkali w Niemieckim mieści jakim wtedy pozostawała Świdnica. Zmierzam tutaj do tego, że bez względu na ich czyny nie byli w okresie ich życia jakimiś specjalnymi zwolennikami Polski oraz Polaków. Oczywiście jak już wspomniałem nie zamierzam tutaj stawiać pomiędzy nimi znaku równości jednak nalezy pamiętać, że swoimi czynami raczej nie zrobili czegokolwiek dobrego dla nas. 

Koszary artylerii w Świdnice - miejsce gdzie Reinchard Gehlen rozpoczynał swoją wojskową karierę w Niemieckiej armii. (arhciwum autora)
 
Osobiście uważam, że należy wspominać wszystkie osoby związane z danym miastem bez względu na ich narodowość jednak należy również pamiętać o kontekście, szczególnie w tak trudnym miejscu jakim pozostają z historycznego punktu widzenia tzw. Ziemie Odzyskane do których również zalicza się Świdnica. Nie ukrywam jednak, że owy stan rzeczy nie do końca mi się podoba, szczególnie z perspektywy Wielkopolanina jakim pozostaję - miejsca gdzie po zakończeniu I Wojny Światowej odbyło się wielkie, udane powstanie Wielkopolskie dzięki, któremu odzyskaliśmy niepodległość, a doświadczenie w nim zdobyte posłużyło chociażby w 1920 roku kiedy udało się nam odeprzeć bolszewicką nawałę. W tym samym 1920 roku kiedy Reinchard Gehlen rozpoczął swoją karierę wojskową w Świdnicy. Tekst ten był dla mnie pretekstem dla własnie tej wypowiedzi dotyczącej dwóch osób którzy z perspektywy Polaków nie byli w żadnym stopniu naszymi bohaterami, a pomimo tego jeden z nich doczekał się swoistego upamiętnienia w Świdnicy, a także okolicy natomiast o drugim nie wspomina się w żadnym kontekście, a jego historia związana z tym miastem nie jest nawet praktycznie znana. Daleki jestem jednak od oceny tej sytuacji pomimo pewnego lekkiego poirytowania tę sprawą czy też wyrażania opinii na temat tych osób co w jakiś sposób przyczyniają się do promowania postaci Richthofena jako "bohatera Świdnicy". W pewnym sensie jestem nawet w stanie to zrozumieć gdyż ta część mnie odpowiadająca za wolny rynek mówi mi, że jest to doskonały sposób promocji, szczególnie poza granicami kraju gdzie właśnie Richthofen urósł do miana pewnej legendy i symbolu niemieckiego lotnictwa z okresu I Wojny Światowej. 
 
Pałac w Jedlince od tyłu. (stan na wrzesień 2018)
 
Bo tam gdzie jest dobra promocja idą zapewne również dobre pieniądze, które mogą przyczynić się do czegoś dobrego. Myślę tutaj szczególnie o pałacu w Jedlince, który od frontu został wyremontowany jednak jego tył jak i najbliższa okolica w postaci otaczających go zabudowań gospodarczych pozostają cały czas w całkiem złym stanie. Do ich wyremontowania zapewne potrzeba bardzo dużych pieniędzy, które można pozyskać choćby na postaci "Czerwonego Barona". Tekst ten nie miał na celu urażenia kogokolwiek dlatego liczę na to, że ewentualni jego odbiorcy doczytają go do końca i chociaż spróbują zrozumieć o co tak naprawdę mi chodziło. Mam również nadzieję, że każda postać historycznie związana z jakimkolwiek miastem zawsze będzie przedstawiana w odpowiednim kontekście historycznym pozwalającym na zrozumienie aktualnej dla niej sytuacji politycznej na świecie. Czekam również z niecierpliwością na zakończenie remontu pałacu bo ze względu własnie na kontekst II Wojny Światowej jaki związany jest z tym miejscem jestem tam częstym gościem w charakterze zwiedzającego.