wtorek, 19 grudnia 2017

Smoszew - zaginiony ośrodek Lebensbornu

Założona z inicjatywy Heinricha Himmlera w 1935 roku oraz wchodząca w skład administracji SS organizacja Lebensborn pozostaje kolejną gałęzią Shutzstaffel znajdującą się w kręgu moich zainteresowań. Jej nazwę można przetłumaczyć jako "Źródło Życia", brzmi to dość pretensjonalnie jednak w całości oddaje cele jakie miały być przez nią realizowane, a w szczególności ten jeden najważniejszy jakim było określone w jej statucie odnowienie niemieckiej krwi. Ich osiągnięcie miało odbywać się m.in. za pomocą wspierania wartościowych pod kątem rasowym jak i biologicznym rodzin wielodzietnych, opieką nad samotnymi matkami wychowującymi dzieci (oczywiście aby do tego doszło należało najpierw dokładnie zbadać samą matkę, dziecko, a także ojca pod kątem ich przydatności rasowej), udzielaniu pomocy brzemiennym kobietą na terenach okupowanych, które miały wydać nieślubne dziecko - jeśli spełniały one wymogi czystości rasowej udzielano jej pomocy, a także pozwalano na oddanie dziecka do adopcji. Realizacja celów miała się również odbywać za pomocą budowy specjalnych ośrodków Lebensbornu o różnorakim przeznaczeniu. Według oficjalnego przekazu organizacja ta pozostająca pod kierownictwem Maxa Sollmanna miała mieć charakter społeczno-dobroczynny jednak pod pozorem chęci niesienia opieki kryło się drugie, bardziej mroczne dno. 

SS-Standartenführer Max Sollmann przed rozpoczęciem procesów Norymberskich. (źródło: thirdreicharts.com)

Pomimo tego, że rzeczywiście działalność organizacji z niemieckiej perspektywy mogła się w ówczesnym okresie wydawać jako dobroczynna to w rzeczywistości działania podejmowane przez nią szokują do dzisiejszego dna - głównie dlatego, że związane one były z dziećmi. Budowa obozów przesiedleńczych dla dzieci była normą na terenach okupowanych, należy jednak pamiętać, że nie były to zwykłe obozy, a miejsca selekcji. To właśnie w nich gromadzono dzieci spełniające normy pozwalające na uznanie ich za Aryjczyków po czym już na tym etapie rozpoczynano prace nad ich zniemczaniem, a następnie odsyłano je do Rzeszy gdzie trwała dalsza germanizacja. Tak "zaprogramowane" dzieci zostawały adoptowane przez nie mogące mieć potomstwa niemieckie rodziny. Znane mi ośrodki tego typu znajdowały się m.in. w Bydgoszczy, Kaliszu czy też Łodzi jak i w Poznaniu jednak skąd pozyskiwano do nich te wszystkie dzieci? Jednym ze sposobów było rzeczywiście przekazywanie ich przez matki, które z własnej lub przymuszonej woli zaszły w ciąże z żołnierzem Wermachtu czy też SS - dotyczyło to jednak tych najmłodszych. Starsze dzieci natomiast to już znacznie bardziej poważna sprawa, były one najzwyczajniej zabierane matkom... sam jestem ojcem i nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakie cierpienie przeżywały zarówno dzieci jak i ich rodzice. W tym momencie należy wspomnieć o działalności nieżyjącego już prawnika Romana Hrabara, który w powojennym polskim rządzie objął stanowisko pełnomocnika ds. rewindykacji dzieci polskich wykradzionych przez Lebensborn podczas II Wojny Światowej, był również członkiem Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (organizacji znanej ze swojej działalności m.in. na terenie Riese).  Jego prace na tym stanowisku trwały od 1947 do 1950 roku choć ze sprawą grabieży polskich dzieci zetknął się w 1945 tuż po zakończeniu wojny kiedy przyjechał na Śląsk w celu organizowania opieki społecznej dla mieszkających tam Polaków. Na żywo zainteresował się działalnością organizacji Lebensborn gdy zaczęły wychodzić na światło dzienne dokumenty dotyczące nie tylko grabieży dzieci ze Śląska ale również z innych części Polski, dzięki jego zaangażowaniu otrzymał wyżej wymienione stanowisko. Współpracował między innymi z założoną w Waszyngotnie organizacją UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration - Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy), do której siedziby znajdującej się w bawarskim Heidelbergu udał się tuż po objęciu stanowiska w Polskim rządzie. Jego obecność w tym miejscu nie była przypadkowa gdyż uzyskał tam akredytację jako Senior Child Research Officers (Starszy Specjalista ds. Poszukiwań Dzieci) z ramienia Polskiego Czerwonego Krzyża. Jego szerokie kontakty (m.in. z przyjaciółką żony ówczesnego prezydenta USA Eleonor Roosevelt) nie pozostawały bez znaczenia na sukcesy jego prac poszukiwawczych, dzięki nim dotarł m.in. do około 4000 stron dokumentów dotyczących organizacji Lebensborn, a następnie odzyskał pierwsze 25 dzieci z zakładu opiekuńczego "Schloss Hubertus" jaki znajdował się w bawarskim Oberlauringen. 

Jeden z przykładowych dokumentów dotyczących organizacji Lebensborn. (archiwum Jakuba Pomezańskiego, źródło: NARA)

Jego działalność polegająca na poszukiwaniu uprowadzonych dzieci przyniosło można powiedzieć dodatkową korzyść - dzięki zeznaniom odnalezionym w Niemczech Aliny Antczak, Barbary Mikołajczyk oraz Sławomira Grodomskiego-Paczesnego udało się skazać w VII procesie norymberskim na wieloletnie więzienia 13 ludzi związanych z Lebensbornem. Niestety ze względu na coraz bardziej pogarszające się relacje pomiędzy ZSRR oraz Aliantami Zachodnimi jego współpraca stawała się coraz trudniejsza aż w końcu wręcz niemożliwa.Wraz z dniem 31 sierpnia 1950 delegatury PCK przestały istnieć po zachodniej stronie żelaznej kurtyny, która na blisko 40 następnych lat podzieliła świat. Przez bardzo, krótki okres działalności Romana Hrabara jako pracownika Polskiego rządu jak i zespołowi, który stworzył udało mu się odzyskać około 33000 uprowadzonych przez Niemców dzieci (co stanowiło 20% całości tych wywiezionych z Polski w okresie II Wojny Światowej). Niestety aż 170000 tysięcy pozostało poza granicami ich ojczyzny (głównie w Niemczech oraz Austrii) , najmłodsze z nich byłyby dziś w wieku 80 lat. Po zakończeniu swojej misji Roman Hrabar osiadł na stałe w Katowicach gdzie zajął się działalnością adwokacką jak i pisarską. Jest autorem sześciu książek, w których opisywał swoją działalność poszukiwawczą dzieci, należy podkreślić, że do dzisiejszego dnia publikacje jego autorstwa stanowią wręcz obowiązkową lekturę wyjściową dla każdego kto chciałby zapoznać się działalnością "Źródła Życia". To jednak nie wszystko, wszyscy Ci którzy potrzebowali pomocy od Głównej lub Okręgowych Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w związku z zaginionymi dziećmi byli kierowani do niego. Dzięki swoim szerokim kontaktom i jakoby zakulisowym działaniom w okresie Zimnej Wojny próbował odzyskać to co było cenniejsze dla tych ludzi - ich własne dzieci. Do dzisiejszego dnia jest również jak do tej pory jedynym Polakiem, który brał czynny udział w poszukiwaniu porwanych dzieci jak również badaczem zagadnień związanym z organizacją Lebensborn.

Roman Hrabar, Pełnomocnik Rządu Polskiego ds. Rewindykacji Dzieci Polskich (1909 - 1996). (źródło: archiwum)

Właśnie w jednej ze wspomnianej powyżej książce (była to książka "Lebensborn czyli Źródło Życia") Romana Hrabara około 2012 roku trafiłem na informację o Smoszewie. Według ustaleń Polskiego poszukiwacza w 1944 roku na terenie tej Wielkopolskiej wsi miał powstać "kombinat hodowlany" dla "matek Lebensbornu". Docelowo miało się tam znaleźć aż 500 niewielkich domków dla kobiet (prawdopodobnie jeden dom przeznaczony dla jednej kobiety) z czego do 1945 roku wybudowano ich zaledwie 24. Nazwa ośrodka była również bardzo ciekawa gdyż brzmiała "Lebensborn-Siedlung-Heimstätte" (co można przetłumaczyć jako "Wiejska Osada Lebensbornu") i w zupełności oddawała charakter placówki położonej w malowniczej okolicy Krotoszyna, którą jest Smoszew. Żywo zainteresowany tematem przejrzałem większość (o ile nie wszystkie) archiwalne numery gazet jakie ukazywały się w tych okolicach od lat 70 do drugiej połowy 90 i ku mojemu zdziwieniu na natrafiłem choćby na najmniejszą wzmiankę na ten temat. Nie inaczej było również w przypadku publikacji traktujących o historii tej części Polski czy też okolicznymi pasjonatami. Co prawda oni słyszeli o tym, że placówka Lebensbornu znajdowała się w Smoszewie jednak nikt nie potrafił sprecyzować gdzie. Pomimo całkowitej pustki w głowie postanowiłem się tam wybrać, tym bardziej, że do Smoszewa od miejsca gdzie mieszkam mam około 30 kilometrów. Zbiegiem okoliczności jeden z pasjonatów bodajże na tydzień przed moim wyjazdem skontaktował mnie z Panią Joanną Dzierlą - mieszkanką Smoszewa, a jednocześnie osobą bardzo aktywną jeśli chodzi o promowanie jej miejsca zamieszkania jak i można ją nazwać lokalną animatorkę kultury. Choć Pani Joanna - co jeszcze bardziej mnie zdumiało - nie miała pojęcia gdzie w Smoszewie został częściowo wybudowany ośrodek "Lebensborn-Siedlung-Heimstätte" to słyszała o nim wielokrotnie i zawsze chciała do niego dotrzeć. Niestety podobnie jak i ja spotkała się z niezrozumiałą ścianą milczenia, nikt z mieszkańców jej wsi nic na ten temat nie wiedział lub... nie chciał wiedzieć. W każdym razie udało mi się namówić Panią Joannę na wspólne spotkanie do którego dołączył jeszcze jej mąż - leśniczy znający okoliczne tereny jak własną kieszeń. Wspólny wypad po okolicznych zakamarkach należał do bardzo udanych, a miejsca, które udało mi się zobaczyć po raz pierwszy w życiu dzięki małżeństwu Państwa Dzierlów były nad wyraz interesujące. Rejon Krotoszyna posiada bardzo ciekawą i nieznaną historię, jeszcze od czasów gdy ta część Polski znalazła się pod zaborem pruskim urządzono w tych stronach poligon wojskowy, później przejęty na potrzeby wojska II Rzeczpospolitej aby ponownie po 1939 zostały wykorzystane przez Niemców. Właśnie po ich bytności zachowało się do dziś najwięcej śladów - m.in. automatyczna strzelnica, magazyny amunicji czy też masowe groby, w których zostali pochowani Niemcy po uprzednim rozstrzelaniu przez Armię Czerwoną. Jest tutaj również dwa kluczowe miejsca, które można uznać za "magiczne" oraz ważne dla III Rzeszy... przynajmniej za działające do 1945 roku Ahnenerbe... do tego wrócę jeszcze w dalszej części tekstu.

Od lewej: doły pozostałe po ekshumacjach masowych grobów, wejście na teren dawnego niemieckiego magazynu amunicji, fragment automatycznej strzelnicy z widocznym kanałem technicznym. Stan na marzec 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Pomimo tego, że spotkanie z Państwem Dzierla nie zbliżyło zarówno mnie jak i Pani Joanny do zlokalizowania miejsca ulokowania ośrodka Lebensbornu w Smoszewie do dziś wspominam go jako bardzo udane i pouczające gdyż pomimo tego, że mieszkam w tej okolicy nigdy nie słyszałem nawet o pokazanych mi obiektach. Pomimo tego w mojej głowie zaczęła się powoli tworzyć pewna teoria, która znalazła swoje potwierdzenie już jesienią 2015 roku. Zanim jednak do tego doszło okolice Smoszewa odwiedziłem do tego czasu przynajmniej 5 razy, wraz ze zbliżającym się kolejnym wyjazdem ponownie przeglądałem stare gazety, książki, mapy, a także bardzo przydatny system skanowania laserowego gruntu o nazwie LIDAR do jakiego dostęp znajduje się na Geoportalu. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy, a sam LIDAR w tym wypadku nie wiele pomógł - znaczna część terenu znajdująca się na południowy-wschód od Krotoszyna gdzie znajduje się Smoszew nie jest dostępna. Ma to prawdopodobnie związek z tym, że w tych stronach znajdują się miejsca starożytnych pochówków, które uznałem uprzednio jako "ważne dla III Rzeszy miejsca magiczna". W międzyczasie napisałem również do wydawanej w powiecie krotoszyńskim gazety "Rzecz Krotoszyńska" artykuł na temat ośrodka Lebensbornu jaki powstawał w opisywanej już wsi. Niestety pozostał bez odzewu ewentualnych świadków czy też ludzi którzy zechcieliby na ten temat porozmawiać.

Artykuł z gazety "Rzecz Krotoszyńska" mojego autorstwa. Nomen omen znalazł się on na 13 stronie.

Moja publikacja w "Rzeczy Krotoszyńskiej" była można powiedzieć przełomowa gdyż to właśnie na jej łamach po raz pierwszy przedstawiłem swoje wnioski dotyczące wyboru Smoszewa przez Himmlera jako miejsca ulokowania placówki "Lebensborn-Siedlung-Heimstätte". Od czasu pierwszego spotkania z Państwem Dzierla nie dawała mi spokoju informacja na temat znajdujących się tutaj kurhanów jak i dwóch tzw. "diabelskich kamieni" (jeden z nich znajduje się w najbliższej okolicy, natomiast drugi już dalej więc poniżej skupię się tylko na tym pierwszym). Jako osoba zaznajomiona z działalnością Ahnenerbe, a także okultyzmu tak wielbionego przez samego Himmlera, powiązałem ze sobą już znane fakty - to nie mógł być przypadek. Miejsca starożytnych pochówków były jednym z kluczowych punktów zainteresowań Ahnenerbe, a badania nad nimi prowadziły aż trzy wydzielone w tej organizacji instytuty - Archeologii Klasycznej (Klassische Archäologie), Prehistorii (Urgeschichte) oraz Historii Starożytnej (Alte Geschichte) we współpracy z kolejnymi instytutami zajmującymi się m.in. badaniami nad folklorem, etnicznością, symbolami, runami etc. Liczono przede wszystkim na odkrycie starożytnych śladów świadczących o bytności w zamierzchłych czasach na terenach "skolonizowanych" ludów germańskim (co miało znaczenie praktyczne gdyż pozwalało na budowanie więzi niemieckich kolonizatorów z zajętymi ziemiami), a także poszukiwano artefaktów o ewentualnym znaczeniu magicznym.  Skądinąd wiem od pewnej osoby mieszkającej w okolicach Smoszewa, która prosiła o zachowanie anonimowości, że w czasie wojny na terenie znajdujących się tam kurhanów były prowadzone badania archeologiczne. Niestety tajemnicą pozostaje co zostało w nich znalezione oraz jak zostały sklasyfikowane przez niemieckich naukowców z Ahnenerbe, sądząc jednak po dalszych losach tych stron można przypuszczać, że zostały uznane za miejsca z których bije germańska moc przodków. 

 Od lewej: jedyny zrekonstruowany kurhan (z kilkunastu znajdujących się w Smoszewie), diabelski kamień zwany również zbójnickim, przykładowy kurhan (w tle) przed rozpoczęciem prac badawczych (okolica ukazuje jak mroczny klimat panuje w tym miejscu). Stan na marzec 2017. (fot. Jakub Pomezański)

Nie inaczej ma się również sprawa z "diabelskim kamieniem" choć tutaj opieram się raczej na przypuszczeniach niż na faktach. Według legendy pod kamieniem tym zwanym również "zbójnickim" miał znajdować się skarb grasującego w tych stronach rozbójnika, który zawarł pakt z diabłem. Jak się okazało kamień ten, podobnie jak inny znany mi tego typu głaz narzutowy uznany za "diabelski" posiada ślady po odłupaniu jego fragmentów. Aby jednak zrozumieć tego sens muszę w bardzo dużym skrócie przedstawić historię tego znanego mi kamienia, który znajduje się lasach otaczających wielkopolski Gołuchów. Z posiadanych mi informacji opartych na lokalnych przekazach ustnych Niemcy od gołuchowskiego kamienia podczas ostatniej wojny odłupali jego fragment i zabrali ze sobą w celu przebadania. Podobnego potraktowania głazu narzutowego dopatruję się również w Smoszewie widząc tutaj analogię w kamieniach tego samego typu choć samo porównanie miejsc gdzie się one znajdują (Smoszew-Gołuchów) nie przynosi żadnych konkretnych wniosków. Nie są mi również znane jakiekolwiek inne niemieckie prace z okresu wojny polegające na pobieraniu próbek kamieni dlatego traktuję ten temat jakoby na boku choć go nie wykluczam ze względu na specyficzny charakter prac prowadzonych przez Ahnenerbe. Należy tutaj pamiętać, że podobnie jak w przypadku współpracy pomiędzy placówkami zbrojeniowym skupionymi wokół SS, a Ahnenerbe taka sama sieć układów opartych na współpracy miała również miejsce na innych płaszczyznach III Rzeszy w tym również z Lebensbornem. Miało to niejaki związek z tym, że pomimo tego iż każda organizacja będąca częścią SS miała swoich nazwijmy ich "dyrektorów" to w każdym przypadku jedyną osobą stojącą ponad nimi jakoby w roli prezesa pozostawał Reichsführer-SS Heinrich Himmler. Nie inaczej było również w przypadku Lebensbornu, którym głównym zarządzającym pozostawał Himmler, a biorąc pod uwagę to, że jego decyzją wybrano Smoszew na miejsce ulokowania ośrodka oraz znając jego upodobanie do okultyzmu oraz spraw, które można nazwać najogólniej "magicznymi" to nie mógł być czysty przypadek.

Smoszew na przedwojennej, polskiej mapie. Na uwagę zwraca zaznaczenie na niej m.in. placu ćwiczeń jak i grobów przedhistorycznych (kurhanów). (źródło: archiwum)

Zdecydowany przełom w pracach poszukiwawczych nastąpił we wrześniu 2015 kiedy po kilku miesiącach od nawiązania kontaktu z Piotrem Jabłońskim ze Stowarzyszenia "Odyn" udało nam się spotkać w Smoszewie. Piotr korzystając ze swojego olbrzymiego wręcz doświadczenia jakie zdobył podczas prowadzonych przez Stowarzyszenie prac weryfikacyjnych jak i poszukiwawczych na terenie Riese wytypował najbardziej prawdopodobne miejsce gdzie mógł znajdować się powstający ośrodek Lebensbornu. Pod uwagę zostało wzięte kilka czynników takich jak: dostęp do wody, dostęp do pożywienia (folwark, duże gospodarstwo itp.), ewentualnych pozostałościach po materiałach budowlanych oraz możliwych do znalezienia artefaktach. Wybór padł na obecny zagajnik, częściowo wysiany naturalnie, a częściowo sztucznie. Przyglądając się kryteriom w bardziej szczegółowy sposób weryfikacja miejsca dała następujące rezultaty:
  1. Dostęp do wody: tak, w okolicy (około 200-300 metrów) znajduje się koryto strumienia "Czarna Woda". Ponadto w/g wiedzy kolegi ze Stowarzyszenia "Odyn" jest tam miejsce mogące być uznane za punkt czerpania wody. Pani Joanna Dzierla natomiast zdradziła pewien szczegół z historii wsi - miejsce to było nazywane przez okolicznych mieszkańców "kąpielką" i mogło powstać w okresie II Wojny Światowej.
  2. Dostęp do pożywienia: tak, obok miejsca uznanego za miejsce budowy "Lebensborn-Siedlung-Heimstätte" biegnie droga, która po około 300 metrach dociera do dawnego folwarku przejętego w okresie wojny przez Niemców.
  3. Pozostałości po materiałach budowlanych: tak, na terenie wytypowanego placu budowy znajdują się doły wypełnione żółtym piachem - żwirem. Nie są to jednak naturalne miejsca naturalnego występowania tego kruszywa, a wyglądają raczej jak nawiezione (w wyraźny sposób odcień gleby dołu różni się kolorem od żwiru i przypomina raczej gleby bagienne jakie m.in. występują w tej części kraju). Uwaga Pani Joanny również miała tutaj bardzo duże znaczenie, w/g jej informacji teren ten służył mieszkańcom okolic za miejsce pobierania żwiru pod wszelakie budowy.
  4. Występowanie artefaktów: tak, pod dość płytką powierzchnią gruntu natknęliśmy się na kilka cegieł (według Romana Harabara domy miały być drewniane, należy jednak pamiętać, że cegły mogły posłużyć m.in. do budowy kominów), stare gwoździe ciesielskie, podkładki używane do skręcania krokwi czy też coś co mogło być uchwytem od starych drzwiczek pieca. Ciekawe są również porozrzucane tam fragmenty gruzu, w tym coś co przypomina swoim wyglądem jeden z filarów bramy choć oczywiście można uznać je również jako współczesne.
  5. Dodatkowo chciałbym tutaj również wrzucić swoją uwagę - opisywane już kurhany również znajdują się w odległości około 300 metrów od wytypowanego przez Piotra Jabłońskiego miejsca. To nie mógł być przypadek...

W tym momencie warto również przyjrzeć się wykonanej dokumentacji fotograficznej:

 Wytypowany przez Piotra Jabłońskiego zagajnik będący miejscem budowy ośrodka Lebensbornu w Smoszewie, stan na wrzesień 2015 (fot. Jakub Pomezański)

Jeden ze "żwirowych dołów" jaki znajduje się na terenie zagajnika. Na uwagę zwraca wyglądający na nawieziony żółty piach. Stan na wrzesień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Znalezione na miejscu artefakty, najważniejszy z nich to widoczna tutaj podkładka do belek stropowych oraz gwóźdź do drewna. (fot. Jakub Pomezański)
Kolejne znaleziska ze Smoszewa, widoczny tutaj przedmiot przypominający wyglądem podkowę w rzeczywistości nie jest nią. (fot. Jakub Pomezański)
Jedna z kilku cegieł jakie znajdowały się płytko pod powierzchnią gruntu w miejscu gdzie powstawał ośrodek Lebensbornu. (fot. Wioletta Wodecka)

Przekazane przez Panią Joannę Dzierlę archiwalne zdjęcie przedstawiające smoszewski dworek. (źródło: archiwum)
 
Pomimo tego, że od ostatnich wydarzeń minęło już 26 miesięcy to sprawa ta została opisana po raz pierwszy z takimi szczegółami dopiero teraz. Przyznam się tutaj, że przez poświęconą energię na prowadzenie prac w Smoszewie trochę zniechęciłem się do sprawy ponieważ nie udało mi się jak wtedy sądziłem znaleźć niepodważalnego dowodu mogącego potwierdzić ulokowanie właśnie w tym miejscu placówki Lebensbornu. Dziś patrząc na sprawę bez emocji widząc przedstawione powyżej dowody poszlakowe jestem pewien, że właśnie w tym miejscu powstał opisywany ośrodek. Sprawa ta nie jest jeszcze do końca wyjaśniona dlatego wrócę do niej wiosną 2018 roku - należy zweryfikować jeszcze kilka miejsc na interesującym mnie terenie. Nurtującą mnie kwestią jest również rzeczywisty charakter "Lebensborn-Siedlung-Heimstätte" sprawy nie ułatwia brak jakichkolwiek dokumentów na ten temat jednak biorąc pod uwagę zasłonę milczenie mieszkańców Smoszewa jaka narosła dookoła tej sprawy budzą się we mnie pewne podejrzenia. Jednak to już pozostawię do następnego tekstu na ten temat, który powstanie w 2018 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz