Znajdujący się na przedłużeniu ul. Grzybowej w Miliczu las powinien bez dwóch zdań stanowić wizytówkę tego dolnośląskiego miasta. Mówię to jako osoba mająca bardzo często do czynienia z tego typu ostojami dzikiej natury jednak jeszcze żaden z nich nie zafascynował mnie tak jak ten milicki - nie dość, że mamy tam bardzo ciekawe ukształtowanie terenu, piękną ściółkę oraz drzewostan to jeszcze jest to jeden z najmniej zaśmieconych lasów jakie widziałem (tutaj głęboki ukłon w stronę mieszkańców Milicza i okolic za zachowanie go w takim doskonałym stanie). Niestety ten sielankowy krajobraz został naznaczony piętnem cierpienia gdyż to właśnie on został przecięty linią głębokiego rowu przeciwczołgowego zbudowanego rękami kobiet z opisywanego w moim poprzednim tekście niemieckiego obozu pracy przymusowej FAL Birnbäumel (jeśli nie miałeś jeszcze okazji zapoznać się z tym tekstem to zrobisz to W TYM miejscu). Dzisiejszy materiał będzie stanowić jego swoistą kontynuację i uzupełnienie zawierające dokładny opis rowu przeciwczołgowego, okopów, a także pewnej tajemnicy niejako ukrytej przez naturę, a związanej jeszcze z 1943 rokiem czyli okresem poprzedzającym budowę umocnień ziemnych w tej okolicy. Specyfika obiektów jakimi są właśnie rowy przeciwczołgowe oraz okopy stwarza również doskonały pretekst do tego aby publikacja ta zawierała analizę terenu lasu na podstawie laserowego skaningu systemu LIDAR, a którego wizualizacje stanowiły dla nas - eksploratorów fortyfikacji ziemnych z okolic Milicza - nieodłączny element wyprawy z dnia 21.03.2020. Dane pozyskane z pomocą LIDAR-a przyczyniły się również do odkrycia wspomnianej już tajemnicy jednak temat ten pozwolę sobie zostawić na sam koniec tekstu uchylając w tej chwili jedynie jego niewielkiego rąbka w postaci zamieszczonego poniżej zdjęcia.
Podobnie jak w przypadku szamba z dawnego FAL Birnbäumel tak i w tym przypadku mamy do czynienia z datą odciśniętą w betonie. Nie jest to jednak 1939, a 1943 rok natomiast miejsce to zlokalizowane jest w okolicy Milicza, a nie w Gruszeczce. Stan na marzec 2020.
Jak zapewne Ci co mieli już okazję przeczytać w tekście dotyczącym żeńskiego obozu pracy przymusowej wiedzą, że głównym zadaniem skoncentrowanych tam kobiet była budowa umocnień wchodzących w skład tzw. linii Bartholda - tajnej operacji realizowanej przez III Rzeszą mającej na celu zabezpieczenie Dolnego Śląska oraz Wrocławia przed nacierającą Armią Czerwoną. Linia ta ciągnie się na długości setek kilometrów i przecina m.in. okolice Milicza, Sycowa czy też Namysłowa. W jej skład wchodzą przede wszystkim umocnienia ziemne ale również betonowe obiekty w postaci schronów, zapór zwanych "smoczymi zębami" czy też kilku tonowymi blokami wykonane z tego samego materiału, które miały być wykorzystane jako blokady głównych ciągów komunikacyjnych. Choć tego typu umocnienia mogą sprawiać wrażenie nieszkodliwych to proszę jednak pamiętać o tym, że pokonanie - nawet dla znakomitego jak na tamte czasy sowieckiego czołgu T-34 - głębokiego na około 3 metry, a szerokiego na 5 rowu stanowiłoby nie lada problem. Nawet gdyby w nim nie utknął to wyjeżdżając z niego odsłoniłby praktycznie całe swoje podwozie wystawiając się jednocześnie jako bardzo łatwy cel nawet dla zwykłego żołnierza piechoty uzbrojonego w ręczną broń przeciwpancerną. Kluczowym zatem było wybudowanie w pobliżu wszystkich umocnień wchodzących w skład linii Bartholda stanowisk wspierających w postaci właśnie wspomnianych już okopów, bunkrów, pomniejszych ziemianek dla żołnierzy uzbrojonych w broń typu Panzerfaust czy też Panzerschreck oraz wykorzystania wszelkich dostępnych środków pozwalających na utworzenie punktów oporu służących jako miejsca w których organizowanoby zasadzki skutecznie opóźniające przemarsz czerwonoarmistów.
Schemat Polskiego rowu przeciwczołgowego pochodzący z podręcznika przeznaczonego dla żołnierzy LWP. Jego kształt oraz wymiary zbliżone są do tych niemieckich, budowanych m.in. w okolicach Milicza gdyż opierały się na doświadczenach wypracowanych przez Wermacht w okresie II Wojny Światowej (archiwum autora).
Do tego typu działań można zaliczyć znane głównie z frontu zachodniego niemieckie techniki saperskie polegające na możliwie jak najtańszej budowie już nie tylko fortyfikacji ziemnych ale również bunkrów wykonanych z... drewnianych bali. Konstrukcje tego typu nie dość, że były bardzo tanie i nieskomplikowane w wykonaniu (ich wytworzenie polegało głównie na umiejętnym ułożeniu na sobie ściętych drzew) to jeszcze ich wygląd niespecjalnie rzucał się w oczy amerykańskim żołnierzom gdyż sprawiał wrażenie części naturalnego krajobrazu lub po prostu uznawany był za ścięte przez leśników i ułożone na kupie drzewa nie mające jakiegokolwiek charakteru militarnego. Ponadto, a co jest tutaj kluczowe - takie drzewne bale stanowiły naturalną osłonę o trwałości porównywalnej niemal do betonu gdyż ich przestrzelenie z małokalibrowej broni znajdującej się na wyposażeniu US Army było praktycznie niemożliwe podczas krótkiej wymiany ognia do jakiej przede wszystkim je wykorzystywano. A skoro mowa o wymianie ognia to warto jeszcze wspomnieć, że trzon takich niemieckich grup zasadzkowych stanowili saperzy pośród których znajdował się jeden lub dwóch żołnierzy uzbrojonych w miotacz ognia Flammenwerfer 39, jeden żołnierz uzbrojony w ciężki karabin maszynowy MG42 lub MG34, a także kilku piechurów doposażonych w broń automatyczną. Wspominam o tym nie bez znaczenia ponieważ clue powodzenia tego typu operacji było zaatakowanie wroga możliwie jak najbardziej zmasowanym ostrzałem z broni ręcznej z wykorzystaniem ognia oraz granatów w możliwie jak najkrótszym czasie. Następnie przy wykorzystaniu powstałego zamieszania wycofanie się na bezpieczną odległość, przegrupowanie, uzupełnienie zapasów oraz wykorzystanie kolejnego zbudowanego na tę okoliczność drewnianego schronu. Działania te można porównać do operacji partyzanckich, których skuteczność boleśnie odczuli na swych "plecach" Niemcy podczas okupowania Polski. Doświadczenia te jednak nie poszły w przysłowiowy las, głównie dzięki analizom prowadzonym przez niezależną od Abwehry komórkę wywiadu znaną pod nazwą Obce Armie Wschód (niem. OKH Fremde Heere Ost), a dokładniej jej szefa - Reinharda Gehlena. Materiały zebrane przez niego posłużyło w końcowym okresie II Wojny Światowej do opracowania taktyk o charakterze partyzanckim, a sam Gehlen optował nawet za tym, że Niemcy powinni utworzyć podziemną organizację o strukturze i zadaniach zbliżonych do Polskiej Armii Krajowej.
Żołnierze Wermachtu zbliżający się do wykonanego z drewnianych bali schronu. Postać z wyraźnie widoczną na plecach butlą uzbrojona jest we wspomniany już miotacz ognia Flammenwerfer 39 (archiwum autora).
Nie jest to jednak zagadnienie na dzisiejszy tekst dlatego spójrzmy na inny wart odnotowania konstrukt wykonywany przez Wermacht w schyłkowym okresie III Rzeszy, którego głównym celem było opóźnienie natarcia wojsk alianckich jaki również wpisywałby się w szereg działań o charakterze uzupełniającym. Tym konstruktem były blokady drogowe powstające na skutek zwalania ściętych drzew na mające być wykorzystane przez Aliantów ciągi komunikacyjne. Nie było to jednak takie zwykłe poukładanie na kupce dużej ilości bali, a coś o wiele bardziej zmyślnego i perfidnego. Drzewa wykorzystane do budowy blokady czy też raczej bariery drogowej nazywane po Niemiecku Baumstaemmen były dodatkowo poskręcane ze sobą za pomocą drutu kolczastego, a ponadto pomiędzy balami były również poukrywane pułapki powstałe z granatów, min czy też innych dostępnych materiałów wybuchowych. Aby uniemożliwić ich ominięcie stosowano także pola minowe zabezpieczające skrzydła oraz podejście. Jak widać możliwości zabezpieczenia okolic rowów przeciwczołgowych mogło być naprawdę bardzo wiele, a ich budowa opierająca się głównie na improwizacji oraz wykorzystaniu szeroko dostępnych materiałów nie stanowiła zbyt dużego obciążenia finansowego dla budżetu III Rzeszy, która od połowy 1944 roku znalazła się w wyjątkowo ciężkiej z ich punktu widzenia sytuacji.
Ilustracja pochodząca z książki Gordona L. Rottmana pt. "Niemiecki Pionier 1939-1945 Saper szturmowy Wermachtu" przedstawiająca niemieckich saperów w trakcie budowy Baumstaemmen. Dwóch z nich zajmuje się ścinaniem drzewa przy użyciu spalinowej piły Dolmar CL, natomiast trzeci wypakowuje miny talerzowe, które posłużą do budowy pól minowych.
Owe problemy III Rzeszy spowodowane były nie tylko przez coraz to trudniejszy dostęp do surowców pozwalających na zapewnienie ciągłości zaopatrzenia w sprzęt niemieckiej machiny wojennej spowodowany przez nieustanne spychanie jednostek Wermachtu oraz Waffen SS w głąb kraju. Nie bez znaczenia pozostawała również dynamika z jaką się to spychanie odbywało, przede wszystkim na froncie gdzie błyskawiczna ofensywa Armii Czerwonej doprowadziła do tego, że w okolicach Milicza na początku 1945 roku nie doszło do jakichkolwiek większych walk z wykorzystaniem przedstawionych powyżej taktyk opóźniających w tej części linii Bartholda. Liczba wojska ZSRR była tak duża, a jej przemarsz tak szybki, że zabrakło czasu jak i środków pozwalających na prowadzenie skutecznej obrony oraz działań opóźniających pomimo tego, że prace mające na celu wybudowanie rowów przeciwczołgowych trwały już od października 1944 i w znacznej części pozostawały ukończone. Warto tu również oszacować okres do którego trwała ich budowa dlatego w tym celu należy przypomnieć, że obóz FAL Birnbäumel, w którym to osadzone kobiety zajmowały się pracami budowlanymi na tym odcinku umocnień został ewakuowany w dniu 23 stycznia 1945 roku. Ze względu na powyższe można założyć, że prace budowlane trwały najpóźniej do 21 lub 22 stycznia, a ich niewolnicza praca na rzecz Niemiec została w pewnym sensie zmarnowana gdyż rowy przeciwczołgowe nie zostały wykorzystane w takim stopniu jak zakładano. Nie jest to jednak przypadek osamotniony gdyż wiele podobnych niemieckich linii obronno-opóźniających jakie wybudowane zostały na ziemiach okupowanej Polski nie było użytych w walce.
Takim najbliższy i w sumie najbardziej aktualny przykład zarazem stanowi linia obrony OKH Stellung B-2, której odcinek ciągnący się od Sieradza do Miłkowic opisywałem W TYM tekście jaki ukazał się na moim blogu w dniu 23 marca 2020. Poza umocnieniami ziemnymi w postaci okopów oraz rowów przeciwczołgowych wybudowanych rękami okolicznych mieszkańców zmuszonych siłą do niewolniczej pracy znajdowały się tam również standardowe schrony typu Ringstand oraz Regelbau - wszystkie oddane bez chociażby jednego wystrzału przez znajdujący się w odwrocie Wermacht. Co do samego Milicza natomiast to jak już wspominałem nie znajdują się tam jakiekolwiek inne umocnienia poza ziemnymi, których łączna długość wynosi około 15 kilometrów i rozciąga się w kierunku południowo-zachodnim w stronę wsi Pracze. Od głównej linii rowu przeciwczołgowe odbija również odnoga skierowana na południowy-wschód kończącą się nieopodal ul. Trzebnickiej w Miliczu. Teren, który wybraliśmy do spenetrowania obejmował obszar od okolic szpitala kończąc na granicy wyznaczonej przez las od strony południowej wliczając w niego wymienioną przed chwilą odnogę.
Nie wspomniana w tekście, a również wykorzystywana przez Wermacht taktyka opóźniania kolumn wojsk przeciwnika polegająca na wysadzaniu pojazdów oraz dużych ich zgrupowań z użyciem sterowanych pojazdów-min o napędzie elektrycznym typu Sd.Kfz. 302 Goliath. Na zdjęciu widzimy niemieckiego sapera skrywającego się za uprzednio ściętymi gałęziami w towarzystwie Goliath-a. Ze względu na duże koszy produkcji pojazdów-min oraz stosunkowe proste sposoby ich unieruchomienia polegające na uszkodzeniu kabla łączącego je z panelem sterującym wykorzystywanie ich nie było zbyt popularne. Pojawiają się jednak przy okazji obrony Wrocławia w 1945 roku kiedy to zostały z powodzeniem wykorzystywane do odpierania natarcia Armii Czerwonej. Ciekawe czy trafiły tam przypadkiem czy też w celu wykorzystania ich na linii Bartholda zanim zdecydowano o pomniejszeniu jej znaczenia dla obrony tej części III Rzeszy (archiwum autora).
Takim najbliższy i w sumie najbardziej aktualny przykład zarazem stanowi linia obrony OKH Stellung B-2, której odcinek ciągnący się od Sieradza do Miłkowic opisywałem W TYM tekście jaki ukazał się na moim blogu w dniu 23 marca 2020. Poza umocnieniami ziemnymi w postaci okopów oraz rowów przeciwczołgowych wybudowanych rękami okolicznych mieszkańców zmuszonych siłą do niewolniczej pracy znajdowały się tam również standardowe schrony typu Ringstand oraz Regelbau - wszystkie oddane bez chociażby jednego wystrzału przez znajdujący się w odwrocie Wermacht. Co do samego Milicza natomiast to jak już wspominałem nie znajdują się tam jakiekolwiek inne umocnienia poza ziemnymi, których łączna długość wynosi około 15 kilometrów i rozciąga się w kierunku południowo-zachodnim w stronę wsi Pracze. Od głównej linii rowu przeciwczołgowe odbija również odnoga skierowana na południowy-wschód kończącą się nieopodal ul. Trzebnickiej w Miliczu. Teren, który wybraliśmy do spenetrowania obejmował obszar od okolic szpitala kończąc na granicy wyznaczonej przez las od strony południowej wliczając w niego wymienioną przed chwilą odnogę.
Obszar poddany weryfikacji terenowej podczas eksploracji poniemieckich rowów przeciwczołgowych w okolicach Milicza widoczny na skanie satelitarnym LIDAR z wyraźnie odznaczającymi się anomaliami w ukształtowaniu terenu (źródło: Geoportal).
Podczas operowania na tym terenie udało się nam zbadać blisko połowę całości rowów przeciwczołgowych, a także dotrzeć do wszystkich znajdujących się tutaj okopów. W dalszej części tekstu prześledzimy przebytą przez nas trasę z podziałem na odcinki, których nazwy zostały stworzone przeze mnie na potrzeby odnalezienia się w terenie oraz usystematyzowania zdobytej o nich wiedzy poczynając od miejsca startu w okolicach milickiego szpitala poprzez zakończenie obszaru eksploracji znajdującego się na krańcu lasu od strony południowej wliczając w to również odnogę, której zakończenie znajduje się w okolicach ulicy Trzebnickiej. Znajdzie się tu również miejsce na przedstawienie z osobna okopów ponieważ każdy ich relikt znajdujący się w tej okolicy charakteryzował się czymś innym, a także przyjrzymy się dziwnym lejom mogącym świadczyć o tym, że na milickim odcinku linii Bartholda mogło dojść do walk prowadzonych na małą skalę jak i samodzielnym stanowiskom dział. W tym momencie chciałbym również zastrzec, że będzie to przedstawienie bardziej obrazowe niż opisowe bo trudno jest napisać coś więcej o tego typu obiektach będących w rzeczywistości wykopanymi w ziemi rowami, a pisanie po raz kolejny o okresie ich budowy i podanych już w dzisiejszym tekście faktów odnoszącym się bezpośrednio do niemieckiego obozu pracy w Gruszeczce byłoby bezcelowe. Pomimo tego w opisach poszczególnych odcinków rowów przeciwczołgowych zostanie zawartych kilka ciekawych informacji. Myślę, że taką wisienką na torcie będą pewne wnioski jakie można wyciągnąć na podstawie jednego z odcinków rowów przeciwczołgowych odnoszące się do sposobu budowy tego typu umocnień przez firmę Unternehmen Barthold - głównego wykonawcę tajnej akcji Barthold. Natomiast aby zapobiec ciągłemu powtarzaniu adnotacji o źródle pochodzenia znajdujących się poniżej wycinków mapy przedstawiającej satelitarny skan laserowy gruntu uzyskany za pośrednictwem technologii LIDAR nadmieniam, że wszystkie one pochodzą ze strony geoportal.gov.pl. Warto w tej chwili zanim jeszcze zacząłem przedstawiać aktualne zdjęcia rowu przeciwczołgowego poświęcić kilka zdań na pewną ciekawostkę związaną właśnie ze sztuką fotograficzną. O ile mi wiadomo nie zachowały się lub też nie są szeroko dostępne żadne zdjęcia przedstawiające linie Bartholda wykonane w okresie ich budowy czy też zaraz po II Wojnie Światowej dlatego pewnym ewenementem jest fotos wykonany przez amerykańskiego fotografa Johna Philipsa w połowie 1945 roku, który to przyjechał do Polski w celu uwiecznienia powojennego krajobrazu. Traf chciał, że dotarł w okolicę Sycowa gdzie umocnienia ziemne sięgają i uchwycił na zdjęciu chłopaka w czapce wyglądającej na szkolną oraz plecakiem owiniętym kocem na tle rowu przeciwczołgowego. Fotografia ta wzbudziła szerokie zainteresowania trafiając nawet do magazynu Life gdzie podpisano ją w następujący sposób: "Były Polski partyzant idzie na piechotę w kierunku Wrocławia do kilku swoich przyjaciół". Jest to ciekawe i prawdopodobnie jedyne szeroko dostępne zdjęcie przedstawiające rowy przeciwczołgowe z okresu kiedy zostały wybudowane pozwalające na porównanie ich aktualnego kształtu z tym jak wyglądały przed laty.
Fotografia Johna Philipsa, na której zupełnie przypadkowo uchwycił fragment rowu przeciwczołgowego będącego częścią linii Bartholda w okolicach Sycowa (źródło: sycow.poznan.lasy.gov.pl).
Rów przeciwczołgowy, odcinek I - długa prosta z łukiem
Jest to najlepiej zachowany odcinek rowów przeciwczołgowych znajdujących się w okolicy Milicza tworzący jednocześnie najdłuższą prostą z zachowanym niewielkim łukiem. Położony w pobliżu ulicy Grzybowej rozpoczyna się tuż przy szpitalu, a kończy na skraju lasu w jego południowej części. To właśnie tuż przy nim zostały wybudowane okopy, a także można dostrzec ślady wyglądające na leje po pociskach moździerzowych. Rów na tym odcinku przecięty jest trzema drogami jednak musiały one prawdopodobnie powstać już w okresie powojennym, na całej jego długości widoczne są nasypy powstałe przy jego budowie odznaczające się również na satelitarnym skanie gruntu.
Stanowiska dział
O ile z ustaleniem przeznaczenia tych koryt nie mieliśmy większych problemów tak już ustalenie powodu ich budowy w tym miejscu w roku 1943 przysporzyło znacznie więcej problemów. Jedyną sensowną hipotezą jaką można tutaj wysnuć jest połączenie terenu lasu położonego przy obecnej ul. Grzybowej ze znajdującą się nieopodal strzelnicą jaka mogła być w owym roku wykorzystywana przez jeźdźców niemieckiej artylerii konnej dowodzonych przez Wachmistrza Webera, którzy przy okazji przeprowadzali ćwiczenia jeździecki w jej najbliższej okolicy. Czy jednak mogło być tak na pewno tego nie jestem w stanie stwierdzić. Jeśli czytając ten tekst wpadłeś na jakiś inny pomysł niż mój lub też posiadasz wiedzę pozwalającą na określenie rzeczywistego przeznaczenia tych poideł to koniecznie daj mi znać. Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć, że znalezisko to traktuję jako nasze odkrycie z tego powodu, że jak do tej pory nie zostało ono jeszcze w żadnych znanych mi publikacjach opisane czy też skatologowane wraz z wyjaśnieniem znajdujących się na nich napisów oraz określeniem ich funkcji w tym miejscu. Jeśli jednak znajdują się jakieś materiały opisujące wspomniane już poidła to równiez proszę o wiadomość abym mógł mieć pewność, że nie powinienem ich traktować jako coś zupełnie nowego i jak do tej pory nieznanego.
Jest to najlepiej zachowany odcinek rowów przeciwczołgowych znajdujących się w okolicy Milicza tworzący jednocześnie najdłuższą prostą z zachowanym niewielkim łukiem. Położony w pobliżu ulicy Grzybowej rozpoczyna się tuż przy szpitalu, a kończy na skraju lasu w jego południowej części. To właśnie tuż przy nim zostały wybudowane okopy, a także można dostrzec ślady wyglądające na leje po pociskach moździerzowych. Rów na tym odcinku przecięty jest trzema drogami jednak musiały one prawdopodobnie powstać już w okresie powojennym, na całej jego długości widoczne są nasypy powstałe przy jego budowie odznaczające się również na satelitarnym skanie gruntu.
Wybrane zdjęcia przedstawiające rów przeciwpancerny na odcinku tzw. długiej prostej z łukiem wraz z wycinkiem terenu obrazującym jego część na skanie satelitarnym LIDAR (sam rów widoczny jest w postaci trójwymiarowej linii oznaczonej strzałkami). Stan na marzec 2020.
Rów przeciwczołgowy, odcinek II - skrzyżowanie
Miejsce stanowiące skrzyżowanie dwóch rowów przeciwczołgowych - wspomnianego już powyżej odcinka długiej prostej z łukiem oraz odnogi prowadzącej w kierunku ul. Trzebnickiej. Kolejne bardzo dobrze zachowane miejsce o głębokości nie wiele różniącej się w stosunku do tej z okresu jego budowy.
Skrzyżowanie rowów przeciwczołgowych na fotografii wraz z tym samym miejscem widocznym na obrazie z LIDAR-a (zaznaczone w żółtym kółku). Stan na marzec 2020.
Rów przeciwczołgowy, odcinek III - kwadrat
Jest to prawdopodobnie najciekawsze miejsce jeśli chodzi o milickie rowy przeciwczołgowe znajdujące się na zakończeniu lasu od strony południowej i jednocześnie jedyne miejsce gdzie zachowała się oryginalna droga z okresu II Wojny Światowej, która nie podlegała przekopaniu w ramach operacji Barthold. Świadczy o tym charakterystyczny kierunek budowy rowu przeciwczołgowe jakoby okalające biegnącą tam drogę tworząc w ten sposób coś na kształt kwadratu. Ponadto pod drogą został wybudowany przepust pozwalający na swobodny przepływ wody, a ze względu na charakterystyczny kształt betonowej rury jaka została użyta do budowy przepustu tylko utwierdza mnie to w tym, że droga pochodzi z okresu budowy tych ziemnych umocnień. Miejsce to ze względu na dość duże zabezpieczenie rowem mogło być potencjalnym stanowiskiem pozwalającym na zorganizowanie w jego najbliższej okolicy pułapki na nacierających żołnierzy Armii Czerwonej.
Zdjęcia przedstawiające rów przeciwczołgowy przy tzw. kwadracie (niestety nie wygląda to tak atrakcyjnie jak na skanie LIDAR gdzie miejsce to zaznaczone jest żółtym kółkiem) oraz betonową rurę będacą przepustem wodnym pod biegnącą tam drogą. Stan na marzec 2020.
Rów przeciwczołgowy, odcinek IV - odnoga od skrzyżowania
Początek odnogi prowadzącej w kierunku ul. Trzebnickiej, stan zachowania dobry. Ze względu na to, że jest to najbardziej zalesiona część tej linii także w rowie wyrastają drzewa tworzące coś na kształt alei.
Zaznaczony za pomocą żółtych strzałek odcinek rowu widoczny na wizualizacji wraz ze zdjęciami pokazującymi rzeczywisty wygląd odnogi. Jak łatwo zauważyć niektóre drzewa noszą ślady opalenia co świadczy o tym, że nawet tak piękne miejsce jak to może być dotknięte pożarem dlatego przebywając w lesie należy zachować szczególną ostrożność aby nie zapruszyć ognia. Stan na marzec 2020.
Rów przeciwczołgowy, odcinek V - nieukończony
Pomimo tego iż jest to nieukończony odcinek to jego wygląd zarówno na rzucie z LIDAR-a jak również rzeczywisty przedstawiony na zdjęciach pozostaje bardzo interesujący. Ponadto dzięki temu, że nie został on ukończony śmiało można stwierdzić, że jest to najważniejsze miejsce w milickiej części linii Bartholda. Pozwala to na wyciągnięcie wniosków, że budowa rowów przeciwczołgowych nie polegała na stłoczeniu dużej grupy osób (w tym przypadku kobiet z niemieckiego obozu pracy przymusowej jaki znajdował się w Gruszeczce) w jednym miejsce, a dzielono je na mniejsze grupy robocze zajmujące się kopaniem krótkich odcinków, które w dalszej kolejności miały być ze sobą połączone w jedną całość. Znajduje się tutaj również lej, który na wizualizacji posiada charakterystyczny pierścień powstający na wskutek rozchodzenia się fali uderzeniowej będący prawdopodobnie śladem po wybuchu w tym miejscu małej bomby lub pocisku moździerzowego.
Dalsza część bocznej odnogi biegnąca w kierunku ul. Trzebnickiej, a stanowiąca odcinek nieukończony podczas jego budowy w okresie II Wojny Światowej widoczny na skanie LIDAR (zaznaczony dwiema żółtymi strzałkami) wraz z dwoma zdjęciami przedstawiającymi wstępne wykopy w różnych ujęciach oraz prawdopodobnym leju po bombie ukazanym w szerszej perspektywie (na skanie satelitarnym zaznaczony za pomocą małego żółtego koła). Stan na marzec 2020.
Rów przeciwczołgowy, odcinek VI - skrzyżowanie ze strumieniem
Ostatnie już miejsce związane bezpośrednio z rowami przeciwczołgowymi znajdujące się nieopodal ul. Trzebnickiem to skrzyżowanie rowu ze strumieniem. Trudno określić czy ciek ten został skierowany przed laty bezpośrednio do wykopu w celu stworzenia fosy utrudniającej jego przebycie czy też powstał dopiero w późniejszym okresie. Uważam jednak, że bardzo prawdopodobna jest ta pierwsza opcja gdyż wpasowywałaby się w koncepcję tworzonych przez Niemców umocnień. Wyjątek stanowi miejsce nazwane przeze mnie kwadratem gdzie znajduje się przepust wodny pod drogą przecinającą rów przeciwczołgowy pozwalający na swobodny przepływ wody jednak jej cyrkulacja, a nie gromadzenie w tym miejscu było istotne ze względu na koniecznoś utrzymania ciągu komunikacyjnego w stanie pozwalającym na poruszanie się po nim ewentualnych cięzkich pojazdów bojowych.
Skrzyżowanie strumenia z rowem przeciwczołgowym ukazane na fotografii oraz rzucie LIDAR, w którym miejsce to oznaczone zostało za pomocą żółtego koła. Co ciekawe na jednym z drzew znajdującym się w prawej części zdjęcia jakiś dowcipniś umieścił zwierzęcą czaszkę. Stan na marzec 2020.
Spójrzmy teraz na zachowane w pobliżu linii Bartholda na jej milickim odcinku okopy oraz stanowiska dział. Niestety nie wiadomo czy zostały one wykopane przez więźniarki z Gruszeczki czy też przez żołnierzy Wermachtu nadzorujących prace. Natomiast warto tutaj zwrócić uwagę na zamieszczone podobnie jak w przypadku rowów przeciwczołgowych zrzuty uzyskane dzięki skanowi LIDAR na których widoczna jest w ich pobliżu bardzo duża ilość niewielkich, okrągłych lejów, których rozmiar może świadczyć o tym, że są to pozostałości po wybuchających pociskach moździerzowych. W oficjalnej historiografii Milicza nie natrafimy na jakąkolwiek wzmiankę jakoby w okolicach ul. Grzybowej miało dojść do walk w schyłkowym okresie II Wojny Światowej jednak pozostawione ślady mogą świadczyć o czymś zupełnie innym. Ze względu na to, że śladów w postaci powybuchowych lejów nie znajdziemy tam w jakichś zatrważająco dużych ilościach możemy przypuszczać, że hipotetyczne działania wojenne były prowadzone na wyjątkowo małą skalę lub też można założyć, że teren ten został profilaktycznie ostrzelany przez Armię Czerwoną. Świadczyłoby to o tym, że zwiad sowiecki wiedział co w tym miejscu może się znajdować przez co zostały wydane rozkazy prewencyjnego użycia moździerzy na umocnionym przez wroga obszarze. Moje teoretyzowania znajduje pewne odzwierciedlenie w faktach ponieważ w nocy z 22 na 23 stycznia 1945 roku pod Milicz dotarła niezauważona przez wojska niemieckie 93 Brygada Pancerna ZSRR w celu przeprowadzenia zwiadu zakończonego pełnym sukcesem. Dzięki ich ustaleniom dnia 23 stycznia z samego rana na miasto uderzyły połączone siły 22 Brygady Artylerii i 93 Brygady Pancernej przeprowadzając atak na niczego nie spodziewających się Niemców, którzy ze względu na sytuację w jakiej się znaleźli utworzyli w miejskim ratuszy punkt obrony osadzony setką żołnierzy. Do godziny 17 tego samego dnia do miasta dotarły połączone siły oby brygad, które oczyściły całe miasto jak i jego okolicę z ukrywających się niedobitków Wermachtu. Biorąc powyższe pod uwagę można założyć, że uciekający Niemcy skierowali się w stronę umocnionej linii Bartholda gdzie doszło do jakiejś niewielkiej walki czy też ich bezpośredniej ucieczki w stronę Wrocławia podczas której zostali ostrzelani przez czerwonoarmistów. Pokuszę się tu nawet o stwierdzenie, że to sami Niemcy korzystając z elementu zaskoczenia w postaci rowów przeciwczołgowych w miarę możliwości dostępnych środków sami otwarli ogień z ręcznych moździerzy piechoty. Niestety jest to tylko i wyłącznie hipoteza nie znajdująca jakichkolwiek potwierdzeń w źródłach zawierająca kilka możliwych wersji zdarzeń, a jak było naprawdę zapewne nigdy się już nie dowiemy. Aby doprecyzować kwestie techniczne kolejnego segmentu dzisiejszego tekstu polecam czytelnikom dokładne przejrzenie skanów LIDAR w celu samodzielnego zweryfikowania ilości teoretycznych śladów po wybuchach. Jako przykład takiego typowego leju może posłużyć zamieszczony przy pierwszym okopie skan rzeźby terenu na którym zaznaczony jest najlepiej zachowany lej ulokowany w jego pobliżu.
Okop nr 1
Położona w bliskim sąsiedztwie powybuchowego leju, zachowana w dobrym stanie transzeja. Niestety nie posiada żadnych dodatkowych cech szczególnych jakie wyróżniałyby ją od pozostałych obiektów tego typu jakie można znaleźć w okolicy (nie licząc oczywiście wspomnianego już leju).
Charakterystyczna zygzak zaznaczony żółtym kołem na skanie LIDAR wraz z przylegającym do niego lejem zaznaczonym również żóltym jednak znacznie mniejszym okręgiem wraz z ich przedstawieniem na fotografiach gdzie zdjęcie 1 i 2 (licząc od góry z lewej strony) obrazuje pozostałość okopu, a zdjęcie 3 lej po wybuchu. Stan na marzec 2020.
Okop nr 2
Oddalony od pierwszego o około 300 metrów w kierunku południowo-zachodnim drugi z okopów posiada bardzo dużą działobitnię (miejsce ustawienia działa) oraz zachowany jest w najlepszym stanie ze wszystkich transzei jakie można znaleźć w pobliżu rowów przeciwczołgowych. Co ciekawe biegnie wzdłuż ścieżki, która mogła się tu znajdować już w okresie II Wojny Światowej.
Wybrane zdjęcia okopu wraz ze zbliżeniem na stanowiącą jego część dużą działobitnię widoczny również na rzucie LIDAR gdzie zaznaczony został za pomocą żółtego koła. Stan na marzec 2020.
Okop nr 3
Położony w niedalekim sąsiedztwie okopu nr 2 wyróżniający się od wielu innych podobnych obiektów (i to nie tylko tych zlokalizowanych w okolicy Milicza ale również w innych częściach kraju) tym, że posiada zachowane w dobrym stanie oryginalne wejście prowadzące do jego wnętrza.
W kolejności od góry z lewej zdjęcie nr 1 i 2 przedstawia okop w różnych ujęciach natomiast zdjecie nr 3 ukazuje w zbliżeniu wejście do transzei. Oznaczony standardowo na zapisie z laserowego skaningu gruntu. Stan na marzec 2020.
Okop nr 4
Ostatni z obiektów tego typu, najmniejszy i zarazem najgorzej zachowany ze względu na to, że jest najpłytszy. Na jego krawędziach znajdują się trudno doszczegalne w terenie i praktycznie niewidoczne na fotografiach relikty małych działobitni.
Najgorzej zachowany okop na jaki można natknąć się w okolicach rowu przeciwczołgowego przedstawiony na trzech wybranych zdjęciach jak i na LIDARze. Stan na marzec 2020.
Stanowiska dział
Na obszarze tym możemy natrafić również na trzy wolnostojące stanowiska dział. Nie posiadają one połączeń z okopami, a ich specyficzny układ nasuwa stwierdzenie "co autor miał na myśli". Można przypuszczać jednak, że miały stanowić zabezpieczenie flankujące okop z dużą działobitnią. Wszystkie zachowane są w wyjątkowo dobrym stanie, a jedno z nich służy obecnie jako miejsce na ognisko.
Zdjęcia przedstawiające poszczególne stanowiska dział w kolejności od pierwszego do trzeciego wraz z umiejscowieniem ich w terenie na mapie LIDAR. Stan na marzec 2020.
Mój dzisiejszy tekst jest najdłuższym jaki do tej pory został tu opublikowany, mam nadzieję, że ilość zamieszczonego w nim materiału - zarówno fotograficznego jak i tekstowego - nie jest zbyt przytłaczająca dla czytelnika. Nie mogłem jednak zrobić tego w inny sposób jaki właśnie zrobiłem przedstawiając problematykę tej części linii Bartholda w szerokim spektrum uwzględniającym zarówno metody wspierające jakie mogły zostać wykorzystane w walce obronnej prowadzonej przez Wermacht wraz z samymi rowami przeciwczołgowymi, a także poświęcając miejsce obiektom im towarzyszącym w postaci okopów oraz stanowisk dział. Tylko tak szerokie spojrzenie na to zagadnienie daje pełen obraz tego typu umocnień oraz podkreśla ich specyficzny charakter wykorzystania w działaniach bojowych. Niejako nie wspominając o tym starałem się również dać do myślenia czytelnikowi na temat tego jak ciężką pracą było wykopanie rowów przeciwczołgowych przez zabiedzone kobiety będące więźniarkami obozu pracy, które w najtrudniejszym okresie ze względu na warunki pogodowe zajmowały się ich budową. Przypomnę tylko, że ich katorga w tym miejscu zaczęła się w połowie października 1944, a zakończyła w styczniu 1945 co daje blisko 4 miesiące codziennego kopania umocnień w trakcie deszczu, mrozu czy też śniegu. Nie jestem w stanie oszacować ilości przerzuconej przez nie ziemi jednak biorąc pod uwagę, że w okolicach Milicza rowy przeciwczołgowe ciągną się na dystansie blisko 15 km to ilość jej powinna być liczona w setkach ton. Praca ta byłaby ponad siły niejednego mężczyzny, a co dopiero kobiety poddanej tak trudnym warunkom bytowym z jakimi na codzień miały doczynienia więźniarki z Gruszeczki dlatego nigdy nie zapomnijmy tego co działo się w lesie położonym nieopodal ulicy Grzybowej. Jeśli kiedyś czytelniku zdarzy Ci się trafić do tego miejsca to chodząc w zachowanych do dziś rowach przeciwczołgowych wspomnij o ich budowniczkach - więźniarkach niemieckiego obozu pracy przymusowej FAL Birnbäumel.
Mój dzisiejszy tekst jest najdłuższym jaki do tej pory został tu opublikowany, mam nadzieję, że ilość zamieszczonego w nim materiału - zarówno fotograficznego jak i tekstowego - nie jest zbyt przytłaczająca dla czytelnika. Nie mogłem jednak zrobić tego w inny sposób jaki właśnie zrobiłem przedstawiając problematykę tej części linii Bartholda w szerokim spektrum uwzględniającym zarówno metody wspierające jakie mogły zostać wykorzystane w walce obronnej prowadzonej przez Wermacht wraz z samymi rowami przeciwczołgowymi, a także poświęcając miejsce obiektom im towarzyszącym w postaci okopów oraz stanowisk dział. Tylko tak szerokie spojrzenie na to zagadnienie daje pełen obraz tego typu umocnień oraz podkreśla ich specyficzny charakter wykorzystania w działaniach bojowych. Niejako nie wspominając o tym starałem się również dać do myślenia czytelnikowi na temat tego jak ciężką pracą było wykopanie rowów przeciwczołgowych przez zabiedzone kobiety będące więźniarkami obozu pracy, które w najtrudniejszym okresie ze względu na warunki pogodowe zajmowały się ich budową. Przypomnę tylko, że ich katorga w tym miejscu zaczęła się w połowie października 1944, a zakończyła w styczniu 1945 co daje blisko 4 miesiące codziennego kopania umocnień w trakcie deszczu, mrozu czy też śniegu. Nie jestem w stanie oszacować ilości przerzuconej przez nie ziemi jednak biorąc pod uwagę, że w okolicach Milicza rowy przeciwczołgowe ciągną się na dystansie blisko 15 km to ilość jej powinna być liczona w setkach ton. Praca ta byłaby ponad siły niejednego mężczyzny, a co dopiero kobiety poddanej tak trudnym warunkom bytowym z jakimi na codzień miały doczynienia więźniarki z Gruszeczki dlatego nigdy nie zapomnijmy tego co działo się w lesie położonym nieopodal ulicy Grzybowej. Jeśli kiedyś czytelniku zdarzy Ci się trafić do tego miejsca to chodząc w zachowanych do dziś rowach przeciwczołgowych wspomnij o ich budowniczkach - więźniarkach niemieckiego obozu pracy przymusowej FAL Birnbäumel.
Porośnięta drzewami leśna polana nieopodal centrum wsi Gruszeczka będąca przed laty miejscem gdzie ulokowane zostały baraki więźniarek znajdującego się tu niemieckiego obozu pracy przymusowej dla kobiet - FAL Birnbäumel. Budowniczek umocneń linii Bartholda w okoliach Milicza. Stan na marzec 2020.
Czytając to zdanie masz już pewność, że dotarłeś do końca części tekstu odnoszącego się bezpośrednio do kwestii związanych z realizacją tajnej akcji Barthold w Miliczu oraz tych związanych z obozem pracy przymusowej dla kobiet z Gruszeczki. W chwili obecnej kwestie te uważam za zamknięte nie ukrywam jednak, że w samym Miliczu pojawię się jeszcze nie jeden raz gdyż chciałbym przyjrzeć się kilku innym interesującym mnie zagadnieniom związanych z tym miastem. Tymczasem zapraszam do zapoznania się z "raportem" dotyczącym wspomnianego już odkrycia, którego opisanie miałem pozostawić na koniec. Prawdę mówiąc nie wiem od czego powinienem tutaj zacząć więc może po prostu zacznę od początku. W trakcie eksploracji lasu znajdującego się w okolicach ul. Grzybowej natrafiliśmy na znajdujące się tam betonowe koryta o jak się nam na początku wydawało nieznanym przeznaczeniu przy których znajdowały się już zasypane częściowo studnie (równiez wykonane z betonu). Oba koryta oddalone są od siebie o około 2 km, a skoro miałem zacząć od początku to również muszę się tutaj trzymać chronologii dlatego zacznijmy od pierwszego z nich - położonego w niedalekiej odległości od rowu przeciwczołgowe. Do jego znalezienia doszło zupełnie przypadkiem, dzięki spostrzegawczości Marcina, który zauważył wystający z ziemi beton. Po wstępnych oględzinach stwierdziliśmy, że nie jest to raczej nic ciekawego jednak nauczony swoim doświadczeniem postanowiłem poświęci trochę więcej czasu na dokładniejsze przyjrzenie się betonowi. W trakcie jego znacznie dokładniejszych oględzin na wewnętrznej części betonowej konstrukcji koryta zauważyłem ukryte za gałęziami oraz mchem napisy - widniejące po obu stronach dłuższej ścianki daty 1943 (fotografia jednej z nich posłużyła mi jako pierwsze zdjęcie do tekstu) oraz odciśnięte tylko po jednej stronie słowa H. Schiwek oraz Wachtm Weber. Jak można się domyślić słowa H. Schiwek oraz Weber odnosiły się do imienia oraz nazwisk natomiast samo już zapewne zapisane w skrócie słowo Wachtm wymagało chwili skupienia aby określić co mogło ono oznaczać. Jak się po chwili okazało jego rozwinięciem jest słowo Wachtmeister, którego Polskim odpowiednikiem jest Wachmistrz - wojskowy stopień używany w kawalerii jak i artylerii.
Od góry z lewej pierwsze 3 zdjęcia przedstawiają znajdujące się po wewnętrznej stronie ścianek napisy z zachowaniem kolejności w jakiej zostały odciśnięte (H. Schwiek, 1943, Wachtm Weber), warto w ich przypadku zwrócić uwagę na zmyślne podkreślenie jakie się pod nimi znajduje, a które również zostało odciśnięte w betonie; 4 zdjęcia przedstawia Marcina podnoszącego darń porastającą betonowe dno koryta; 5 zdjęcie jest zbliżeniem na studnie z widoczną betonową cembrowiną oraz 6 to widok ogólny na koryto wraz ze studnią. Stan na marzec 2020.
Nasze zdumienie na zaistniały stan rzeczy znaleziska było ogromne jednak po pierwszym szoku należało zabawić się w detektywów i połączyć ze sobą dostępne poszlaki szczególnie, że jeszcze w międzyczasie Marcinowi udało się podnieść warstwę darni jaka porastała koryto i naszym oczom ukazało się betonowe, lekko zaokrąglone dno. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki jak obecność studni zapewniającej dostęp do świeżej wody, wyryte słowa (a w szczególności jedno - Wachtmeister - będące stopniem wojskowym odnoszącym się do formacji używających koni) oraz kształt konstrukcji pozwalający na łatwe jej czyszczenie obiekt ten nie mógł być niczym innym jak tylko poidłem dla koni lub też jednego konia będącego własnością Wachmistrza Webera. W gwoli wyjaśnienia widniejąca na nim data to oczywiście upamiętnienie roku budowy poidła, a H. Schiwek to prawdopodobna osoba, która je wybudowała. Osobną kwestią pozostaje jeszcze ustalenie tego dlaczego poidło powstało właśnie w tym miejscu w 1943 roku jednak zanim spróbuję przedstawić jakąś spójną i logiczną hipotezę na ten temat przyjrzyjmy się drugiemu podobnemu korytu jakie równiez przypadkowo odnaleźliśmy około 2 kilometry dalej. Jego ogólna forma była bardzo podobna do tej z jaką mieliśmy już doczynienia z tym, że było ono przynajmniej trzy większe od pierwszego tu opisywanego i nie posiadało jakichkolwiek napisów co może świadczyć o tym, że korzystało z niego więcej koni użytkowanych przez żołnierzy o niższym stopniu. Poidło to jak i sąsiadująca z nim studnia były także zachowane w trochę gorszym stanie niż poprzednie, a ponadto mniej więcej w połowie jego długości wystawała z niego śruba o nieznanym przeznaczeniu.
W kolejności od góry z lewej na zdjęciu nr 1 widoczne jest poidło w widoku ogólnym; zdjęcie nr 2 przedstawia przekop do jego betonowej krawędzi oraz dna; śruba w zbliżeniu widoczna jest na fotografii nr 3 natomiast na ostatniej czwartej widzimy jego krótką krawędź. Zamieszceanie zdjęcia studnia w tym przypadku nie miało większego sensu ze względu na jej stan zachowania oraz to, że na fotografii pozostawała praktycznie niewidoczna. Stan na marzec 2020.
O ile z ustaleniem przeznaczenia tych koryt nie mieliśmy większych problemów tak już ustalenie powodu ich budowy w tym miejscu w roku 1943 przysporzyło znacznie więcej problemów. Jedyną sensowną hipotezą jaką można tutaj wysnuć jest połączenie terenu lasu położonego przy obecnej ul. Grzybowej ze znajdującą się nieopodal strzelnicą jaka mogła być w owym roku wykorzystywana przez jeźdźców niemieckiej artylerii konnej dowodzonych przez Wachmistrza Webera, którzy przy okazji przeprowadzali ćwiczenia jeździecki w jej najbliższej okolicy. Czy jednak mogło być tak na pewno tego nie jestem w stanie stwierdzić. Jeśli czytając ten tekst wpadłeś na jakiś inny pomysł niż mój lub też posiadasz wiedzę pozwalającą na określenie rzeczywistego przeznaczenia tych poideł to koniecznie daj mi znać. Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć, że znalezisko to traktuję jako nasze odkrycie z tego powodu, że jak do tej pory nie zostało ono jeszcze w żadnych znanych mi publikacjach opisane czy też skatologowane wraz z wyjaśnieniem znajdujących się na nich napisów oraz określeniem ich funkcji w tym miejscu. Jeśli jednak znajdują się jakieś materiały opisujące wspomniane już poidła to równiez proszę o wiadomość abym mógł mieć pewność, że nie powinienem ich traktować jako coś zupełnie nowego i jak do tej pory nieznanego.
Bardzo dobra robota.
OdpowiedzUsuńsuuper :)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujaca praca. Bylam w tych lasach kilka razy z nadzieja, ze Moze COS odkryje, znajde, wypatrze...i nic. A wam Panowie ; Brawa! 🌹
OdpowiedzUsuńNo cóż, czasem tak bywa, że przeczesuje się wielokrotnie dane miejsce i na nic się nie trafia. Wtem pojawia się ktoś inny i coś znajduje. Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam.
Usuń