niedziela, 31 grudnia 2017

Zakończenie roku z Wunderwaffe

2017 zmierza powoli ku końcowi, już za kilkadziesiąt godzin zaczną strzelać korki od szampanów i przywitamy kolejny nowy rok. Czy będzie on dobry to się jeszcze okaże jednak ze względu na to, że okres ten pozwolił mi na zrobienie sobie długiego weekendu postanowiłem uczcić przywitanie 2018 roku w wyjątkowy sposób. Od wczoraj jestem wraz ze swoją rodziną jak i przyjacielem Marcinem w Międzyzdrojach, a miasto to stało się naszą bazą wypadową na kilka następnych dni. Obecność właśnie w tym miejscu znajdującym się nieopodal niemieckiej granicy nie jest przypadkowa - jesteśmy w odległości zaledwie 60 kilometrów od Peenemünde, niewielkiej nadmorskiej gminy położonej na wyspie Uznam znanej z działającego w tym miejscu do 1943 roku ośrodka badawczego zajmującego się pracami nad bronią "V". Historia tajnych broni do dzisiejszego dnia pobudza wyobraźnię niejednego poszukiwacza tajemnic choć nie każdy miał możliwość zetknąć się z nimi osobiście czego ja miałem przyjemność doświadczyć. Zanim do tego przejdę chciałbym najpierw w skrócie przedstawić czym właściwie były te bronie "V", których nazwa wzięła się od pierwszej litery słowa Vergeltungswaffe (broń odwetowa), do której zaliczamy trzy rozwijane przez Niemców projekty  takie jak:

  • V-1 (nazwa seryjna Fieseler Fi 103) czyli latającą bombę tudzież pocisk manewrujący w wersji w wersji bezzałogowej, który wszedł do seryjnej produkcji i był wykorzystywany do atakowania Londynu. Jego napęd pulsacyjny pozwalał na osiągnięcie prędkości wynoszącej 650 kilometrów na godzinę przy 240 kilometrach zasięgu. Ze względu na bardzo dużą zawodność oraz stosunkowo nie dużą prędkość, która pozwalała na jego łatwe zestrzelenie nie była to idealna konstrukcja. Ciekawostką jest fakt, że pracowano również nad jego załogową wersją oznaczoną jako Fieseler Fi 103R jednak nie została ona użyta bojowo, stanowiła natomiast inspirację dla Japończyków, którzy stworzyli swoją wersję latającej bomby-pocisku o nazwie Yokosuka MXY7 Ohka przeznaczoną do ataków kamikaze. W przeciwieństwie do niemieckiego załogowego pierwowzoru zostały one wykorzystane bojowo m.in. do zaatakowania amerykańskiej floty stacjonującej na Okinawie. 

 Fieseler Fi 103 w czasie lotu. (źródło: archiwum)

 Fieseler Fi 103R - załogowa wersja V-1. (źródło: archiwum)

Japońska wersja latającej bomby o nazwie Yokosuka MXY7 Ohka. (źródło: archiwum)

  • V-2 będący pierwszym pociskiem balistycznym (mówiąc wprost - rakietą) powstającym pod czujnym okiem Wernhera von Brauna początkowo rozwijanym jak i budowanym w ośrodku Peenemünde. Po jego zniszczeniu przez Aliantów w 1943 roku wybudowano do jego kompleks sztolni wykutych w górach Harz znany pod kryptonimem Dora. W przeciwieństwa dla V-1 jego prędkość wynosiła już 5500 kilometrów na godzinę co uniemożliwiało jego zestrzelenie jednak zasięg pozostawał niewielki bo zaledwie 320 kilometrów. Nie był on zresztą na ówczesnym etapie wojny najgorszy gdyż i tak głównym kierunkiem w jakim wystrzeliwano rakiety był również Londyn. Projekt V-2, znanego również pod pierwotną nazwą jako Aggregat 4 był kluczowy dla III Rzeszy i to właśnie w nim pokładano największe nadzieje - planowano wybudować specjalne okrętu podwodne przystosowane do ich przenoszenia, a także (już mniej potwierdzona informacja) przystosować je do przenoszenia broni chemicznej tudzież biologicznej.  

V-2 na specjalnie przystosowanych do ich transportu lawetach wraz z widoczną w tle startującą rakietą. (źródło: archiwum)

  • V-3 będący wielokomorowym działem, którego zasięg miał wynosić aż 165 kilometrów. W tym celu do jego głównej lufy zamontowano szereg dodatkowych komór z materiałami wybuchowymi, których eksplozje miały zwiększać prędkość już wystrzelonego pocisku. Ze względu na charakterystyczny wygląd jakie nadawały działu te dodatkowe komory zostało ono nazwane stonogą (Tausendfüßler). Jak można się domyślić konstrukcja ta była bardzo skomplikowana, a co za tym idzie wadliwa i podatna na uszkodzenia co czyniło ją najmniej udaną bronią "V".

Stanowisko działa "Tausendfüßler". (źródło: archiwum)

Oczywiście jak często ma to miejsce w świecie poszukiwawczo-historycznym tak i w sprawie broni odwetowych zdania badaczy są podzielone - niektórzy uważają, że Vergeltungswaffe było znacznie więcej, a najbardziej radykalne teorie mówią nawet o kilkunastu ich modelach kończąc nawet na V-18. Pomimo tego, że zagadnienie to jest bardzo ciekawe nie chciałbym go jeszcze rozwijać ze względu na jego zawiłość dlatego uznajmy na tę chwilę, że lista ta kończy się na V-3. Wszystkim tym co charakteryzuje owe bronie jest to, że ich testy oraz konstrukcja odbywały się w samym ośrodku Peenemünde (V-1 i V-2) jak i jego najbliższej okolicy (V-3, wyjątkiem jest to, że jego konstrukcja odbywała się we francuskim Mimoyecques natomiast testy miały miejsce w znajdującej się nieopodal Międzyzdrojów wsi Zalesie) ale również fakt, że sam projekt broni "V", którego były częścią wkomponowywał się w doktrynę "Wunderwaffe" (cudowna broń). Ta pochodząca jeszcze z okresu I Wojny Światowej częściowo oparta na propagandzie doktryna mówiła o konstrukcji nowej broni mającej odmienić losy wojny, skupiając się tutaj na II Wojnie Światowej chodziło o konstrukcję nowych superciężkich czołgów, samolotów rakietowych oraz odrzutowych, broni atomowej oraz wszelakich awangardowych rozwiązań, które w znacznym stopniu wyprzedzały swoją epokę jak i dokonania Aliantów. Co prawda w przypadku broni odwetowych o takiej awangardzie możemy głównie mówić tylko w kontekście V-2 jak i po części V-1 (V-3 ze względu na rzeczywiście znikome wartości bojowe pomijam) to właśnie dla tego pierwszego jak już wspomniałem wcześniej Niemcy zrobili najwięcej. Pomijając już tutaj sam kompleks wykuty w skałach gór Harz to ciekawą kwestią pozostaje związek niemieckich rakiet balistycznych z samym Riese. Teoria ta ma zarówno tyle samo zwolenników jak i przeciwników, choć sam podchodzą do niej z pewnym sceptycyzmem to nie pozostaję ślepy na oczywiste fakty, należy tutaj jednak pomyśleć o kompleksie tym jako nie o miejscu ich budowy, a raczej składowania czy też operowania nimi. Kłania się tutaj koncepcja Riese jako ostatniej reduty - innowacyjnego jak na tamte czasy obiektu łączącego w sobie zarówno cechy gigantycznego schronu dygnitarzy III Rzeszy jak i centrum dowodzenia posiadającego na swoim uzbrojeniu rakiety balistyczne, do których bez wątpienia można zaliczyć V-2. Oczywiście w ich przypadku nie można tutaj mówić  o konkretnym ich wykorzystaniu choćby ze względu na bardzo ograniczony zasięg jednak należy pamiętać, że projekt ten był cały czas rozwijany, a w 1952 roku radziecka rakieta R-2 będąca kopią niemieckiej V-2 miała zasięg zwiększony o 300 kilometrów w stosunku do pierwowzoru. Bardzo istotne jest również to, że obecnie znane nam sztolnie jakie zostały wybudowane w okresie II Wojny Światowej na terenie Gór Sowich nie spełniają jakichkolwiek wymagań jakie stawiałby takie obiekt jednak należy mieć na uwadze to, że nie zostały one ukończone, a przynajmniej część jaka jest nam znana gdyż jak powszechnie wiadomo (choćby w oparciu o wspomnienia Speera) ilość materiałów budowlanych była niewspółmiernie większa do tego co zostało wykorzystane jak i pozostało po wojnie na placach budowy... będąc przy temacie Riese należy w tym momencie wspomnieć jeszcze  o zeznaniach byłych więźniów wykorzystywanych do drążenia sztolni w okolicach Walimia, którzy słyszeli o przeznaczeniu kompleksu właśnie na potrzeby broni "V". Jeden z takich dokumentów spisany przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, a przekazanych mi przez śląskiego badacza Macieja Bartkówa zamieszczam poniżej do wglądu.

 Dokument GKBZNwP łączący kompleks Riese z realizacją programu broni "V". (źródło: IPN, archiwum Jakuba Pomezańskiego)

Choć od kilku lat próbuję znaleźć prawdziwie mocne dowody pozwalające na możliwość rzeczywistego połączenia kompleksu w Górach Sowich z V-2 (V-1 z wiadomych względów wykluczam) to jak do tej pory niestety nie udało mi się na nie trafić. Temat ten jednak wraca do mnie co jakiś czas i właśnie tak było wczesną wiosną 2016 roku kiedy po rozmowie z zaprzyjaźnionym bydgoskim badaczem zagadnień związanych z niemiecką rakieta balistyczną - Wojciechem Mąką okazało się iż posiada on w swoich zbiorach zakupiony na portalu Allegro identyfikator pracownika Heeresversuchsanstalt Peenemünde (Centrum Badań Wojskowych Peenemünde). Jak twierdził jego znalazca wyzbywający się swojej kolekcji został on wykopany na terenie... Riese. Niestety nie udało mi się dotrzeć do niego po dziś dzień jednak identyfikator ten znajduje się obecnie w mojej kolekcji i stanowi dla mnie bardzo silny bodziec mobilizujący mnie do dalszego drążenia nie do końca wyjaśnionego wątku Wunderwaffe w Górach Sowich. Należałoby tutaj jeszcze rozważyć możliwość ewentualnego oszustwa związanego z podaniem miejsca jego znalezienia jednak brakuje tutaj jakiegokolwiek motywu - kupujący czyli Wojciech absolutnie nie jest zainteresowany tematem "sowiogórskiego olbrzyma" (do takiego stopnia, że nie do końca zdawał sobie sprawy z wagi jaką stanowiło miejsce jego znalezienia!) więc zainteresowanie go kupnem poprzez podanie takiej, a nie innej lokalizacji całkowicie mijało się z celem. Został zakupiony natomiast dlatego, że identyfikator ten nie miał zbyt wygórowanej ceny oraz ze względu na zainteresowania kolegi Wojciecha jakim są prace nad V-2. Zakładając, że rzeczywiście jest to prawda (na co jestem obecnie przekonany w 90%) to trzeba sobie odpowiedzieć na jedno bardzo ważne pytanie... Co było powodem przyjazdu na Dolny Śląsk pracownika działu HVP? W chwili obecnej możemy tylko spekulować jednak odpowiedź na to pytanie prędzej czy później zostanie znaleziona, a Riese wbrew ostatnim "modnym" teorią zaskoczy nas jeszcze niejednym.

Rzekomo znaleziony na terenie Riese identyfikator pracownika Heeresversuchsanstalt Peenemünde. (zbiory Jakuba Pomezańskiego)

A jakie były dalsze losy V-2 po zniszczeniu ośrodka w Peenemünde oraz rozpoczęcia produkcji w górach Harz? Przede wszystkim biura projektowe jeszcze w 1943 roku zostały przeniesiona do sztolni znajdującej się w pobliżu austriackiego jeziora Traunsee, w tym samym roku zapadła również decyzja o stworzeniu poligonu doświadczalnego w okolicy podkarpackiej wsi Blizna. Ze względu na postępujące zmiany na froncie spowodowane z błyskawiczną ofensywą Armii Czerwonej, dla których kluczowy był lipiec 1944 zapadła decyzja o przeniesieniu poligonu z Blizny do Borów Tucholskich gdzie kontynuowano pracę badawcze nad zachowaniem się rakiet w czasie lotu próbując jednocześnie poprawić ich celność. Jednym z kierunków gdzie wystrzeliwano rakiety były tereny znajdujące się dziś na pograniczu województwa Wielkopolskiego i Łódzkiego. Miało to prawdopodobnie miejsce zimą na przełomie 1944 i 1945 - jak udało mi się ustalić podczas rozmowy z mieszkańcem tychże stron podczas weryfikacji terenowej. O samej sprawie zaś dowiedziałem się z publikacji Wacława Klepandy - działacza PTTK oraz byłego żołnierza Armii Krajowej, na które natrafiłem w periodyku "Na Sieradzkich Szlakach". Korzystając ze zdobytej wiedzy wyruszyłem w 2015 roku na rozeznanie terenowe podczas, którego natrafiłem na uprzednio wspomnianego świadka, a później dzięki jego opisowi wydarzeń z zimy 1944/1945 jak i udostępnionemu na Geoportalu systemowi LIDAR dotarłem do dwóch jak się okazało nie odkrytych do tej pory miejsc upadku rakiet V-2. Niestety ze względu na brak aparatu podczas pierwszych prac terenowych nie posiadam żadnej dokumentacji fotograficznej dotyczącej miejsca upadku nr 1 jednak mogę powiedzieć, że wraz z kolegą Jackiem wykonaliśmy wtedy kawał dobrej roboty. Odnaleźliśmy kilkanaście elementów stalowych jak i aluminiowych - większość była niemożliwa do zidentyfikowania jednak pośród nich znalazł się fragment zębatki jak i łańcuch serwomotoru steru. Do miejsca upadku nr 2 podeszliśmy jednak już będąc przygotowanym w znacznie lepszy sposób jak i w składzie powiększonym o kolejną osobę - dołączył wtedy do nas Grzegorz, który przyjechał do nas aż z Bytomia. 


Drugie miejsce upadku rakiety V-2 na pograniczu województwa Wielkopolskiego i Łódzkiego, stan na sierpień 2015. (fot. Jakub Pomezański)

Podczas pamiętnej, upalnej soboty (zakończonej swoją drogą wielką ulewą i nawałnicą) odnaleźliśmy w sumie 75 fragmentów rakiety rozrzuconych w promieniu do 50 metrów od leja. Pośród nich dało się rozróżnić niemożliwych do zidentyfikowania elementów stalowych oraz 29 aluminiowych. To właśnie pośród tych drugich kolega Jacek znalazł piękny rozerwany eksplozją kawałek będący fragmentem pokrywy turbopompy paliwa. 


Znaleziony przez Jacka fragment pokrywy turbopompy paliwa znajdującej się wewnątrz rakiety V-2. (fot. Jacek)

Dziwnym może wydawać się fakt, że w miejscu upadku rakiety znajdowane jest tak mało jej elementów. Jest to jednak dziwne tylko z pozoru, należy pamiętać, że konstrukcja V-2 w owym okresie była na tyle tajnym i awangardowym projektem, że Niemcy nie mogli pozwolić sobie na pozostawienie jej większych szczątków pozostałych po wybuchu. Wszystko było dość skrupulatnie zbierane i odsyłane w celu dalszych badań ze szczególnym uwzględnieniem elementów elektroniki wraz z tzw. "komputerem" obliczającym trajektorię lotu. 


Odnalezione w sierpniu 2016 szczątki rakiety V-2 znalezione w pobliżu drugiego miejsca upadku. (fot. Jakub Pomezański)

Tak właśnie wyglądało moje bliskie spotkanie z V-2, muszę przyznać, że było to wspaniałe doświadczenie i pomimo tego, że w okolicy znajdują się jeszcze inne miejsca ich upadku to wiele z nich zostało już przerytych przez domorosłych poszukiwaczy bez zachowania choćby podstawowej zasady poszukiwań jaką jest choćby orientacyjne oznaczenie na mapie miejsc odnalezienia ich szczątków. Do sprawy powróciliśmy ponownie w 2016 weryfikując kolejne miejsce upadku jednak poszukiwania te nie były tak owocne jak w 2015. Ze względu na obecność leja w pobliżu jednej ze wsi posłużył on jako śmietnik dla okolicznych mieszkańców, a porozrzucane dookoła śmieci uniemożliwiały prowadzenie jakichkolwiek prac. Dalsze poszukiwania miejsc upadku rakiet obecnie są dla mnie już zamkniętym tematem - od około roku skupiam się teraz na ich powojennym losie ze szczególnym uwzględnieniem prac nad rozwojem V-2 w ZSRR widzianym oczami amerykańskiego wywiadu. Wątek ten jest mało znany choć podobnie jak w przypadku USA i zainicjowanej przez ich służby specjalne operacji o nazwie "Paperclip" (Spinacz) podczas, której przejęto znaczną część niemieckich naukowców pozostaje on niezmiernie ciekawy. Według ustaleń CIA wiele miejsc testów V-2, a później kolejnych wersji rozwojowych tego pocisku balistycznego o nazwach R-1 oraz R-2 znajdowało się na terenie polskiego wybrzeża, a liczne infiltracje radzieckich ośrodków badawczych znajdujących się na terenie kosmodromu Kapustin Jar czy też w podmoskiewskim Chimki pozwoliło już w latach 50 na nakreślenie bardzo dokładnego planu obiektów. Od kilku miesięcy próbuję stworzyć tekst oparty na posiadanych przeze mnie dokumentach będących w rzeczywistości raportami wywiadowczymi CIA na temat powojennych losów V-2 w Związku Radzieckim jednak ze względu na znaczną ilość tematów, którymi zajmuję się w międzyczasie nie pozwala mi na dopięcie sprawy do samego końca. Aby nie być gołosłownym zamieszczę poniżej kilka poglądowych raportów do wglądu czytelnika jednak jeszcze bez żadnego komentarza czy też tłumaczenia. 



Przykładowe dokumenty wywiadowcze CIA. (źródło: archiwum CIA, zbiory Jakuba Pomezańskiego)

Zakończenie prac terenowych związanych z poszukiwaniem V-2 jak i zagłębienie się z powojenną historią rakiet w kontekście ZSRR to jeszcze nie koniec. Nasza obecność w Międzyzdrojach związana jest właśnie ze wspomnianym we wstępie ośrodkiem Peenemünde, który dziś odwiedziliśmy. Poza samą placówką badawczą dotarliśmy również do kilku innych interesujących miejsc związanych z kompleksem badawczym o czym napiszę już w nowym roku. Podczas 2018 roku chciałbym się również skupić na pozostałych obiektach związanych z rozwojem broni "V" - poligonie w Bliźnie oraz Borach Tucholskich, miejscu testowania samolotu rakietowego Bachem Ba 349 Natter jak i pozostałych miejsc związanych z ich rozwojem. Jeszcze w tym roku bo 31 grudnia przyjrzymy się miejscu gdzie testowano V-3 po czym ze spokojem pożegnamy 2017 rok. Właśnie z tej okazji chciałbym życzyć czytelnikom jak najbardziej udanego roku 2018, oby był on dla nas jak najbardziej pomyślny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz