niedziela, 11 marca 2018

Wałbrzyskie spotkanie

Wczorajszy dzień był bardzo istotny z punktu widzenia mojej działalności na polu poszukiwawczym ponieważ po wielu próbach udało się w końcu zorganizować spotkanie prawdziwych zapaleńców, badaczy, a także ludzi chcących działać wspólnie dla rozwiązania tajemnic związanych nie tylko z Górami Sowimi ale również Wałbrzychem i jego najbliższą okolicą. W spotkaniu tym uczestniczył mój nieodżałowany kolega Alan ze Świętochłowic, Maciej z Wrocławia, a także Tomasz Kostyła - fotograf i człowiek całkowicie pochłonięty tajemnicami Wałbrzycha. Brałem w nim również ja, a także wielki i wspaniały człowiek, który bardzo aktywnie działa na polu tajemnic "Riese" - Stanisław Bulza (autor doskonałego cyklu "Szlakiem śmierci - Koniec tajemnicy Riese", do którego linki zamieszczę poniżej dzisiejszego wpisu). Koniecznym jest również nadmienienie tutaj, że to właśnie Stanisław jako pierwszy podjął temat hitlerowskiej świątyni na górze Niedźwiadki w ujęciu okultystycznym. Podczas spotkania postanowiliśmy podjąć się rozwiązania kilku tematów oraz postanowiliśmy rozpocząć prace nad pewnymi ważnymi projektami. Można uznać, że był to początek bardzo dobrej i długiej współpracy na polu poszukiwań. Oczywiście spotkanie to odbyło się w terenie dlatego warto napisać kilka słów o tym co robiliśmy.

Autor bloga wraz ze Stanisławem Bulzą w znajdującym się na terenie Wałbrzycha obiekcie nazywanym Totenburg, marzec 2018. (fot. Tomasz Kostyła)

Znaczną część czasu poświęciliśmy na uprzednio wymieniony Totenburg skupiając się na jego części naziemnej jak i podziemnej, a także analizę terenu w konfrontacji ze zdjęciami pochodzącymi z okresu jego świetności. Co o tej budowli można powiedzieć? Przede wszystkim posiadał on przed laty 3 wejścia do jego części znajdującej się za murami (dwa z nich są obecnie zamurowane), a stanowiącej swoisty dziedziniec z okalającym go krużgankiem. Przed latem znajdowały się tam mozaiki, figury oraz rzeźby, które w szczątkowym stanie zachowały się do dnia dzisiejszego. Zwieńczenie, całej budowli był kilkumetrowy znicz ustawiony na środku dziedzińca, na którym palił się wieczny ogień zasilany gazem ziemnym. Ze względu na ulokowanie "świątyni" na wzgórzu była widoczna z każdej części Wałbrzycha jak i najbliższej okolicy. Warto nadmienić również, że do dzisiejszego dnia po lewej jak i prawej stronie budowli od strony głównego wejścia znajdowały się dwa postumenty, na których stały niemieckie orły. Budowa natomiast trwała dwa lata i zakończyła się w 1938 roku, warto tę datę zapamiętać ponieważ jeszcze do niej nawiążę. Oficjalnym powodem wybudowania go właśnie w tym miejscu było rzekomo niskie poparcie dla partii NSDAP, które w 1933 przejęła na drodze demokratycznych wyborów władzę w Niemczech, a konstrukcja ta miała budować dumę narodową i tożsamość mieszkańców okolicy. Jakby nie patrzeć dość kosztowny pomysł na poprawę poprawę poparcia...


Totenburg dzisiaj, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Udało nam się również obejrzeć miejsce gdzie od 1938 roku czyli od roku kiedy budowa mauzoleum-świątyni została ukończona znajdował się amfiteatr gdzie miały odbywać się przedstawienia uświetniające obchodzone tam uroczystości. Zresztą podobnie jak w innej, analogicznej Roberta Tischlera - człowieka, który zaprojektował "wałbrzyską świątynię" - jaką było mauzoleum znajdujące się do dziś na górze Św. Anny gdzie został stworzony kompleks zawierający zarówno mauzoleum wraz z amfiteatrem. Interesującym faktem jest jednak to, że w przeciwieństwie do obiektu z opolskiego konstrukcja z Wałbrzycha nie posiada części podziemnej poza biegnącym dookoła niej (na planie kwadratu) korytarza o prawdopodobnym charakterze technicznym, a także grobowcowym ponieważ posiada on wydzielone boczne komory. Niektórzy jednak twierdzą, że obiekt ten mógł posiadać jeszcze jeden, niższy poziom co jest powodowane tym, że Totenburg został wybudowany nad chodnikami dawnej kopalni. 

Fragment przekazanej mi przez Tomka Kostyłę górniczej mapy przedstawiającej chodniki górnicze pod Wałbrzychem.

Znana i dostępna cześć podziemi jest zresztą ciekawa również z innych powodów, kilka ścian noszą ślady prowadzonych tu poszukiwań, a także widnieją na nich napisy w języku łacińskim odnoszące się do starożytnego Rzymu co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Widnieje tam również w jednej z bocznych komór wymalowany tę samą farbą co wspomniane napisy trójkąt, na którym dorobił ktoś nie pasujące do jego stylu oko. Głupia zabawa, wandalizm, a może jakieś niezrozumiałe obrzędy grup okultystycznych? Trudno znaleźć na to jednoznaczną odpowiedź...



 Biegnący dookoła Totenburga korytarz w szerszym ujęciu wraz z widniejącymi na ścianach napisami po łacinie, które kolejno oznaczają: lucernaria - określenie grupy świecących żyjątek jakie zamieszkują dna oceanów; lex duodecim tabularum - ustawa lub prawo dwunastu tablic czyli pierwsze skodyfikowanie prawa rzymskiego; cubicula locula - są to w zasadzie dwa słowa, pierwsze z nich odnosi się do budowanych pod Rzymem potężnych rozmiarów krypt w których znajdowały się komory-nisze gdzie bezpośrednio spoczywały zwłoki, które określane były mianem drugiego słowa; testimonium bannorum - zwrot odnoszący się znów do okresu po urodzeniu Chrystusa, a oznaczającego świadectwo zapowiedzi (odniesienie do ślubu) wystawione przez obcą parafię potwierdzające to, że zostały one dokonane w miejscu innym niż tym gdzie ślub ma się odbyć, poniżej niego znajduje się znaczna ilość nazw w języku polskim. Stan na marzec 2018, fot. Jakub Pomezański.

Chciałbym teraz poruszyć wspomnianego już roku zakończenia budowy Totenburgu jakim był 1938 rok, jak zauważył Tomek Kostyła w odniesieniu do obrzędów jakie musiały się tam odbywać (jak wiadomo już Niemcy w III Rzeszy opracowali specyficzne rytuały w odniesieniu do okultyzmu, a kluczowy był tutaj okres właśnie do wybuchu II Wojny Światowej, pisałem o tym m.in. TU), że miejsce to stało się na pewien sposób przeklęte, a obiekt ten górując jakoby nad wszystkim dookoła stał się symbolem zajęcia tych terenów. Wraz z zakończeniem jego budowy w 1938 roku zbiegło się również jedno nie potwierdzone oficjalnie wydarzenie jakim było założenie obozu koncentracyjnego w obecnej Rogoźnicy nazywanej wtedy Gross-Rosen. Zdaje sobie tutaj oczywiście sprawę z tego, że obóz ten według każdej książki miał powstać w 1940 roku jednak nie piszę tego bezpodstawnie, a w oparciu o dawne dokumenty amerykańskiego wywiadu OSS - Office of Strategic Services (Biuro Służb Strategicznych, poprzednik CIA), które zamieszczam poniżej. Dla przypomnienia chciałem tą sprawą zainteresować kilku ludzi co spotkało się z absolutnym brakiem zainteresowania, a nawet atakami ze strony osób z części tzw. świata naukowego (na szczęście było ich niewielu, a w opozycji do nich znaleźli się również tacy co wyrazili zainteresowanie tematem, a także niezrozumienie w odniesieniu do zachowania ich kolegów po fachu). Niestety historia tego niemieckiego obozu koncentracyjnego jaki znajduje się obecnie na terenie Polskiego Dolnego Śląska jest jeszcze pełna wielu niedomówień jak choćby sprawy mającej znajdować się na jego terenie komory gazowej, o której piszą amerykanie, a nawet muzeum Yad Vashem (na opublikowanej przez nich mapie obozu), o której próżno szukać informacji w znanych nam publikacjach. Czy zatem idąc dalej tym tropem można stwierdzić, że zarówno historia plugawego miejsca jakim zapewne był sam Totenburg, a także miejsca kaźni, którym było Gross-Rosen mają jakiś jeden wspólny początek? Być może tak właśnie było jednak nie można wtedy zapomnieć o jeszcze jednym miejscu czyli znajdującym się nieopodal olbrzymie, który do dziś skrywa jeszcze wiele sekretów. Być może związek ten występuje również w jego kontekście.

Fragment dokumentu OSS zawierający informacje o Gross-Rosen i jego powstaniu w 1938 roku. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Skoro mowa już o "Riese" jak i jego tajemnicach to należy już przejść do kolejnego tematu, który w dniu wczorajszym został podjęty. Choć nie przekroczyliśmy tej symbolicznej bramy do kompleksu jaką są dla mnie tunele pod Wołowcem to stanęliśmy u jej progu wysłuchując bardzo ciekawych opowieści Stanisława Bulzy jak i jego teorii na temat znajdujących się tam namacalnych do dzisiejszego dnia śladów. Poza obejrzeniem kanału technicznego jaki ulokowany jest tuż przed ich wlotem, a który miał powstać w czasie ostatniej wojny przyjrzeliśmy się również ciekawej hałdzie urobku. Co ciekawa kanał ten pozostaje cały czas zalany wodą, a wiązać się może na wpół mitycznym kompleksem Rüdiger, jaki miał być tam ulokowany. Trzeba przyznać, że pogoda zdecydowanie dopisała i zapewniła nam dodatkowe atrakcje w postaci pięknie oblodzonych skał tuż przy wolcie do tuneli.


 Tunele kolejowe pod Wołowcem od strony Wałbrzycha w ujęciu z hałdy urobku oraz zalany wodą kanał pomiędzy torowiskami, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Będąc w tych miejscu nie można również zapomnieć o sztolni ulokowanej powyżej nieczynnego już wlotu do tunelu kolejowego dlatego zajęliśmy się również jego eksploracją. Swego czasu był on badany przez jedną z grup, prowadzono również prace mające na celu wypompowanie wody z szybu jaki w nim się znajduje. Z uzyskanych informacji wejście do  tej sztolni przypominające obecnie lisią norę było zabezpieczone stalowymi drzwiami, a wejście do niego zostało omurowane cegłami. 

 Szyb znajdujący się w sztolni powyżej tunelu kolejowego oraz jej korytarz, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

W sztolni tej doszło również do ciekawej obserwacji dokonanej przez Macieja, otóż w odległości 50 kroków od wejścia, w stropie znajduje się beton wymieszany razem z kamieniami co zostało przez naszego kolegę zauważone. Jak się później okazało w tej samej odległości na powierzchni znajduje się otwór - czy byłą to pozostałość po wykonaniu w tym miejscu czopu? Według kolegów z innej grupy miał się tam znajdować szybik urobkowy co jest tutaj bardzo cenną uwagą.

 Wyraźnie odcinający się od reszty stropu betonowy czop oraz wyjście ze sztolni, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Wczorajszy dzień można uznać za bardzo owocne otwarcie nowego sezonu, podjęte decyzje, plany oraz pomysły na 2018 już niebawem wydadzą odpowiednie owoce. Chciałbym jeszcze tutaj podziękować wszystkim kolegą za przybycie, a w szczególności Stanisławowi, który bardzo wzbogacił naszą wiedzę. Specjalne podziękowania zresztą należą się każdemu - Alanowi za jego zacięcie dokumentacyjne oraz wykonanie ponad 2 godzinnego materiału filmowego, Tomkowi za jego piękne artystyczne zdjęcia oraz dzielenie się wiedzą, a także Maciejowi za wykorzystywanie w terenie wiedzy technicznej oraz niesamowitą spostrzegawczość. Zdecydowanie było warto!

 Tomek i Stanisław w trakcie rejestracji przez Alana oraz Maciej weryfikujący głębokość odwiertu w podziemiach Totenburga, marzec 2018. (fot. Jakub Pomezański)

Oraz obiecane we wstępie odnośniki do opracowania Stanisława Bulzy:
- CZĘŚĆ I
- CZĘŚĆ II
- CZĘŚĆ III
- CZĘŚĆ IV
- CZĘŚĆ V
- CZĘŚĆ VI
- CZĘŚĆ VII
- CZĘŚĆ VIII
- CZĘŚĆ IX


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz