W związku z tym, że chwilowo obowiązki zawodowe nie pozwalają na częstsze wypady w teren postanowiłem wrócić do kilku spraw z przeszłości. Jedną z nich jest mój listopadowy wyjazd w Góry Sowie. Prawdę mówiąc wyjazd ten był jednym wielkim przypadkiem, a wszystko przez to, że obowiązki służbowe skierowały mnie do Świdnicy. Nie mogłem przegapić takiej okazji aby zostać w tych stronach na przynajmniej jedną noc...
Swoje pierwsze kroki podczas tego wyjazdu skierowałem w stronę Grzmiącej w celu przyjrzenia się kilku interesującym mnie miejscom. Opisywanie ich w tym momencie byłoby bezcelowe ponieważ jest to większa sprawa, która zasługuje na osobny wpis. Poza tym pojechałem po raz kolejny do Ludwikowic Kłodzkich czy też raczej Miłkowa gdzie znów mogłem się przyjrzeć niesamowitej infrastrukturze jaka pozostała po działającej tu w czasach świetności tych okolic kopalni "Wenceslaus" przejętej później na potrzeby III Rzeszy.
Widok ogólny na teren dawnej kopalni. Po lewej stronie popadający w coraz większą ruinę budynek elektrowni, a po prawej najsłynniejsza w Polsce podstawa chłodni kominowej nazywana "muchołapką". Stan na listopad 2016. (fot. Jakub Pomezański)
Bez dwóch zdań najbardziej imponującym miejscem na terenie dawnego kompleksu jest zbocze góry Włodyka, na którym znajdują się pozostałości po działającej tutaj w okresie II Wojny Światowej fabryce materiałów wybuchowych Dynamit Nobel AG (w skrócie DAG Ludwigsdorf) oraz niestety po części już przerobiony tunel techniczny biegnący w zboczu góry, a obecnie znajdujący się na terenie Muzeum Techniki Militarnej Mölke. Sama chłodnia kominowa, którą ja z delikatną przekorą będę nazywać "muchołapką" również wzbudza zainteresowanie. Miejsce, w którym się znajduje miało prawdopodobnie decydujący wpływ na to jak potoczyły się losy tego obiektu, który w innych okolicznościach nie wzbudziłby tak dużej sensacji. Piszę to w odniesieniu np. do Łodzi gdzie "muchołapek" Ci dostatek poczynając od dużych przeznaczonych do testowania "Die Glocke" nie różniących się zbytnio od tej z Miłkowa, czy też małych przeznaczonych dla pojazdów noszących miano "foo fighters"... Piszę to oczywiście z dużą dawką sarkazmu choć nie ukrywam, bardzo chciałbym aby te opowieści mogły się okazać prawdą.
Wracając jednak do infrastruktury pozostałej po kopalni "Wenceslaus", a później DAG Ludwigsdorf to jest tam pewne wyjątkowe miejsce. Mam na myśli budzący podziw kanał wodny biegnący pod kompleksem, jego wykonanie oraz fakt, że sprawnie działa do dzisiejszego robi kolosalne wrażenie i kontrastuje z tym co pozostało na powierzchni po latach dewastacji czy tez barbarzyńskim wyburzaniu obiektów infrastruktury naziemnej, po której pozostał zarośnięty zielskiem plac widoczny na powyższym zdjęciu.
Wylot z kanału wodnego w Ludwikowicach Kłodzkich/Miłkowie. Stan na listopad 2016. (fot. Jakub Pomezański)
Obecny stan utrzymania kompleksu ma również swoje plusy, można zajrzeć praktycznie w każdy zakamarek i osobiście zapoznać się z pozostałymi do dziś budynkami choć niestety większość z nich jest już cieniem samego siebie z przed lat. Właśnie podczas penetracji okolic dawnej elektrowni zauważyłem coś co przykuło moją uwagę. Na jednej z hałd zauważyłem coś białego, tym czymś okazał się piękny i bardzo duży izolator, który prawdopodobnie na skutek intensywnych opadów deszczu jakie miały tam miejsce "wyszedł z pod ziemi". Prawdopodobnie jest to jeden z ostatnich lub nawet ostatni zachowany tak w dobrym stanie izolator z tutejszej elektrowni. Nie zastanawiając się natychmiast go wykopałem i po częściowym oczyszczeniu przekazałem go do Muzeum Techniki Militarnej Mölke gdzie stał się elementem wystawy. Choć sam nie do końca zgadzam się z koncepcją tego przedsięwzięcia to jednocześnie uważam, że nie ma lepszego miejsca gdzie mógłby być pozostawiony jako eksponat.
Znaleziony izolator. (fot. Jakub Pomezański)
Poza pasjonującą historią z okresu działalności kopalni na każdym kroku wybija się najmroczniejszy okres tych ziem kiedy to prowadzono tutaj prace produkcyjne na zboczu Włodyki ale również w podziemiach - na terenie dawnej kopalni. Nie istnieje na to co prawda żaden oficjalny dowód jednak powstanie w tym miejscu zakładów DAG nie było przypadkiem, a niewykorzystanie potencjału jaki dawały wykute ówcześnie sztolnie wydaje się być praktycznie niemożliwy. Niestety cała kopalnia "Wacław" w chwili obecnej jest zalana, miały do tego doprowadzić opuszczające w 1945 roku wojska Niemieckie.
Do tematu Ludwikowic będę wracał jeszcze niejednokrotnie przedstawiając go od praktycznie nieznanej strony ale również poruszając bardziej znane kwestie. Prawie każdy słyszał o "Dzwonie", o fabryce DAG czy o okolicznych obozach pracy miejsce to ma jednak jeszcze jedną historię, o wiele bardziej mroczną, a dotyczącą eksperymentów na ludziach jakie tu prowadzono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz